Amerykańsko-arabski dżihad
Dzięki przejściu części lokalnych szejków na stronę USA, coraz więcej Irakijczyków zgłaszało się do służby w siłach bezpieczeństwa i oferowało informacje o liderach rebeliantów. "Każdy Irakijczyk, który przechodził na naszą stronę, stanowił podwójny cios zadany siłom wroga" - pisze Luttrell.
Jednym z kulminacyjnych momentów był atak Al-Kaidy na dzielnicę Sufija kontrolowaną przez szejka Jassima. Jassim miał już dość tego, że przez akcje terrorystów miejscowa ludność znajduje się w ogniu walk, dlatego postanowił wyrzucić ich ze swojego terytorium. W odpowiedzi Al-Kaida przypuściła potężny szturm na dzielnicę, mordując każdego, kto wpadł im w ręce. Wtedy Jassim zwrócił się z dramatycznym apelem o pomoc do Amerykanów.
Gdy oddziały USA wyruszyły na ratunek, z głośników na niezliczonych meczetach rozległo się wezwanie imamów do dżihadu. "Ale ich przesłanie było inne niż dotychczas. Jak powiedzieli nam tłumacze, tym razem dżihad nie był skierowany przeciwko niewiernym, ale przeciwko Al-Kaidzie" - opowiada Luttrell.
"Oto więc amerykańscy żołnierze wyruszali wspólnie z Arabami na dżihad. Świat stanął na głowie" - konstatuje autor "Na linii ognia".
Na zdjęciu: walki w Ar-Ramadi.