PolskaBurza o Turów. Czesi: Jesteście sami sobie winni

Burza o Turów. Czesi: Jesteście sami sobie winni

- Doprowadziliśmy do wydania zakazu działalności kopalni Turów, ale źle się stało. Trudno wyobrazić sobie normalne życie, gdy tuż za granicą mieszkają tysiące wściekłych na nas polskich rodzin. Należało się dogadać po sąsiedzku - mówią Wirtualnej Polsce mieszkańcy czeskiej wsi Uhylna. To ich protesty doprowadziły do zakazu działalności kopalni i nałożenia kary TSUE na Polskę.

Spor o Turów. Mieszkaniec czeskiej wsi Uhelna ma na swojej działce jedynie wodę zbieraną z dachu
Spor o Turów. Mieszkaniec czeskiej wsi Uhelna ma na swojej działce jedynie wodę zbieraną z dachu
Źródło zdjęć: © WP | WP
Tomasz Molga

25.09.2021 07:02

Rolnik Kichrner zdecydował się ubić sześć krów, bo z braku wody nie był w stanie napoić większego stada. Wyschła studnia w domu rodziny Kronusów, dlatego do picia i mycia pompują wodę z pobliskiego potoku. Pan Kopecký, aby zrobić pranie, jeździł do odległego o 20 km domu rodziców. Na dnie studni pana Martina zostało 40 litrów wody.

Winna miała być kopalnia Turów, która wysysała wodę z ujęć po czeskiej stronie granicy. Historie mieszkańców wsi Uhelna i Vaclavice wraz z 17 tysiącami podpisów pod petycją skierowaną do Parlamentu Europejskiego zapoczątkowały ciąg zdarzeń, których końcem jest polsko-czeska awantura. Jej finał to zakaz wydobycia orzeczony przez Trybunał Sprawiedliwości UE i kary finansowe za kontynuowanie działalności elektrowni w Turowie.

Byliśmy w Uhelnej i Vaclavicach zapytać, czy mieszkańcy są usatysfakcjonowani wyrokiem. Sami Czesi przyznają, że nie są zadowoleni, a cały spór należało załatwić inaczej.

- Trudno uwierzyć, że tak prostą sprawą musiała zająć się Bruksela. Woda u nas jest, tylko trzeba dowiercić się na 100 metrów pod ziemię, o tam w lesie. Pieniądze miała dać Polska, ale zaczęliście zaprzeczać, że ubytek naszej wody, to nie jest wina waszej kopalni - mówi WP Peter Halbich mieszkaniec wsi Uhelna, mechanik samochodowy i myśliwy.

- Nic nam po karze, którą ma płacić Polska. Bo te pieniądze nie są dla nas, tylko dla Unii. I teraz będzie złość Polaków na Czechów, że niszczymy komuś życie - dodaje.

Wtóruje mu sąsiad, który widząc rozmowę z obcym wychodzi przed dom. - Jak PGE chciało coś wybudować, to powinno się dogadać z sąsiadami. Nie ma granicy, mamy jedną wodę i powietrze, nawet zakupy robimy wspólnie z Polakami w Biedronce. Nie cieszy mnie ten wyrok, ani konflikt z sąsiadami - mówi około 50-letni jegomość w wojskowej kurtce i filcowym kapelusiku.

Pokazuję rozmówcom zdjęcie z Bogatyni. W osiedlowym pubie już zawisł plakat z napisem "Czechów nie obsługujemy".

- To je smutne - kręcą głowami Czesi. - I pomyśleć, że roku jeździłem na wakacje nad Bałtyk - wzdycha pan w kapelusiku.

To ich protesty doprowadziły do zakazu działalności kopalni i nałożenia kary TSUE na Polskę.
To ich protesty doprowadziły do zakazu działalności kopalni i nałożenia kary TSUE na Polskę.

Czesi: Polacy jesteście sami sobie winni

Mieszkańcy Uhelnej twierdzą, że Polacy sami ukręcili na siebie bicz, którym smaga nas UE. Bo to desperacja wobec całkowitej ignorancji polskich władz oraz firmy PGE zaprowadziła ich do unijnego trybunału.

Sześć lat temu PGE przygotowywało dokumentację środowiskową do wydania nowej koncesji na wydobycie węgla i rozbudowy odkrywki. To wtedy w jednym z raportów padła sugestia, że osiem ujęć wody po czeskiej stronie granicy powinno być zabezpieczonych przed przesiąkaniem wody do wyrobiska. Raporty wydrukował i przeczytał Milan Starec, mieszkaniec wsi. Chodząc po domach, ostrzegał sąsiadów, że wody zabraknie.

Podczas suszy w 2019 roku istniejący w Uhelnej stary wodociąg już nie był w stanie obsłużyć mieszkańców. Wodę do wsi dostarczały beczkowozy. Potok w Vaclavicach, który normalnie miał 30 centymetrów głębokości i 1,5 m szerokości, zmienił się w strużkę, nad którą można stanąć okrakiem.

Zobacz też: Polska zapłaci karę za Turów? "Uważam, że nie powinniśmy"

Tak pozostało do dziś, co wkurza pana Julo, działkowca, którego hobby to uprawa cukinii i olbrzymich dyń hokkaido. - Dla mnie wody z wodociągu już nie wystarczyło. Urzędnicy powiedzieli: "jak chcesz, buduj dom, ale woda to twoja sprawa" - wzdycha rozmówca. Swoją działkę przykrył więc połacią dachu. Podczas deszczu woda zasila zbiornik o pojemności 1000 litrów. Tym podlewa warzywa oraz w tej wodzie się myje.

- Byłem zły na takiego bogatego polskiego dyrektora. Na spotkaniu powiedział, że elektrownia to cud techniki, a w wyrobisku będzie kiedyś jezioro i powinniśmy się cieszyć, bo to atrakcja. No przecież gołym okiem widać, gdzie nasza woda może uciekać. Niech pan stanie na tamtej górce - wskazuje pole koło wsią.

Wieś Uhelna znajduje się na wzgórzu o wysokości 334 m nad poziomem morza. Faktycznie, z pola widać na horyzoncie kominy chłodnicze elektrowni. Odkrywka znajduje się znacznie bliżej, około 1,5 kilometra w linii prostej od wsi. Szosą przez przejście graniczne jedzie się tam 15 minut. Jeśli stanąć na krawędzi wyrobiska, widać przepaść i wodę na dnie. Pod stopami jest jakieś 200 metrów powietrza.

Kopalnia Turów. Widok na wyrobisko od strony czeskiej granicy
Kopalnia Turów. Widok na wyrobisko od strony czeskiej granicy© wp.pl | WP

Dwie wsie kontra "gigant, który wysysa wodę"

"Społeczności stają do walki z gigantem węglowym, który kradnie im wodę" - taki tytuł nadali swojej publikacji ekolodzy "The European EnvironmentalBureau". To oni zorganizowali akcje wysyłania listów do Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej.

- Nagłośnili sprawę na forum UE, a wiadomo, co aktywiści sądzą rozbudowie kopalni i elektrowni węglowych. Zrobił się szum na całą Europę, że mała wieś walczy z polskim gigantem o wodę. Co chwila przyjeżdżali tu dziennikarze, a pan Martin pozował przy studni - wspomina Peter Halbich.

Dodaje, że mieszkańcy zwracali się o pomoc do gminy, a potem do Martina Puty, szefa samorządu kraju libereckiego. Spotykał się z władzami PGE, ale nic nie wskórał.

"Przedstawiciele PGE wysłuchiwali, co strona czeska ma do powiedzenia i na tym się kończyło. PGE pokazała nawet mapę, z której wynikało, że granicą hałasu, zapylenia czy odpływu wody jest granica polskiego państwa. Że za nią kopalnia już nie oddziałuje. Nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać" - relacjonował Puta w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Jeszcze do 2019 roku konflikt o wodę i elektrownię był do załatwienia za mniejsze pieniądze, niż grożące Polsce kary i widmo zamknięcia elektrowni, w którą związana jest większość mieszkańców Bogatyni. Czeski samorząd chciał, by Polska sfinansowała im studnie i wodociągi za równowartość 40 mln euro. PGE stanęło jednak okoniem, przekonując, że aby zapobiec potencjalnemu przeciekaniu wody z Czech, wystarczy zbudować specjalną zaporę - tzw. ekran przeciwfiltracyjny.

Tak działa ściana, która zatrzyma wodę u Czechów
Tak działa ściana, która zatrzyma wodę u Czechów © PGE | materiały prasowe

"Nie istnieją dowody potwierdzające wpływ działalności górniczej na osiem czynnych ujęć wody. Niecka Żytawska, głęboka na 300 metrów, otoczona jest skałami krystalicznymi, co ogranicza w znaczny sposób odpływ wody z obszarów z nią sąsiadujących" - komentowała spółka w komunikacie. Powoływano się też się na analizy IMGW, które wskazywały, że winna jest susza hydrologiczna.

Nie doceniono determinacji Czechów. Gdy z polskiej stronie padały zaprzeczenia, dr Josef VojtechDatel, geolog i hydrolog czeskiego Instytutu Gospodarki Wodnej, pracowicie nawiercał otwory w gruncie wzdłuż granicy. Badając zasoby wód na różnych głębokościach, zebrał dowody, że przez kopalnię poziom wody po czeskiej stronie w ciągu 30 lat obniżył się 11 metrów. Do Turowa nadal przepływa od 11 do 40 litrów wody na sekundę.

Zanim Czesi złożyli wniosek do TSUE, ich delegacja odwiedziła Polskę. Tomasz Petrziczek, czeski minister spraw zagranicznych, nazwał to spotkanie "ostatnim gestem dobrej woli". Z rozmów nic nie wyszło. W maju TSUE przychylił się do wniosku Czechów, a niedawno nałożył na Polskę karę 2,3 mln zł za każdy dzień pracy kopalni wbrew zakazowi.

W piątek wiceszef MSZ Paweł Jabłoński poinformował, że strona polska wciąż prowadzi rozmowy z Czechami w sprawie kopalni Turów. - Myślę, że po dzisiejszym dniu możemy powiedzieć, że osiągnęliśmy pewien postęp w tych rozmowach, natomiast wciąż jeszcze nie można powiedzieć, że sytuacja została zamknięta - przekazał wiceszef MSZ.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
turówczesiodkrywka turów
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3004)