Rosja znów zaatakowała Rosję. Miasto omyłkowo zbombardowane
Rosjanie po raz kolejny zbombardowali własne miasto, co doskonale ukazuje zawodność ich sprzętu wojskowego oraz systemów kierowania uzbrojeniem. Jest to również dowód na to, że widniejące w katalogach dane techniczne nijak się mają do rzeczywistej celności rosyjskich pocisków. Czy to już globalny problem?
W czwartek, 25 września, lokalne władze w Szebekinie poinformowały, że na miasto spadła bomba szybująca FAB-500 M-62. Choć nikt nie ucierpiał, uszkodzonych zostało sześć budynków. To nie pierwszy przypadek problemów z tego typu uzbrojeniem. W ciągu dwunastu miesięcy, od kwietnia 2023 do kwietnia 2024 roku, na rosyjskie miasta spadło aż 38 rosyjskich bomb szybujących. Licząc od początku wojny, już ponad 150 bomb tego rodzaju uderzyło w różne miejsca na terenie Rosji.
Pierwszy udokumentowany przypadek miał miejsce w nocy z 11 na 12 marca 2023 roku. Dwie bomby, które miały trafić w cele w Awdijiwce, ostatecznie wylądowały na polu, gdzie przejęły je ukraińskie wojska. Były to trzystukilogramowy Je-2 Grom oraz FAB-500 M62.
Niedługo później doszło do pierwszego zrzutu bomby na rosyjskie miasto. Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej poinformowało: "20 kwietnia 2023 roku, około godziny 22:15 czasu moskiewskiego, podczas lotu samolotu Su-34 Wojsk Powietrzno-Kosmicznych nad miastem Biełgorod, doszło do nieprawidłowego odpalenia amunicji lotniczej". Oficjalnie, według ministerstwa, nie było ofiar. Jednak władze Biełgorodu poinformowały o dwojgu rannych po tym, jak w centrum miasta spadła półtoratonowa bomba UPAB-1500B-E.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Bombardowanie swoich
Z czasem liczba podobnych wypadków rosła. Biełgorod i okoliczne wsie stały się najczęstszymi celami przypadkowych bombardowań, jednak incydenty miały miejsce również w innych regionach.
Rankiem 2 stycznia 2024 roku bomby szybujące spadły na Pietropawłowkę, niewielką wioskę w obwodzie woroneskim, około 150 km od granicy z Ukrainą. Osiem domów legło w gruzach, a kilkadziesiąt innych uszkodzonych. W zniszczonych budynkach mieszkało łącznie piętnaście osób. Władze Rosji obiecały pomoc w odbudowie domów, jednak ich mieszkańcy twierdzą, że jak dotąd załatano jedynie dziury w dachach.
13 stycznia rosyjski kanał Astra poinformował, że w ciągu jednego dnia na Krasnodar spadły dwa pociski Kalibr. Obyło się bez ofiar i większych zniszczeń.
Tydzień później FAB-500 ponownie spadła na Biełgorod. Miasto to ma wyjątkowego pecha - znajduje się na trasie lotów samolotów atakujących Charków. Rosyjskie bomby spadały na nie dwukrotnie w marcu, raz w kwietniu i ponownie na początku maja. Na jedną z pobliskich wsi w kwietniu spadł także pocisk Ch-59.
Najtragiczniejszy atak miał miejsce 12 maja, kiedy potężna eksplozja doprowadziła do częściowego zawalenia się bloku mieszkalnego, w wyniku czego zginęło 17 osób. Choć Kreml tłumaczył tragedię atakiem ukraińskiego drona, na miejscu znaleziono fragmenty jedynie rosyjskiej bomby UPAB-1500B-E.
Wadliwa broń
Według kanału Astra tylko w pierwszej połowie 2024 roku na obwód biełgorodzki spadło około 100 bomb szybujących i pocisków manewrujących. Rosyjski ekspert wojskowy Rusłan Lewiew przyznał, że "mimo zawodności systemów naprowadzania bomb szybujących, jedynie niewielki ich odsetek nie działa poprawnie, co nie wpływa znacząco na efektywność tej broni, jakkolwiek cynicznie to brzmi".
Pierwsze bomby szybujące weszły na wyposażenie Sił Powietrzno-Kosmicznych Federacji Rosyjskiej na początku XXI wieku. Były to przebudowane półtonowe bomby FAB-500. Najnowsze UPAB-1500B-E, zaprojektowane przez koroliewską firmę Taktyczne Uzbrojenie Rakietowe, pojawiły się w 2019 roku.
Bomby szybujące nie są nowym wynalazkiem. Już podczas II wojny światowej Niemcy i Amerykanie opracowali bomby wspomagane rakietami oraz pociski szybujące. Współcześnie do tego celu modyfikuje się standardowe bomby lotnicze, dodając im składane skrzydła i systemy nawigacyjne, co umożliwia szybowcowy tor lotu. Takie modernizacje pozwalają przekształcić istniejące bomby w precyzyjne pociski dalekiego zasięgu, jak w przypadku rosyjskich UPAB-1500B-E, FAB-500 M62 czy amerykańskich GBU-15.
Problemem Rosjan pozostaje jednak niska jakość elektroniki, zwłaszcza systemów naprowadzania. Przed wojną większość elementów elektronicznych używanych w rosyjskim uzbrojeniu pochodziła z importu - z Francji, Niemiec, Chin i Korei. Dziś deficyty widać szczególnie w precyzyjnych pociskach rakietowych i bezzałogowcach bojowych.
Rosyjski przemysł zbrojeniowy, mimo zachodnich sankcji, funkcjonuje stosunkowo sprawnie dzięki szarej strefie, w której dostawy realizują pośrednicy. Jednak sprzęt ten jest znacznie gorszej jakości niż zachodnie odpowiedniki, a jego awaryjność rośnie z każdym miesiącem, co skutkuje coraz częstszymi przypadkami bombardowań własnych miast.
Nie dotyczy to wyłącznie bomb szybujących. Także rakiety Iskander i Ch-55 okazały się zawodne - nie tylko nie potrafią omijać nowoczesnych systemów obronnych, ale ich celność często mija się z deklaracjami producentów o nawet 500 metrów. Rosjanie zdają się jednak nie przywiązywać do tego większej wagi, kalkulując przypadkowe bombardowania własnych miast jako część kosztów wojny.
Dla Wirtualnej Polski, Sławek Zagórski