PolitykaBronisław Komorowski ma problem

Bronisław Komorowski ma problem

Czy marszałek Bronisław Komorowski jako kandydat na prezydenta miałby problem? Lech Kaczyński uważa, że tak, a tkwi on w tym, że to marszałek sejmu wyznacza termin wyborów prezydenckich. A może przeszkodą jest to, że również marszałek sejmu zwołuje Zgromadzenie Narodowe, przed którym prezydent składa przysięgę?

Bronisław Komorowski ma problem
Źródło zdjęć: © wp.pl

10.03.2010 | aktual.: 11.03.2010 08:57

Konstytucjonalista dr Ryszard Piotrowski nie ma wątpliwości, że bierne prawo wyborcze osób pełniących funkcję marszałka sejmu nie jest ograniczone i konstytucja nie uzależnia możliwości korzystania z tego prawa od pełnienia funkcji publicznych. - Ta okoliczność, że marszałek zarządza wybory prezydenckie, jest mało niepokojąca, dlatego, że zarówno czas, w jakim to zarządzenie ma być przez marszałka wydane, jak i termin wyborów są wyznaczone przez przepisy prawne. Marszałek ma bardzo ograniczoną możliwość działania arbitralnego, uznaniowego i wykorzystania swojej funkcji. Mieliśmy do czynienia z pewnymi precedensami, kiedy marszałkowie kandydowali w wyborach i na ich podstawie ukształtowała się pewna praktyka, której racjonalność trudno kwestionować – twierdzi dr Piotrowski.

Marszałek Józef Zych, marszałek sejmu w latach 1995-1997, wspomina, że w 1995 roku, wyrzucano mu, że chciał dostosować termin wyborów tak, by PSL miało najdogodniejszą sytuację. Ale, jak dodaje Zych, fakt wyznaczenia terminu wyborów nie ma przecież bezpośredniego wpływu na kandydowanie. - Przypominam sobie, kiedy lansowano moją kandydaturę do kandydowania na prezydenta, wtedy badaliśmy wszystkie okoliczności, z punktu widzenia konstytucyjnego i ordynacji wyborczej, ja takich przeszkód nie widzę – mówi obecny poseł PSL.

Prawo nie widzi takiego problemu, ale czy przewiduje, że termin wyborów mógłby ustalić ktoś inny? Odpowiedź jest jasna: nie, bez względu na to czy marszałek kandyduje czy nie, to on wyznacza termin wyborów.

Wzmocniona funkcją kampania czy urlop

Według Józefa Zycha problemem jest kwestia równości w kampanii wyborczej. Jeśli kandyduje minister, marszałek sejmu, ktoś, kto pełni ważne funkcje publiczne, które upoważniają do występowania publicznego, jest w o wiele lepszej sytuacji, niż każdy inny kandydat, który nie pełni takiej funkcji. - Jeżeli będzie startował Komorowski czy Szmajdziński, to w tym okresie mają zupełnie inne możliwości niż np. Olechowski czy dziesięciu innych kandydatów – twierdzi b. marszałek. - W tym okresie powinni się zdecydować, albo jedno albo drugie – uważa Józef Zych.

Czy powinni wziąć bezpłatny urlop? - W przypadku marszałka oczywiście, że bezpłatny, ale to wymaga głębszej analizy, więc trudno mi się na ten temat szerzej wypowiadać – dodaje poseł PSL.

Zdaniem Józefa Zycha tylko działalność prezydenta - kandydata jest usprawiedliwiona. - W naszym ustroju nie ma zastępcy prezydenta, bo gdyby był zastępca, można by było rozważyć i taką ewentualność. Ale prócz tego, w żadnej z demokracji, począwszy od Stanów Zjednoczonych, nikt nie domagał się dotychczas, by prezydent również zawieszał swoją działalność. Natomiast co najwyżej, w momencie kampanii wyborczej, należy rozważyć ograniczenie tych wystąpień prezydenta, które mają wyraźnie charakter państwowy, ale to jest dość trudna sprawa – mówi b. marszałek.

Natomiast konstytucjonalista Ryszard Piotrowski uważa, że zawieszanie działalności przez prezydenta, ministra, marszałków prowadziłoby do paraliżu działania państwa i byłyby to zbyt daleko idące ograniczenia. - Przecież kandydat na prezydenta nie jest człowiekiem znikąd. Pogodzenie pełnienia funkcji publicznej z kampanią jest trudne, tym samym trudno przeprowadzić wyraźną granicę między jednym a drugim. Nie mniej jednak należy zachować rozsądny umiar. W szczególności, jeśli chodzi o wykorzystywanie środków publicznych na kampanię. Przypadki, w których pełniący funkcje wykorzystują pojazdy, czy inne środki techniczne na cele związane z kampanią, powinny być refundowane przez komitet wyborczy kandydata. W poprzednich wyborach państwowa komisja wyborcza wypracowała pewne standardy postępowania i można je spokojnie stosować.

- Natomiast takie rozwiązanie, które by nakładało wymaganie zaprzestania działalności na cały czas kampanii przez kandydującego urzędnika pełniącego jakąś funkcję polityczną, wydaje się mało racjonalne. (Wyjątkiem jest sędzia, który w żadnym razie nie może łączyć kandydowania z orzekaniem.) Być może jest to zasadne w ostatniej fazie kampanii, czy też w przypadku, gdy kandydat nie jest w stanie pogodzić pełnienia urzędu z kandydowaniem, może wtedy powinien skorzystać z możliwości urlopowania – reasumuje Ryszard Piotrowski.

Ale kto by o tym decydował? Jak na razie słychać tylko opinie innych polityków?

- Powinien o tym decydować sam kandydat. Jeśli dostrzega możliwość kojarzenia jednej i drugiej sfery swojej aktywności. Przeciwnicy kandydata zawsze będą „wysyłali go na urlop” i będą twierdzili, że źle spełnia swoje obowiązki, a zwolennicy będą mówili, że wszystko jest w porządku.

Jeszcze jeden problem marszałka

Józef Zych wspomina, że prawdziwym dylematem dla niego był fakt zaprzysiężenia prezydenta. Odbywa się ono przed Zgromadzeniem Narodowym, które może zwołać tylko marszałek sejmu, jest to wyraźnie powiedziane i tego uprawnienia nie może scedować na nikogo innego.

Czy to może być przeszkoda dla marszałka? - Prezydent obejmuje urząd po złożeniu przysięgi przed Zgromadzeniem Narodowym, a sprawa wyznaczenia terminu jest techniczna, drugorzędna – wątpliwości rozwiewa Ryszard Piotrowski. - Fakt, że marszałek sejmu musi wyznaczyć ten termin, nie stanowi przesłanki do ograniczenia biernego prawa wyborczego, to byłoby zbyt daleko idące ograniczenie.

Kiedy marszałek powinien zrzec się swojej funkcji? - Nie ulega wątpliwości, że marszałek nie może być jednocześnie prezydentem. Aktywność kandydata w roli marszałka w ostatniej fazie kampanii jest wątpliwa, tak więc po ogłoszeniu wyniku wyborów, de facto, nie w sensie prawnym, jest już prezydentem. W moim przekonaniu rezygnację z funkcji marszałka powinien złożyć przed złożeniem przysięgi prezydenckiej – mówi konstytucjonalista.

Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska

Zobacz także
Komentarze (0)