Burza po decyzji Joe Bidena ws. ATACMS. Dlaczego teraz i jak odpowie Rosja?
Po tym, jak administracja prezydenta Joe Bidena wyraziła zgodę na użycie przez Ukrainę amerykańskiej broni przeciwko celom w głębi Rosji, pojawiły się od razu głosy: dlaczego decyzja zapadła teraz i jaka będzie możliwa odpowiedź Putina? Wojskowi, z którymi rozmawiała Wirtualna Polska, wskazują na kilka scenariuszy dalszego rozwoju sytuacji na froncie.
18.11.2024 15:46
- Dlaczego teraz? Wszystko się nałożyło na siebie. Zarówno czynniki zewnętrzne jak: końcówka prezydentury Joe Bidena, rozmowa telefoniczna Olafa Scholza z Władimirem Putinem, zapowiedź Donalda Trumpa o szybkim zakończeniu wojny. Ale również wewnętrzne, z samego frontu. A tam mamy ostatnio częste i intensywne ataki rakietowe Rosji, uderzenia w infrastrukturę energetyczną, mobilizację Kremla przed ewentualnymi negocjacjami i próbę uzyskania jak największych korzyści terytorialnych, ale także udział koreańskich żołnierzy po rosyjskiej stronie w obwodzie kurskim - mówi Wirtualnej Polsce płk rez. Maciej Matysiak, były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego i ekspert Fundacji Stratpoints.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przypomnijmy, jak podała w niedzielę wieczorem Agencja Reutera, Ukraina planuje w najbliższych dniach przeprowadzić pierwsze ataki dalekiego zasięgu przy użyciu pocisków ATACMS o zasięgu około 300 km. Na zmianę decyzji USA miało wpłynąć rozmieszczenie przez Rosję północnokoreańskich wojsk lądowych na froncie.
Broń dalekiego zasięgu, najprawdopodobniej zostanie użyta w pierwszej kolejności przeciwko rosyjskim i północnokoreańskim siłom w obwodzie kurskim w celu ochrony ukraińskich wojsk na zachodzie Rosji. Według amerykańskich źródeł rosyjska armia przygotowuje się tam do przeprowadzenia dużej ofensywy siłami około 50 tysięcy żołnierzy, w tym oddziałów północnokoreańskich. Celem jest odbicie całego terytorium rosyjskiego, które Ukraińcy zajęli w sierpniu.
Po informacjach z Waszyngtonu, że administracja Bidena zgodziła się na ataki z użyciem broni amerykańskiej, dziennik "Le Figaro" wspomniał o zgodzie Wielkiej Brytanii i Francji dotyczącej pocisków Storm Shadow/SCALP. W poniedziałek francuska gazeta zaktualizowała swój artykuł i usunęła te informacje, ale szef francuskiego MSZ Francji, Jean-Noel Barrot powiedział dziennikarzom, że to nadal jest "opcja na stole".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według płk. rez. Macieja Matysiaka, USA musiały dogadać się z Wielką Brytanią i Francją znacznie wcześniej.
- To są te kraje, które dostarczają środki relatywnie dalekiego zasięgu, czyli poza linię frontu. Dzięki temu mogą razić głębokie zaplecze rosyjskie. Rozpoczęła się - przed ewentualnymi rozmowami na temat zakończenia wojny – brutalna gra o swoje. Tu czarów nie ma i nie będzie - uważa były wiceszef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Jego zdaniem, użycie broni dalekiego zasięgu może przystopować rosyjskie działania ofensywne. - Zakładam, że ukraińska armia nie użyje jej do atakowania spektakularnych celów tylko do niszczenia logistyki, m.in. składów amunicji, które Rosjanie wycofali poza zasięg artylerii, czyli poza 80 kilometrów. Tak, by Rosjanie "nie pchali się" jak teraz. A "pchają się", szczególnie w Donbasie, gdzie Ukraińców wypierają - komentuje były wiceszef SKW.
Z kolei płk rez. Piotr Lewandowski, były dowódca bazy wojskowej w Redzikowie, weteran walk w Afganistanie i Iraku uważa, że nie ma mowy o przypadkowości co do terminu amerykańskiej zgody na użycie pocisków ATACMS. Patrzy jednak bardziej powściągliwie na efekty użycia tej broni.
- Mamy końcówkę obecnej administracji Joe Bidena. Urzędujący jeszcze prezydent USA nie chciał wcześniej przyjąć konsekwencji politycznych tej decyzji. Teraz uznał, że po przegranych przez Kamalę Harris wyborach, już może - mówi płk rez. Piotr Lewandowski.
W jego ocenie, militarnie – z czego zdają sobie sprawę bardzo dobrze Amerykanie – to nie przyniesie większego znaczenia.
- Po pierwsze, ATACMS nie jest bronią dalekiego czy średniego zasięgu. To stosunkowo bliski zasięg. Oczywiście dla Ukrainy, która miała wcześniej czerwone światło na użycie tej broni, rażenie z niej i tak będzie korzystne, ale losów wojny nie odmieni – ocenia Lewandowski.
I jak podkreśla, Kijów dysponuje za małą liczbą takich wyrzutni i rakiet.
- Na tym etapie zasięg ok. 300 kilometrów nie będzie miał kluczowego wpływu. Rosjanie bowiem już głęboko weszli na terytorium Ukrainy i zbudowali sobie przewagę na poziomie strategicznym i operacyjnym. Tak niewielka ilość wyrzutni i rakiet spowoduje, że będą niszczone cele o największym prawdopodobieństwie skuteczności. Kijów nie rzuci się więc do frontalnego ataku przy użyciu ATACMS, Scalpów czy Storm Shadow. Będą to bardzo przemyślane, racjonalne uderzenia. Będą wybierać słabe punkty rosyjskiej obrony przeciwlotniczej. Efekty będą tego bardziej propagandowe niż rzeczywiste - uważa płk rez. Piotr Lewandowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy po zgodzie Joe Bidena Rosja może w jakiś sposób odpowiedzieć? Zdaniem rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa, "jest to jakościowo nowa runda napięć i nowa sytuacja pod względem zaangażowania Stanów Zjednoczonych w ten konflikt". Wcześniej Władimir Putin powiedział, że jeśli Ukraina otrzyma pozwolenie na wykorzystanie broni dalekiego zasięgu, "będzie to oznaczać nic innego jak bezpośredni udział krajów NATO, Stanów Zjednoczonych i krajów europejskich, w wojnie", a co za tym idzie "oczywiście znacząco zmieni samą istotę konfliktu".
- Co Kreml teraz może? Może rzucić jedynie więcej ludzi do obwodu kurskiego, choć tam już ukraińskie wojska straciły więcej niż połowę zajętego wcześniej terenu. To nie jest duży przyczółek. Ale propagandowo dla Putina niezwykle ważny. Zresztą zapowiadał odzyskanie obwodu kurskiego przed ewentualnymi negocjacjami - mówi płk rez. Maciej Matysiak.
Zdaniem byłego wiceszefa SKW, ważna będzie teraz reakcja Korei Północnej.
- Jak się zachowa wobec amerykańskiej zgody na użycie ATACMS i czy jeszcze dorzuci swoich żołnierzy na front. Nie wykluczam, że w takiej sytuacji Rosjanie będą szukali jakiegokolwiek wsparcia. I maksymalnie Koreę "wydrenują". Skoro Kim Dzong Un zrobił pierwszy krok, to może pójść dalej. I Rosja zaciągnie tyle żołnierzy, ile się da – ocenia ekspert fundacji Stratpoints.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W opinii płk. rez. Macieja Matysiaka, Kreml będzie też straszył "czerwonym guzikiem atomowym".
- Ale może zrobić tak jak w weekend, kiedy Gazprom odciął całkowicie dostawy gazu do Austrii. Wyobraźmy sobie teraz, gdyby Europa nie odcięła się od dostaw rosyjskiej ropy i gazu w 2022 r. Odcięła się, zdywersyfikowała, zapełniła magazyny, ma gaz LNG z Ameryki i Norwegii, a także z Bliskiego Wschodu – komentuje płk rez. Maciej Matysiak.
Według rozmówcy Wirtualnej Polski, Rosja może też intensywnie chcieć wpłynąć na wynik przyspieszonych wyborów parlamentarnych w Niemczech, gdzie startuje prorosyjska AFD.
- Kluczowe będą również pierwsze formalne decyzje Donalda Trumpa. Niestety tak sobie dobiera współpracowników, poza małymi wyjątkami, że można się ich obawiać. A Rosja może chcieć to wykorzystać - ocenia Matysiak.
Zdaniem płk. rez. Piotra Lewandowskiego, Rosja w odpowiedzi będzie "serwowała" stałą narrację straszeniem użycia broni atomowej.
- Ale także zintensyfikuje ataki rakietowe na ukraińską infrastrukturę m.in. elektrownie. To nie jest novum, bo ukraińskie miasta są codziennie atakowane. Być może Rosja znowu użyje Iskanderów. Moskwie nie zostało zbyt wiele, argumenty się już wyczerpały. W zasadzie wszystkie karty już rozegrali, więc będzie powtórka z tego co już było - ocenia płk rez. Piotr Lewandowski.
Już po decyzji amerykańskiej administracji, w niedzielę późnym wieczorem okupacyjne wojska Rosji ostrzelały Sumy na północnym wschodzie Ukrainy. W poniedziałek rano władze miasta poinformowały, że w wyniku ataku zginęło 11 osób, a 84 zostały ranne. Z kolei w poniedziałek, Rosjanie zaatakowali centrum Odessy na południu Ukrainy. Wstępne informacje mówią o ośmiu osobach zabitych i 39 rannych, w tym dzieciach.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski