"Otaczali go ludzie spod ciemnej gwiazdy, ich fanatyzm nie znał granic - baliśmy się"
Jak twierdzi Miller, szybko się zorientował, że Jarosław Kaczyński ma zapędy autorytarne. "To nie była kwestia samego Kaczyńskiego. Groźni byli jego pretorianie skupieni w MSW, w Ministerstwie Sprawiedliwości, w CBA, w służbach. To były typy spod ciemnej gwiazdy, które nie cofną się przed niczym, bo są fanatykami, bo uważają siebie samych za mścicieli. A sam Kaczyński wyglądał na takiego, który będzie ich wypuszczał na nas w miarę potrzeby. Oni wszyscy byli mu zawsze posłuszni, dawali się prowadzić na sznurku" - opisuje w "Anatomii siły".
Po śmierci Barbary Blidy 25 kwietnia 2007 r. ludzie ze środowiska Millera zrozumieli, że fanatyzm ekipy Kaczyńskiego nie zna granic. Polityk wyznaje, że "całe lewicowe towarzystwo" poczuło się wówczas zagrożone. "Obawialiśmy się dalszych pokazówek, kolejnych aresztowań, nadmuchanych spraw. (...) Słuchaliśmy kolegów, którzy przyjeżdżali do nas z popegeerowskich gmin i powiatów, gdzie było pełno bezrobotnych. I oni mówili nam, że jak ci faceci widzą w telewizji kolejnego zatrzymanego wyprowadzanego w kajdankach, to klaszczą, że ludowa sprawiedliwość nareszcie go dopadła. Te opowieści były bardzo poruszające, bo pokazywały klimat społeczny. Kaczyński dobrze ten klimat wyczuwał. Obawialiśmy się, że bazując na tym, wygra wybory i zaostrzy mechanizmy państwa opresyjnego i represyjnego" - mówi.