Białoruś. Wiceszef MSZ Marcin Przydacz: "nie ma zgody na tego typu narrację i oskarżenia"
- Jesteśmy zdziwieni, rozczarowani i z niepokojem odnotowujemy te słowa, które padały z ust Aleksandra Łukaszenki i jego najbliższego otoczenia - powiedział po spotkaniu z ambasadorem Białorusi w Polsce wiceszef MSZ Marcin Przydacz. Zagraniczny dyplomata został wezwany w czwartek na rozmowę.
27.08.2020 | aktual.: 30.03.2022 14:02
- Poinformowałem ambasadora, że w Polsce nie ma zgody na tego typu narrację i oskarżenia. Jesteśmy zdziwieni, rozczarowani i z niepokojem odnotowujemy te słowa, które padały z ust Łukaszenki i jego najbliższego otoczenia - powiedział podczas konferencji w Warszawie wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz.
Dodał, że używane przez władze Białorusi "argumenty są szkodliwe". - W Polsce nie toczy się żadna debata na temat przesunięć granicznych, nie ma żadnego ruchu wojsk, a tego typu słowa padały - uznał Przydacz.
- Widzicie te oświadczenia o tym, że jeśli Białoruś się rozpadnie, to obwód grodzieński przypadnie Polsce. Mówią o tym już otwarcie - stwierdził Łukaszenka, cytowany przez agencję BiełTA. Zdaniem prezydenta Białorusi trwa "wojna dyplomatyczna".
Białoruś. "Gorąca" rozmowa wiceszefa MSZ i ambasadora
W ocenie polskiego wiceministra jest to próba "nastraszenia społeczeństwa białoruskiego". - Nie ma żadnych wrogich zamiarów - powiedział. Przydacz przekazał ambasadorowi, że patrząc z perspektywy historii, to "nie Polska naruszała granice, lecz inny sąsiad Białorusi". Rozmowa, jak podkreślił, była "gorąca".
W trakcie spotkania poruszono również kwestię pomocy humanitarnej, którą wysłała NSZZ "Solidarność". - Ten transport, jak wiemy, utknął na granicy. Przekazałem nasze oczekiwania, aby wpuścić go na terytorium Białorusi - powiedział Przydacz.
O wezwaniu ambasadora Białorusi do polskiego MSZ poinformowano w czwartek. Przydacz we wpisie na Twitterze zaznaczył, że chodzi o "bezpodstawne oskarżenia władz Białorusi pod adresem Polski".