Burza po słowach Timmermansa o granicy Polski. Problem w tym, że powiedział co innego

Po posiedzeniu Komisji sprawiedliwości Parlamentu Europejskiego w sieci wybuchła burza. Zarzucono Fransowi Timmermansowi, że grozi Polsce zmianą granicy. Ale nic takiego nie miało miejsca - wiceszef Komisji Europejskiej przypominał czasy historyczne, kiedy rzeczywiście Polacy nie mieli wpływu na kształtowanie granic swojego kraju.

Burza po słowach Timmermansa o granicy Polski. Problem w tym, że powiedział co innego
Źródło zdjęć: © Komisja Europejska | Łukasz Kobus
Kamil Sikora

31.08.2017 | aktual.: 31.08.2017 13:55

Zwolennicy PiS, a nawet posłowie partii Jarosława Kaczyńskiego, zapałali oburzeniem. Chodzi o słowa Fransa Timmermansa, które rzekomo padły podczas debaty w Parlamencie Europejskim (relacjonowaliśmy ją tutaj).

Komentatorzy swoje oburzenie oparli na jednym tweecie, który zamieścił w sieci Maciej Stańczyk. - Timmermans: Gdyby Niemcy były silniejsze, to Polska nie miałaby granicy tam gdzie ma - napisał. Jego tweeta podało dalej i polubiło kilkaset osób. Ci, którzy postanowili go skomentować, nawet nie zadali sobie trudu dotarcia do całej wypowiedzi. Podobnym tropem poszedł portal braci Karnowskich wPolityce.

Co naprawdę mówił Timmermans? Polskie tłumaczenie symultaniczne było dość zdawkowe i nie oddawało pełnego sensu wypowiedzi Holendra. Oto nasz przekład tego, co powiedział wiceszef KE. - Polska jest dzisiaj bardziej suwerenna, bardziej wolna, jej granice są bardziej bezpieczne, niż przez wieki w przeszłości. Przez chyba tysiąc lat Polacy nie mieli takiej możliwości decydowania o swojej przyszłości. Polska była przesuwana po mapie Europy. Kiedy Niemcy były wystarczająco silne, Polska była spychana 300 km na wschód, a kiedy Rosja była dość silna, Polska była spychana 300 km na zachód. Ale Polacy nie mogli o tym zdecydować, gdzie leżał ich kraj. Teraz może - mówił Timmermans.

Niewygodny sojusznik PiS. W PE bronił ich niemiecki neonazista

Dość krótka, ale emocjonalna debata w Parlamencie Europejskim przysporzyła PiS kolejnego kłopotu wizerunkowego. Działań rządu Beaty Szydło bronił niemiecki polityk Udo Voigt. Kilka lat temu nazwał Adolfa Hitlera "niemieckim mężem stanu", chciał pokojowego Nobla dla Rudolfa Hessa, a także przekonywał, że w KL Auschwitz zginęło znacznie mniej osób niż w rzeczywistości.

Udo Voigt mówił: - Komisja i pan od miesięcy wpływają na opinię publiczną w Polsce, wspieracie opozycję i w ten sposób jesteście tak naprawdę przeciwko woli większości w Polsce. Ja sobie nie przypominam, by ten rząd został wyłoniony w niedemokratycznych wyborach. Odbyły się niezależne wybory i kandydaci mogli swobodnie kandydować. Proszę powiedzieć o co dokładnie panu chodzi?! Chodzi o to, by zaszczepić monokultury, by zniszczyć kraje narodowe. Pana nie interesują wyrębywane drzewa, ale o to, by Polska prowadziła politykę imigracyjną. Ta prowadzona obecnie przez Polskę nie podoba się panu, ale są jeszcze kraje, które postępują według woli większości - przekonywał. - Nigdy nie pozwolę na procedurę naruszenia traktatu, bo nic takiego tutaj nie występuje. W przeciwieństwie do mojego kraju, Niemiec, Polska jest krajem wolnym i decyduje o swoim losie i przyszłości swojego kraju - dodał.

Komentarze (1154)