"Kora nie mogła nawet pójść po szlafrok; ja musiałem załatwiać potrzeby fizjologiczne w asyście policjanta"
Opisuje ze szczegółami wydarzenia poranka 12 czerwca 2012 r., kiedy w mieszkaniu jego i piosenkarki Olgi Jackowskiej, Kory na warszawskich Bielanach pojawili się funkcjonariusze policji z nakazem jego przeszukania w związku z doniesieniem służby celnej. Na ten adres piosenkarka dostała bowiem paczkę z suszem roślinnym. Podczas przeszukania policjanci znaleźli 3 gramy marihuany.
Opisuje skandaliczne, jego zdaniem zachowanie jednego z policjantów o imieniu Artur, który dokonywał przeszukania. "Gdy usłyszałem w domofonie: 'poczta, przesyłka', powinien być to dla mnie sygnał ostrzegawczy, bo poczta najczęściej przychodzi do nas po południu. Ale byłem zaspany, zszedłem więc na dół i zobaczyłem tych ludzi. Policjant nie pozwolił mi pójść do domu po klucz od furtki i przeskoczył przez płot, po czym napisał w raporcie, że odmówiłem mu otwarcia bramy. Nieprawda, nie odmówiłem, tylko po prostu nie miałem klucza. (...) Kiedy te dziewięć osób weszło do naszego domu, poszedłem na górę. Kora jeszcze spała, obudziłem ją, mówiąc, że przyszła policja i celnicy. Policjantka stanęła przy Korze, która nawet nie mogła pójść po szlafrok. Wreszcie został jej podany, ale prośba, żeby policjantka się odwróciła, jak będzie go zakładać, nie została spełniona. Ja musiałem załatwić poranne potrzeby fizjologiczne w asyście policjanta, nie jestem przyzwyczajony, żeby to robić przy drugiej osobie.
Chciałem natychmiast zadzwonić do prawnika. Policjant, ten sam, który przeskoczył przez płot, ma na imię Artur, nie pozwolił mi, powiedział, że zapewne poinformuję jakiegoś dilera, że u nas jest policyjny nalot. Podałem mu więc swoją komórkę i powiedziałem, że w spisie telefonów jest numer do Ryszarda Kalisza, on nie jest przestępcą, tylko prawnikiem i politykiem, niech więc sam do niego zadzwoni w naszym imieniu. Na to też się nie zgodził, a w raporcie napisał, że straszyłem go swoimi znajomościami z Ryszardem Kaliszem. Przez trzy godziny nie pozwolono nam skontaktować się z prawnikiem. To było łamanie naszych praw obywatelskich".