Wielki protest w Warszawie. "Marsz gniewu" idzie do KPRM

Ulicami Warszawy przechodzi "marsz gniewu". Pracownicy budżetówki z całej Polski domagają się podwyżek. W niektórych placówkach pracownicy administracji w ogóle się nie pojawili w pracy w ramach protestu.

Marsz Gniewu na KPRM
Marsz Gniewu na KPRM
Źródło zdjęć: © EAST_NEWS | Wojciech Olkusnik
Adam Zygiel

W piątek o godz. 12 ulicami Warszawy ruszył "Marsz Gniewu na KPRM" - wielki protest pracowników sfery budżetowej przeciwko niskim wynagrodzeniom. Na miejscu są tysiące manifestujących.

Jak podkreślają, rząd nie zrealizował postulatów waloryzacji średniorocznego wskaźnika wynagrodzeń "o co najmniej 20 proc. z dniem 1 lipca 2023 roku oraz o co najmniej 24 proc. z dniem 1 stycznia 2024 roku".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Komitet wzywa wszystkich pracowników sfery publicznej do pełnej mobilizacji i masowego uczestnictwa w proteście i apeluje do pozostałych związków zawodowych działających w szeroko rozumianej sferze budżetowej oraz jednostkach sektora finansów publicznych o poparcie postulatów podwyżkowych i czynne włączenie się w akcję protestacyjną" - zaznaczono.

Wezwano także inne związki zawodowe do poparcia komitetu protestacyjnego. Zwrócono się także do szefa rządu Mateusza Morawieckiego.

"Panie Premierze, to ostatni moment na spełnienie słusznych postulatów Pracowników na co dzień pełniących służbę dla Państwa i Obywateli. Bez godziwie wynagradzanych Pracowników szeroko pojętej sfery budżetowej i jednostek sektora finansów publicznych sprawne Państwo nie istnieje! Działając w imieniu setek tysięcy Pracowników oczekujemy niezwłocznej reakcji i spełnienia postulatów" - napisano na stronie wydarzenia.

"Fundament państwa się kruszy"

Podczas konferencji prasowej przed marszem związkowcy stwierdzili, że premier wprowadził ich w błąd. - Pierwszy raz, kiedy zawarł w czerwcu tego roku haniebne porozumienie ze związkiem "Solidarność", które miało wprowadzić 8-procentowe podwyżki dla wszystkich pracowników. Okazało się, że zamiast tych podwyżek pracownicy otrzymali jednorazowe świadczenia w wysokości kilkuset złotych. Drugi raz, kiedy 24 sierpnia pan premier ogłaszał projekt budżetu. Ogłosił wówczas, że podwyżki dla budżetówki będą wynosiły 12 proc. - mówili.

Stwierdzili jednak, że w projekcie ustawy budżetowej jest nie 12 proc. podwyżki, ale dwa razy mniej. - Pracownicy budżetówki potrafią liczyć do 12, panie premierze - mówili.

Podkreślili, że bez urzędników "państwo nie istnieje" i stanowią "fundament państwa". - Ten fundament właśnie się kruszy. Pora na reakcję, pora na dostrzeżenie, pora na to, by coś zrobić - mówili.

Zaznaczają, że od trzech lat pracownicy budżetówki mieli tylko jedną waloryzację wynagrodzeń. Stąd domagają się tak wysokich podwyżek.

Pustki w administracjach

W ramach protestu w niektórych urzędach i jednostkach administracji są pustki. Tak jest np. w prokuraturach rejonowych w Krakowie.

"W ramach protestu przeciwko niskim wynagrodzeniom, do pracy nie przyszli dziś urzędnicy wszystkich prokuratur rejonowych w Krakowie. Łącznie z 6 miejskich regionów. Prokuratura stanęła. W sekretariatach pustki i cisza. Nic nie działa. Leżą akta, poczta, sprawy" - napisał Michał Przybycień ze Stowarzyszenia Prokuratorów Lex Super Omnia.

Czytaj więcej:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
budżetówkaurzędnicypodwyżki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (407)