Białoruska opozycja bije na alarm. Alaksandr Łukaszenka szykuje mobilizację i zagra z Putinem
Alaksandr Łukaszenka zgodził się, aby do lutego przyszłego roku Rosja rozmieściła na terenie jego kraju 120 tys. wojsk. Dodatkowo białoruski dyktator sam ma zmobilizować 100-tysięczną armię. - Te siły miałyby uczestniczyć w kolejnej fazie wojny w Ukrainie - alarmuje w rozmowie z WP Paweł Łatuszka, białoruski opozycjonista i były dyplomata tego kraju.
- Jak dotąd wszyscy bagatelizowali ewentualny udział Łukaszenki w tej wojnie. Zachód nie reagował odpowiednio na zwiększanie represji na Białorusi. Jednak tego, co jest przygotowywane w kolejnej fali tej strasznej wojny, nie wolno przegapić. Zachód musi przedstawić Łukaszence twarde ultimatum dyplomatyczne, które zmusi go do powiedzenia Putinowi "nie". Dla Putina byłby to cios poniżej pasa, a Ukrainie pomoże w wyzwoleniu okupowanych terytoriów - mówi Wirtualnej Polsce Paweł Łatuszka. Dodał, iż ultimatum powinno zawierać pakiet sankcji gospodarczych na Białoruś, podobnych do tych obowiązujących wobec Rosji.
Powołując się na informacje z nieoficjalnych źródeł białoruskich, opozycjonista alarmuje, iż Putin i Łukaszenka uzgodnili wspólne kontynuowanie krwawej wojny w Ukrainie. Nowa 220-tysięczna armia ma straszyć atakiem lub zaatakować Ukrainę od północy w kolejnej fazie działań zbrojnych. W czwartek ukraiński wywiad wojskowy HUR poinformował, że władze Białorusi przygotowują się do przyjęcia 20 tys. zmobilizowanych Rosjan do jednostek rosyjskich stacjonujących na terytorium tego kraju.
- Sytuacja jest poważna. Białoruś jest jakby balkonem nad Ukrainą, strategicznym punktem wyjściowym w kierunku zachodniej części kraju. Już samo utrzymywanie licznej grupy wojsk w obwodach brzeskim i homelskim - przy granicy z Ukrainą - nawet bez jej przekraczania, stwarza realne zagrożenia dla Ukraińców. Będzie zmuszać siły ukraińskie do utrzymywania w tym regionie swoich równie licznych jednostek. To jest strategiczny cel Putina i Łukaszenki - mówi dalej Łatuszka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ile karabinów ma Łukaszenka?
Rozmówca WP pytany o nastroje wśród Białorusinów i w samej armii wyjaśnia, iż według sondaży z ubiegłego tygodnia, uzyskanych przez opozycję (tymczasowy rząd w Wilnie) 90 proc. Białorusinów jest przeciwko bezpośredniemu zaangażowaniu się w wojnę z Ukrainą. - W rzeczywistości Łukaszenka obawia się tego, co stałoby się, gdyby białoruska armia weszła do Ukrainy. Grozi to kolejną falą protestów - dodaje.
- Na początku roku grupa wojsk tak zwanych sił specjalnych liczyła około 12 tys. oficerów i żołnierzy na kontrakcie. Oni będą gotowi wykonać rozkaz udziału w nowej fazie wojny. Łukaszenka mógł w ostatnich miesiącach powiększyć ten kontyngent do 20 tys. ludzi, ale nie odważy się wysłać ich wszystkich. Część chce mieć w zapasie na wypadek protestów wewnętrznych w Białorusi - twierdzi Łatuszka.
- Wobec tych przygotowań Białorusini będą stawiać opór wewnątrz kraju. Jeśli jednak 120 tys. rosyjskich wojsk zostanie rozmieszczonych, musimy być realistami, przezwyciężenie tego będzie niezwykle trudne. Z kolei brak rosyjskich wojsk na Białorusi daje społeczeństwu szansę na zmianę sytuacji politycznej - podsumowuje opozycjonista.
Panika w kręgach władzy. Białoruski wojskowy: my nikogo nie mobilizujemy
Telewizja Biełsat (z siedzibą w Polsce) informuje, że Białorusini z Bobrujska oraz Mińska dostają już wezwania do stawienia się w wojskowych komendach uzupełnień. Internet obiegły zdjęcia dokumentów wystawionych obywatelom, co sugeruje rozpoczęcie mobilizacji.
Na te doniesienia szybko zareagowały władze Białorusi. Reżimowa agencja BELTA przekazała, że dokumenty są wprawdzie prawdziwe, ale sugestie o mobilizacji to nieprawda. W informacji prasowej wystąpił komisarz wojskowy obwodu mohylewskiego Aleksander Goroszkin. - Ci ludzie próbują podważyć sytuację w państwie, aby ją zdestabilizować. Wysyłane są wezwania i przekazywane poborowym oraz osobom odpowiedzialnym za służbę wojskową znajdującym się w rezerwie. To standardowa, rutynowa praca - komentował w rozmowie z dziennikarzami.
Jest mało prawdopodobne, by Białoruś samodzielnie i bezpośrednio włączyła się do wojny przeciwko Ukrainie – ocenia amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW). Analitycy oceniali wcześniej, że włączenie się Białorusi do wojny niosłoby ze sobą zbyt wysokie koszty wewnętrzne dla Łukaszenki. Według części ekspertów Rosja nie jest zdolna do stworzenia lądowych sił uderzeniowych na Białorusi z istniejących tam jednostek w krótkim czasie.
Jednak Paweł Łatuszka temu nie przeczy. Jego zdaniem scenariusz współpracy Łukaszenki i Putina wyklaruje się w ciągu najbliższych miesięcy. Sam Łukaszenka ma negocjować z Putinem, "wręcz walczy, aby białoruska armia jedynie zabezpieczała tyły, organizowała dostawy amunicji i zabezpieczenie medyczne".
Armia białoruska liczy około 45 tys. żołnierzy - wynika z raportu Ośrodka Studiów Wschodnich z końca marca 2021 roku. Według Marka Meissnera, jednego z analityków wojny w Ukrainie, Białorusini reprezentują niski poziom motywacji do walki, a jej magazyny uzbrojenia i amunicji zaczęły być opróżniane w lipcu, gdy rosyjskiemu sojusznikowi zaczęło brakować środków do walki.
"Zarządzenie poboru, nawet częściowego, to na pewno zbiegostwo na skalę rosyjską. Niewykluczone, że jeśli żołnierze dowiedzą się, że mają użyźniać ukraińską glebę, zrobią jak w kwietniu strajk włoski. Wtedy białoruska armia po prostu stanęła" - przypomina Meissner we wpisach na Twitterze.
"Jeśli cztery białoruskie brygady przejdą pod rozkazy Rosjan, a to się może zdarzyć, bo czy Rosjanie oszczędzaliby je? Raczej rzucili na najgorszy, najtrudniejszy odcinek frontu, by chronić swoich. I Białorusini to wiedzą. Trudno więc będzie o ich lojalność" - przewiduje analityk.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski