"Nie palę marihuany od kilkunastu lat, źle się po niej czuję"
Sipowicz wyznaje, że sam nie pali marihuany od kilkunastu lat, bo nie najlepiej się po niej czuje. Nie zawsze jednak tak było.
"Ja i Kora wywodzimy się razem z polskiego ruchu hipisowskiego, z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, i oczywiście marihuana była dla nas wtedy rośliną świętą, posiadającą potencjał wtajemniczenia w jakieś wyższe światy. Była to tylko czysta spekulacja i marzenie, gdyż nie była prawie dostępna w Polsce Ludowej. Raz na rok, raz na kilka lat dostawaliśmy ją od turystów wyglądających podobnie jak my, hipisów. Celebrowaliśmy palenie marihuany, siedzieliśmy w kółku, podawaliśmy jointa, słuchaliśmy muzyki albo czytaliśmy poezje. Dla nas to było sacrum. Oczywiście nie jestem naiwny, rola marihuany w dzisiejszym świcie bardzo się zmieniła, zdewaluowała. Przez większość ludzi jest uważana za codzienną używkę, jak piwo czy wino, bez żadnego sakralnego nastawienia, konsumowana głównie dla wywołania relaksu.
(...) Oczywiście że marihuana też może wywołać groźne konsekwencje - doprowadzić do atrofii woli, abnegacji, a w skrajnych przypadkach do psychoz, jeśli będzie się jej używać w nadmiarze. Ale przecież we wszystkim należy zachować umiar. Opisywałem tragiczny przypadek syna mojego przyjaciela, którego do ciężkiego alkoholizmu doprowadziło picie piwa codziennie w dużych ilościach. Czy z tego można wyciągnąć wniosek, że należy zabronić ludziom picia piwa?" - pyta retorycznie.