PolskaBOR: wizyta prezydenta w Katyniu nie była oficjalna

BOR: wizyta prezydenta w Katyniu nie była oficjalna

Wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie była oficjalna. Ochroniarzy BOR było dwóch, to standard. Ale my opracowaliśmy z Rosjanami taki standard przygotowań, wszystko było tak dopracowane, jakby to była oficjalna wizyta państwowa - powiedział "Gość Radia Zet" szef BOR Marian Janicki.

BOR: wizyta prezydenta w Katyniu nie była oficjalna
Źródło zdjęć: © AFP

29.04.2010 | aktual.: 29.04.2010 16:20

: A gościem Radia ZET jest szef Biura Ochrony Rządu generał Marian Janicki, wita Monika Olejnik, dzień dobry. : Dzień dobry pani redaktor, dzień dobry państwu. : Panie generale dostał pan pismo z kancelarii prezydenta, zawierające informacje, okoliczności zabezpieczenia przelotów na trasie Warszawa–Smoleńsk i z powrotem Smoleńsk–Warszawa. W jaki sposób pan zabezpieczył ten lot, lot Tupolewa 154? : Służby Biura Ochrony Rządu udały się rano na lotnisko z listą pasażerów i odbyła się kontrola pirotechniczna, radiologiczna wszystkich członków delegacji, załogi. Oprócz pana prezydenta, który jest dowożony bezpośrednio pod trap samolotu. Wszystko odbyło się zgodnie z planem, zgodnie z założeniami, jedna osoba nie zgłosiła się na pokład. : Panie generale, a kiedy pan się dowiedział, jaka jest lista osób biorących udział w delegacji? : Dowiedziałem się o liście i ilości osób bezpośrednio po awarii, dlatego że tę listę otrzymują specjalne komórki, oddział zajmujący się ochroną, zabezpieczeniem delegacji
zagranicznych i oni realizują. : Czyli generał BOR nie wiedział, że na pokładzie samolotu znajdują się najważniejsi dowódcy? : Wiedział, wiedział. : Wiedział pan, tak? : Znaczy, że najważniejsi dowódcy Wojska Polskiego - dowiedziałem się później. : Czyli nie miał pan takiej wiedzy, że są w samolocie? : Wie pani, taka wiedza mi nie jest potrzebna, tym się zajmują moje służby odpowiednie. Ja wiedziałem, że leci pan prezydent, że są ministrowie z kancelarii prezydenta, że leci prezydent Kaczorowski i przydzieliłem stosowną ilość oficerów ochrony. : No dobrze, ale rozumiem, że panu nikt nie przekazał tej informacji, że sześciu najważniejszych dowódców, przypomnę – dowódca operacji sił zbrojnych, sił powietrznych, wojsk lądowych, wojsk specjalnych, marynarki wojennej, garnizonu Warszawa - że oni znajdują się na pokładzie samolotu? Nie miał pan takiej wiedzy? : Wiedziałem, że leci Kazimierz Gilarski, który jest, był, moim kolegą osobistym. Jego syn u nas będzie promowany w święto BOR na pierwszy stopień oficerski.
Wiedziałem, że leci gen. Kwiatkowski, którego znam i wiedziałem, że leci gen. Błasik. : A o reszcie pan nie wiedział? : Znaczy, nie było mi to potrzebne do niczego, pani redaktor. Dla mnie najważniejsze jest, że leci samolot z prezydentem i ile jest osób ochranianych. Stosownie do potrzeb, do zagrożeń ja przydzielam ochronę. : Ale można być trochę zaskoczonym. Dlatego, że jesteśmy państwem, które bierze udział w wojnie, w Afganistanie, więc jesteśmy również narażeni na zamachy terrorystyczne. Czy to było roztropne, żeby wszyscy generałowie znaleźli się w samolocie? : Ja nie mam kompetencji w tej sprawie, żeby negować lub nie. To są generałowie, którzy nie są związani z moją służbą, ani ja im nie podlegam, ani oni mnie, ja o tym nie decyduję. : Czyli pan nie może na przykład zgłosić zastrzeżeń? Nie może pan powiedzieć, że wydaje się panu nierozsądne, żeby wszyscy generałowie byli w samolocie? : Absolutnie nie. : A kto to może zrobić? : To proszę pytać może przełożonych tych generałów. : No, ale minister
obrony narodowej wczoraj mi powiedział, że on nie wiedział, że generałowie lecą tym samolotem. : A ja nie chcę tego komentować, nie oglądałem, z przykrością stwierdzam „Kropki nad i”... : Ale mówię, co powiedział pan minister. No dobrze, w takim razie proszę powiedzieć, o której pan się dowiedział o katastrofie? : Parę minut po 9.00 polskiego czasu. To była sobota, byłem z rodziną, przygotowywałem się do wylotu, miałem na następny dzień lecieć do Stanów Zjednoczonych na rozmowę w Secret Service w Departamencie Stanu i robiłem jakieś tam drobne zakupy na weekend. Zadzwonił do mnie oficer operacyjny informując mnie, że nastąpiła awaria samolotu przy podchodzeniu do lądowania. Natychmiast wyszedłem ze sklepu, zadzwoniłem do Jarosława Florczaka, który z ramienia kierownictwa nadzorował prace ochrony osobistej – telefon milczał. Następnie wykonałem telefon do Pawła Janeczka, który dowodził ochroną osobistą w tym dniu, telefon milczał. Następnie zadzwoniłem do oficera, który był w grupie rekonesansowej na
zabezpieczeniu tej delegacji w Katyniu. On poinformował mnie, że tak, są w okolicy lotniska i mają informacje. Zapytałem go tylko tyle: "masz natychmiast ustalić kto przeżył, ile osób przeżyło, co się stało". No i tak się sprawy potoczyły, także parę minut po 9.00 wiedziałem. : A ilu oficerów Biura Ochrony Rządu było na lotnisku w Smoleńsku? Bo była przygotowana, rozumiem, kolumna samochodowa do przewiezienia pana prezydenta i delegacji do Smoleńska, do Katynia. : Pani redaktor, to jest standardowe nasze działanie. My wysłaliśmy grupę rekonesansową jeszcze przed wizytą pana premiera Tuska. Rozmawialiśmy z federalną służbą ochrony. Federalna służba ochrony poinformowała nas o takich, czy innych zagrożeniach i o tych dzisiaj nie mogę mówić. Dostosowana ochrona i nasza, i rosyjska była adekwatna do zagrożeń. Kolumna była przygotowana na lotnisku, koledzy mieli odprawę poranną, jak zwykle, podzielili zadania część tu, część tu i następnie udali się na lotnisko. : Ale gdzie mieli tę odprawę poranną? : Lotnisko
zabezpiecza, pani redaktor, federalna służba bezpieczeństwa, federalna służba ochrony i milicja – z gospodarzy. My jesteśmy tylko po to żeby odebrać pana prezydenta, sprawdzić czy wszyscy wsiedli do kolumny samochodowej i udać się na miejsce czasowego pobytu osoby ochranianej. : Ilu było oficerów BOR na lotnisku? : Dwóch, dwóch. : Tylko dwóch, tak, którzy mieli wieźć pana prezydenta? : To znaczy ochrona osobista standard, pani redaktor. Ochrona osobista wysiada z samolotu, siada do samochodów wcześniej ustalonych i udaje się na miejsce. Resztą się zajmują gospodarze. : A jakie były zagrożenia, bo pan mówi, że poinformowano... : Nie, pani redaktor, ja nie mówię, że były zagrożenia. Zawsze, przy każdej wizycie pana prezydenta, premiera u nas, czy naszych za granicą robi się analizę zagrożeń w porozumieniu z innymi służbami i to jest standard. To nie jest tak, że były zagrożenia lub nie. Nie, nie, absolutnie. Robimy wszystkie czynności łącznie z analizą zagrożeń w danym miejscu. : W ustawie o BOR czytamy: "BOR
rozpoznaje, analizuje potencjalne zagrożenia”, czyli rozumiem, że dużo wcześniej, jeszcze przed środą, kiedy poleciał premier Donald Tusk, oficerowie BOR znaleźli się w Smoleńsku i analizowali te zagrożenia? : Razem, my analizujemy swoje i grupa rekonesansowa pojechała do Smoleńska przed wizytą pana premiera Tuska. : Padają zarzuty, że nieprzygotowane były lotniska w Mińsku i lotniska w Moskwie, nieprzygotowane przez BOR i dlatego pilot był zmuszony żeby lądować w Smoleńsku. : Absurd, totalny absurd pani redaktor. My nie przygotowujemy żadnych lotnisk. Powtarzam jeszcze raz, Biuro Ochrony Rządu nie przygotowuje żadnych lotnisk zapasowych. Mało tego, my zajmujemy się tylko i wyłącznie zadaniami, które mamy zawarte w ustawie o Biurze Ochrony Rządu, którą ma pani przed sobą. Pani redaktor, powtarzam jeszcze raz, sprawy związane z załogą, z lotem, z lądowaniem, z lotniskami, z zabezpieczeniem lotnisk są to kompetencje wykraczające poza Biuro Ochrony Rządu. My nie mamy z tym nic wspólnego, w sensie pracy nad tym.
: A czyje to są kompetencje? : Kompetencje samolotu, pilotów, lotnisk zapasowych, celowych to jest wszystko 36 Pułk Lotnictwa Transportowego. My z tym nie mamy nic wspólnego, my nad tym nie pracujemy. My zabezpieczamy lotnisko, które jest wskazane. Znaczy zabezpieczamy – w rozmowie z naszymi odpowiednikami za granicą ustalamy, że lotnisko docelowe jest „X” i tam podstawiamy kolumnę. W momencie otrzymania informacji, że w miejscu „X” samolot nie wyląduje tylko w miejscu „Y” natychmiast kontaktujemy się z ministerstwem spraw zagranicznych, z naszymi odpowiednikami za granicą i ustalamy logistykę. W tym przypadku, gdyby to było lotnisko, tak jak pani powiedziała w Mińsku, w Moskwie, gwarantuję pani, że w czasie krótkim, nie wiem dzisiaj, nie potrafię tego określić, na pewno by wszystko było dograne. Chciałbym jeszcze jedno powiedzieć: że pomimo tego, że ta wizyta nie była oficjalna, my opracowaliśmy z Rosjanami taki standard i to otrzymaliśmy, tak jakby to była oficjalna wizyta państwowa. : A jaki to jest
standard, jak jest oficjalna wizyta państwowa? : To jest samochód opancerzony w przypadku pana prezydenta, pana premiera, samochody ochronne dla naszej stosownej ilości oficerów ochrony. To jest samochód protokołu dyplomatycznego, to są mikrobusy, to są autokary, to wszystko zależy od ilości osób ochranianych i członków delegacji nieochranianych. : A miał pan wiedzę o tym? Dostał pan informację, że samolot poleciał później, że było opóźnienie wylotu samolotu? : W przypadku, w pierwszym telefonie nie miałem, nawet nie pytałem oficera, bo powiem szczerze – szok. : Nie, nie, ja nie pytam wcześniej. Czy rano miał pan kontakt ze swoimi pracownikami, oficerami, którzy mówili na przykład, że samolot jest opóźniony, czy takie informacje do pana dotarły? : Nie, nie, nie ja nie pytałem o to, powiem szczerze, najpierw mnie interesowało - kto przeżył, ile osób. : Nie, nie. Ja pytam rano, przed wylotem samolotu, czy dotarły do pana takie informacje? : Nie, nie, ten wylot miał być o godzinie 7.00. : A czy nie sugerowało
Biuro Ochrony Rządu to, że wylot powinien być wcześniej? Z tego względu, że powinna być jakaś furtka bezpieczeństwa, żeby samolot nie wylądował w ostatniej chwili? : Pani redaktor, godzinę wylotu ustala pułk dlatego, że oni wiedzą ile muszą mieć na przelot, kiedy wylądują, o której godzinie. My dostosowujemy się do planu, który jest opracowywany w kancelarii prezydenta w porozumieniu z polskim protokołem dyplomatycznym. : Panie generale, jak pan dowiedział się jaka była lista osób, które zginęły, nie złapał się pan za głowę, że było tyle ważnych osób w jednym samolocie? : Szczerze? : Szczerze. : Rozpłakałem się, przysięgam pani. Mam prawie 50 lat i rozpłakałem się, że taki kwiat generalicji, ludzie, którzy mieli przed sobą jeszcze wiele lat kariery. Jedyny był Bronek Kwiatkowski, którego znam doskonale, bo jest z Krakowa, ja też pochodzę z Krakowa, za miesiąc miał iść na emeryturę. Kaziu Gilarski, mój serdeczny kolega. Tak, jak mówię, nie dał syna do wojska, tylko dał do Biura Ochrony Rządu, aktualnie jest
po egzaminie oficerskim, będzie 10 czerwca promowany na Zamku Królewskim w Warszawie. Błasika Andrzeja znam doskonale, współpracujemy od wielu lat, podpisaliśmy porozumienie. Wie pani, ja pomijając to wszystko, co przeżyłem jaką traumę jak zobaczyłem naszych, którzy zginęli, to jest po prostu, wie pani, jedni z najlepszych ludzi i to bez, nie mówię dlatego, że nie żyją, naprawdę młodzi ludzie, wobec których miałem poważne plany szkoleniowe. Oni za kilka miesięcy mieli objąć, nie mówię, że dowódcze stanowiska, przesadziłbym, natomiast mieli być instruktorami, szkolić młodzież, gdzie w tej chwili przyjmujemy ponad 50 osób, na koniec roku jeszcze 50, ktoś to musi szkolić. A naszej wiedzy nie da się wyczytać z książek, czy wyuczyć się na studiach, u nas jest praktyka. : Tak, ale to emocjonalnie. A profesjonalnie, czy jak pan spojrzał na tę listę, czy pan pomyślał, że to przesada żeby tylu ludzi...? : Przesada, tak pomyślałem też. Dlaczego tak się stało? Ja powiem pani więcej, parę tygodni wcześniej uzyskaliśmy
również informacje, chyba rozmawiałem z komendantem głównym policji, że również były jakieś plany, żebyśmy polecieli wszyscy: szefowie służb MSWiA, czyli komendant główny policji, straży granicznej, Państwowej Straży Pożarnej i BOR. I powiem szczerze, jak zaczęliśmy przygotowywać tę wizytę ja chciałem tam jechać, chciałem jechać za Jarka Florczaka, bo uważam, pomijając pracę, uważam, że każdy w Katyniu obywatel Rzeczypospolitej powinien być, tak jak w Oświęcimiu powinien być, tak i w Katyniu. Natomiast nie mogłem, bo miałem wylot do Stanów wcześniej ustalony z Amerykanami i miałem lecieć... : Dobrze, ale gdyby pan dostał na biurko tę listę i zobaczył ją to by pan powiedział – chłopaki co robicie? : Tak, tak bym powiedział, słowo honoru. I to mówię z całą stanowczością, uważam, że nie powinni latać wszyscy razem. : Ale jak to możliwe, że pan nie widział tej listy panie generale? : Znaczy pani redaktor, standard jest taki: my dostajemy do Biura Ochrony Rządu listę pasażerów, to są kompetencje, obsługa czy
zabezpieczenia delegacji to są kompetencje mojego zastępcy pułkownika Bielawnego, który mówił mi – Marian, leci cały kwiat. No, lecą wszyscy. No więc mówię – przydziel. Pani redaktor, powiem szczerze, jest dużo pracy, jest prezydencja, zbliżają się różne imprezy, ja się szykowałem do Stanów itd., Paweł się tym zajął, przygotowane było perfekt. Jarek przyleciał z premierem w środę i mówi: "Marian, bo my po imieniu jesteśmy wszyscy, znamy się jak łyse konie, mamy taką pomoc od Rosjan, nawet w głowie się nie mieści". Ja mu mówię: "to może nie polecisz, jak już wszystko przygotowane", no bo rodzinną sytuację ma taką, że po prostu córa, jak nie widzi go dwa dni, nie widziała go dwa dni, to po prostu to problem. I mówię: "leć, proszę cię, to jest prezydent trzeba będzie dopilnować". I poleciał i nie wrócił. Ale jeśli chodzi o listę to może nie wiedziałem, że tylu generałów. Wiedziałem, że leci Bronek, że leci Andrzej, to jest nie do pomyślenia. Nie będę tego komentował, bo to nie są moje kompetencje pani redaktor.
Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Natomiast nie wiem czy w MON są takie przepisy. : Nie, nie, to już wiemy. A proszę powiedzieć, a to jest tak, że kancelaria prezydenta przesyła listę osób zaproszonych? : Tak, tak, my tylko zabezpieczamy, to znaczy... : Czyli miał pan tę listę? : Jest porozumienie czterech kancelarii. : Wiem, premiera, prezydenta. : Senat i sejm. I koordynatorem jakby przydzielającym te samoloty, pułk dostaje, że leci, my dostajemy listę i według tej listy przygotowujemy ochronę. Jeżeli leci sam pan prezydent to jest tyle ochrony, jeżeli leci małżonka to jest jeszcze trochę. : No dobrze, ale jak było sześciu generałów to nie potrzebna była większa ochrona. : My nie chronimy generałów, żandarmeria. : A, żandarmeria chroni. A czy żandarmeria też leciała? : No z tego, co wiemy to nie, bo nie ma tam ani jednego oficera żandarmerii. Myśmy od razu realizowali. : A na miejscu, w Smoleńsku nie było żandarmerii. : Nie wiem, nie wiem, to są inne służby pani redaktor. : A czy Biuro Ochrony Rządu ma
kontakt z kontrwywiadem? : Znaczy my współpracujemy, natomiast na temat tej delegacji nie chcę się wypowiadać, to są ich kompetencje, na temat tego zdarzenia. : Czy któryś z oficerów BOR, to był krótki czas nie wiemy, jak to się wszystko wydarzyło, próbował się łączyć z kimś, są jakieś ślady, dowody. : Ale z... : W trakcie, w czasie tego wypadku. : Nie mam takiej wiedzy, nie mam takiej wiedzy. : Nie ma pan takiej wiedzy. : Nie mam takiej wiedzy. Ja próbowałem się łączyć, tak jak mówiłem z Florczakiem i... : Tak, a czy odzyskane zostały wszystkie, cała broń oficerów BOR? : Siedem sztuk broni, z tego co wiem siedem sztuk broni jest odzyskane. Z bronią nie polecieli tylko Jarek Florczak, co zrozumiałe, bo nie bierze bezpośrednio udziału w czynnościach ochronnych, działaniach ochronnych i Agnieszka Pogródka, też stewardessa nie poleciała z bronią. : A czy, a telefony zostały odzyskane oficerów BOR? : Z tego, co wiem to tak, z tego co wiem to tak, zresztą mamy informacje, że są rzeczy osobiste, my opiekujemy się
dalej rodzinami pani redaktor, cały czas jesteśmy razem z rodzinami, będziemy im pomagać odzyskiwać poszczególne... : A telefon satelitarny, który był na pokładzie samolotu czyją jest własnością? : Powiem szczerze, że – no chyba pułku. Nie interesowałem się tym nigdy, wiem, że taki telefon jest, że jest satelitarny, że z tego, co media mówią to prezydent się łączył. : A pan rozmawiał z tymi oficerami BOR, którzy byli w Smoleńsku, tuż po katastrofie? Czy oni pobiegli na miejsce wypadku? : Oni, pani redaktor, na lotnisku byli 13 godzin. : Poszli na miejsce wypadku. : Tak, tak, moi ludzie zostali pomagali służbom rosyjskim identyfikować zwłoki. : A jak się Rosjanie zachowywali wtedy? : Perfekcyjnie, wszelka pomoc. Jesteśmy w ogóle zszokowani podejściem Rosjan do tej tragedii tak, jak wcześniej do przygotowań. Zresztą my już po Westerplatte widzieliśmy, że nam, że to jest inna już służba, że to nie jest już patrzenie się z boku na siebie, tylko to jest współpraca. Tak jak im pomagaliśmy na Westerplatte, mieliśmy
adekwatną pomoc w Smoleńsku. : Czy oficerowie BOR też zabezpieczali teren, wspólnie z rosyjskimi służbami? : Na lotnisku? : Tak, na lotnisku wtedy. : Nie, nie, nie. To było tak, mówię FSB, Federalna Służba Bezpieczeństwa, Federalna Służba Ochrony i Milicja. Oni byli na miejscu, oni mieli, nigdy nie zabezpieczamy lotnisk poza granicami kraju. : Nie, chodzi mi, czy w momencie tej tragedii, jak poszli na to miejsce gdzie był ten wypadek... : To już Rosjanie, Rosjanie : Ale czy tam BOR-owcy też byli od razu? : Znaczy byliśmy, tak ale nie zabezpieczaliśmy. : Ale w tym sensie, że BOR-owcy widzieli, co robią Rosjanie, tak? : Znaczy tak, tak, no byliśmy cały czas tam, koledzy pomagali identyfikować zwłoki. : Ale ci, którzy wcześniej byli, czy ci, którzy potem dolecieli? : Nie, nie, ci co wcześniej byli, bo dolecieliśmy, ja tylko z BOR doleciałem później, bo później przyleciał samolot z panem premierem Donaldem Tuskiem, w którym byłem na pokładzie, ja przyleciałem oddać, zobaczyć tą tragedię, pomodlić się za kolegów
i ja tam byłem tylko. : I co pan zobaczył kiedy pan... : Dramat, pani redaktor. Ja żyję prawie 50 lat, tak jak mówię, to jest największy szok w moim życiu. Ja dużo w życiu widziałem pani redaktor, natomiast to, co tam zobaczyłem przeszło wszelkie moje oczekiwania. To jest najtrudniejszy w tej chwili okres, te trzy tygodnie już, to jest najtrudniejszy okres w moim życiu, po prostu coś niesamowitego, tego sobie nikt nie potrafi wyobrazić, niesamowita sprawa, ogrom tragedii. To jak pani widzie tego Tupolewa, wielki ptak, tam nie było nic, szczątki samolotu, poszczególne małe, leżące. : Słyszałam, że oficerowie BOR, którzy rozpoznawali, próbowali rozpoznać to co zostało, odnajdywali różne przedmioty, płakali. : Tak, ja z nimi płakałem, byli w tak zszokowani, byli tak wstrząśnięci. Ale powiem szczerze jestem dumny z nich, nie musieli tego robić, pani redaktor, nie musieli tego robić, ale chcieli, chcieli, do końca byli, moi oficerowie byli na lotnisku do wywiezienia ostatniego ciała. Po 12.00 w nocy, myśmy
wylecieli stamtąd, odlecieli do Polski oni tam jeszcze zostali, naprawdę znakomici ludzie. : Widział pan twarz Władimira Putina wtedy? : Widziałem. : Czy to była udawana reakcja? : Myślę, że nie, myślę że nie. To jest moje prywatne uczucie, przepraszam bardzo, myślę, że nie. Tak, jak widziałem pana premiera Donalda Tuska, widziałem twarz również pana Władimira Putina myślę, że to nie było udawane. Moje prywatne odczucie. : Jaka to była twarz, twarz Putina. : Smutna, zatroskana, wstrząśnięta twarz człowieka, który naprawdę myślę, że – może to za dużo powiedziane cierpiał, ale no był w traumie, naprawdę, tam zresztą wszyscy byli, z niedowierzaniem patrzyli na to, co się stało. : Dziękuję bardzo, gościem Radia ZET był gen. Marian Janicki szef Biura Ochrony Rządu. : Dziękuję bardzo.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (791)