Burkini czy bikini? Strój kąpielowy znalazł się w centrum francuskiej polityki
Burkini, czyli zasłaniający całe ciało strój kąpielowy używany przez muzułmanki stał się symbolem pierwszej debaty telewizyjnej przed wyborami prezydenckimi we Francji. Starcie wygrał niezależny, centrowy kandydat Emmanuel Macron dzięki czemu zwiększył szansę na zwycięstwo w wyborach nad kandydatką prawicowego Frontu Narodowego, Marine Le Pen.
21.03.2017 14:38
Według Marine Le Pen często spotykane na francuskich plażach i basenach burkini jest wyzwaniem rzuconym świeckiej tradycji Republiki i dowodem patologii, do których prowadzi polityka wielokulturowości. Kandydatka Frontu Narodowego obiecała też wstrzymać całą imigrację do Francji.
Z kolei Mannuel Macron uznał strój kąpielowy używany przez tradycyjne muzułmanki jedynie za kwestię porządku publicznego. Podczas debaty z udziałem pięciu kandydatów rozmawiano także o bezrobociu, Unii Europejskiej i terroryzmie. Maine Le Pen zapowiadała, że obejmując funkcję prezydenta odbuduje właściwą pozycję Francji w Europie i na świecie, a w szczególności skończy z polityką uległości wobec Niemiec Angeli Merkel.
Według sondaży przeprowadzonych przed debatą Marine Le Pen nie ma szans na prezydenturę. Co prawda w pierwszej turze 23 kwietnia zdobędzie najwięcej głosów, ale dwa tygodnie później, w drugiej turze przegra nie tylko z Emmanuelem Marconem, ale nawet z kandydatem republikanów Francoise Fillonem.
Koniec tradycyjnej polityki we Francji
Wiele wskazuje na to, że już 23 kwietnia tradycyjny podział francuskiej sceny politycznej na lewicę i prawicę legnie w gruzach. Rządząca od dekad elita nie radzi sobie z bezrobociem, przestępczością czy kosztami utrzymania opieki społecznej. Francuzi mają też dość ciągłych afer i skandali z udziałem najważniejszych ludzi w państwie. Z tych powodów co czwarty wyborca gotów jest poprzeć kandydatkę Frontu Narodowego, która głosi hasła antyimigracyjne i odwołuje do snów o potędze Francuzów.
Większość obywateli Republiki nie jest jednak gotowych na tak drastyczną zmianę i tutaj na scenie pojawia się Emmanuel Macron, który obiecuje reformy zamiast rewolucji. Czterdziestoletni polityk nie reprezentuje żadnego z tradycyjnych ugrupowań, choć nie można nazwać go człowiekiem spoza elity. Gra na fortepianie, uczył się u jezuitów i przez dwa lata był ministrem gospodarki w administracji prezydenta Hollande’a.
Pierwsza z dwóch debat telewizyjnych nie wpłynie na Francuzów, którzy już wcześniej wyrobili sobie zdanie o kandydatach. Sondaże pokazują jednak, że aż 40 proc. wyborców nadal nie wie, kogo poprzeć. Oznacza to, że telewizyjny sukces Macrona wyraźnie zwiększa jego szanse na bezpośrednie starcie z Le Pen 7 maja i wprowadzenie się do Pałacu Elizejskiego.