"Bezpardonowy atak". W Polsce 2050 burza po uderzeniu w Hołownię
Szymon Hołownia wysuwa najcięższe polityczne oskarżenia: sugeruje, że służby i prokuratura mogą sabotować jego kandydaturę w wyborach prezydenckich. Chodzi o doniesienia prasowe, jakoby marszałek Sejmu był studentem skompromitowanej uczelni Collegium Humanum. Sprawa budzi niepokój w koalicji. - To skandaliczne - mówią WP koledzy Hołowni z Polski 2050.
28.11.2024 | aktual.: 28.11.2024 22:05
- Sprawa jest bardzo poważna. To oznacza, że dojdzie do bardzo poważnego kryzysu zaufania w naszej koalicji. Bo jeżeli służby za tym stoją, albo jeżeli służby lub prokuratura miała w tym swój udział, bo skądś te informacje musiały wyciec, to będzie znaczyło, że to nie jest to, na co się umawialiśmy - oświadczył w środę wieczorem marszałek Sejmu.
Odnosił się do publikacji dziennikarki tygodnika "Newsweek" Renaty Kim oraz dziennikarza śledczego Piotra Krysiaka, którzy poinformowali, że Szymon Hołownia miał być studentem Collegium Humanum i zabiegał o dyplom magistra tej uczelni (polityk ma wykształcenie średnie), choć nie uczestniczył w zajęciach.
Słowem: lider Polski 2050 - rzekomo - miał otrzymać dyplom za darmo. A oceny - wedle relacji medialnych - miał mu wystawiać skompromitowany rektor Paweł Cz.
Formacja Hołowni zaprzeczyła tym twierdzeniom. Zrobił to również jej lider. "Szymon Hołownia nie studiuje i nigdy nie studiował na Collegium Humanum. Nigdy też nie spotykał się z jej władzami w oficjalny czy nieoficjalny sposób. Każdy, kto twierdzi inaczej - kłamie" - napisano na oficjalnym profilu partii.
"Kampania się zaczyna"
Hołownia stanął w środę wieczorem w Sejmie przed dziennikarzami. Nie gryzł się w język. Zasugerował, że z inspiracji politycznej mogły celowo uderzyć w niego służby lub prokuratura.
To poważny zarzut - uderzający przecież nie w PiS, a w obecnie rządzących. Kto ma bowiem wpływ na te instytucje? Koalicja Obywatelska, która w wyborach prezydenckich będzie przecież konkurentem dla lidera Polski 2050.
- Rozumiem, że komuś bardzo przeszkadza to, że zgłosiłem swoją kandydaturę, że jest w tej grze kandydat niezależny i zaczęło się dokładnie to, co bardzo często niestety w kampaniach wyborczych w Polsce się zaczyna. A więc seria obelg, pomówień, insynuacji, przecieków - mówił Hołownia.
- Zastanawiam się skąd pochodzą te informacje, którymi dzisiaj obracają dziennikarze. Bo jeżeli pochodzą ze śledztwa i ujawnia je ktoś z otoczenia podejrzanego rektora albo innych osób, to oznacza przestępstwo. Nie można ujawniać informacji ze śledztwa - stwierdził.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Minister z KO zaprzecza słowom Hołowni
O słowa Hołowni zapytaliśmy szefa MSWiA i koordynatora ds. służb Tomasza Siemoniaka. - Żadne służby nie mają nic do czynienia w tej sprawie (…) Marszałek Sejmu to wyjaśnił, wierzę Szymonowi Hołowni - powiedział w programie "Tłit" Wirtualnej Polski.
Jak stwierdził, "to nie jest tak, że za każdym działaniem, każdym artykułem stoją służby". - Służby koncentrują się na sprawach bezpieczeństwa Polski, na walce z przestępczością, a nie na walce politycznej i ja tego bezwzględnie pilnuję - tłumaczył Siemoniak.
Drugiego dna w działaniach części obozu rządzącego dopatrują się przedstawiciele opozycji. Twierdzą, że - rzekomo - za akcją wymierzoną w Hołownią może stać największy koalicjant.
"Marszałek Szymon Hołownia stanął dziś, jako druga osoba w państwie, przed testem na polityczną dorosłość. Ma w ręku wszelkie instrumenty, by pokazać, że nie jest marszałkiem malowanym, którego premier Tusk może swobodnie poniżać. Czy z nich skorzysta? Wątpię. Ale ma szansę" - napisał Stanisław Tyszka z Konfederacji.
"Druga osoba w państwie, lider jednej z partii koalicyjnych Szymon Hołownia, stawia tezę, że polskie służby mogły rozpocząć ingerencję w proces wyborczy. Od wielu miesięcy gołym okiem widać, że regularnie wykorzystywane są przeciwko opozycji. Teraz prawdopodobnie rozpoczął się proces wykorzystywania ich do przypiłowania koalicjantów. To niezwykle poważne zarzuty, które powinny zostać niezwłocznie wyjaśnione!" - stwierdził na X były rzecznik rządu PiS Piotr Mueller.
Podobnych wpisów jest więcej. Dowodów jednak brak.
Politycy Polski 2050 bronią lidera. Mówią o ataku
Również politycy Polski 2050 zareagowali. Niektórzy sugerowali, że sprawa może mieć polityczny podtekst. "Prawda kontra Newsweek, Renata Kim, Onet i kilku innych spod znaku ‘nie atakujemy swoich w pierwszej turze’…" - napisał wiceminister cyfryzacji i poseł PL2050 Michał Gramatyka.
Polityk nawiązywał do wypowiedzi premiera Donalda Tuska, który apelował, by w pierwszej turze wyborów prezydenckich kandydaci sił koalicyjnych nie atakowali się wzajemnie - bo "prawdziwym i jedynym przeciwnikiem jest PiS".
W rozmowie z Wirtualną Polską wiceminister Gramatyka w pierwszej kolejności krytykuje jednak "Newsweek". - Uważam, że media nie powinny pisać kłamstw. A to, co napisano o Szymonie Hołowni, to są kłamstwa. Niezależnie od tego, skąd te materiały wypłynęły i jakie były ich źródła - mówi.
Michał Gramatyka przyznaje jednak, że "materiał został na tyle asekuracyjnie przygotowany, że trudno doszukać się podstawy do wytoczenia procesu". Poza tym "nie działa jeszcze tryb wyborczy, a to oznacza lata oczekiwania na werdykt sądu".
Czy komuś mogło zależeć na uderzeniu w Szymona Hołownię? - Tego nie wiem. To pytanie do redakcji "Newsweeka". Możliwe, że komuś zależy na tym, by zmniejszyć szanse Szymona Hołowni w kampanii jeszcze przed jej faktycznym rozpoczęciem - zastanawia się rozmówca WP.
Oburzenia nie kryje przewodniczący klubu parlamentarnego Polski 2050. - Marszałek sam rozważy, czy pozwać redakcję "Newsweeka". Ja uważam, że sprawa jest skandaliczna - mówi Wirtualnej Polsce Paweł Śliz. Jak przekonuje, artykuł "oparty jest na całkowicie fake newsowych informacjach". - To jest oburzające - podkreśla.
Czy należy się tu dopatrywać gry służb lub prokuratury, a może innych podmiotów lub osób, które chciałyby uderzyć w Szymona Hołownię?
- "Newsweek" mógł swój artykuł oprzeć na informacjach z postępowania przygotowawczego. Proszę pamiętać, że jest ono objęte tajemnicą. Zatem "Newsweek" nie mógł uzyskać takich informacji w sposób legalny i w sposób niebudzący wątpliwości, bo nie jest stroną postępowania. Redakcja nie może mieć dostępu do materiałów dowodowych - podkreśla przewodniczący Śliz (z zawodu adwokat).
- Pamiętamy czasy rządów PiS, jak pozyskiwano informacje za pomocą Pegasusa. Tak to nie może wyglądać. Nie wiem, czy to gra wewnątrz koalicji, bo ja nie mam na to dowodów. Nie twierdzę, żeby tak było. Atak jest jednak bezpardonowy - albo fake newsem, albo nielegalnie pozyskanym materiałem, opartym na kłamstwach rektora Pawła Cz. - mówi nam polityk Polski 2050.
Nasi rozmówcy nie spodziewają się, by ta sytuacja "zachwiała koalicją". Sam Hołownia stwierdził na konferencji prasowej - zorganizowanej również w czwartek - że ma zaufanie do szefa MSWiA Tomasza Siemoniaka.
Jednocześnie powtórzył, że "to, że ta kwestia wypływa właśnie teraz, na progu kampanii wyborczej, każe zadać sobie pytania o koincydencję". Kto miałby tę koincydencję wyjaśniać? Hołownia nie sprecyzował.
Razem czy osobno
Ludowcy nie chcą odnosić się do sytuacji. Tłumaczą, że "to sprawa między Hołownią a redakcją". Nie doszukują się spisków. Nie komentują.
Nieoficjalnie jeden z polityków tej formacji mówi, że "może to dawne złogi w służbach PiS chcą skłócić koalicję". Nie ma na to dowodów.
Szeregowi politycy KO w ogóle się do tego nie odnoszą (część z nich studiowała na Collegium Humanum, podobnie jak ludzie związani z PiS).
Prezydent Rafał Trzaskowski na konferencji prasowej stanął w obronie Szymona Hołowni. Zrobił to również Donald Tusk. - Jestem przekonany, że wzajemne zaufanie w koalicji nie ucierpi z powodu tego incydentu - mówił premier. - Słyszałem wyjaśnienia marszałka Hołowni. Moim zdaniem, były wystarczające - podkreślił szef rządu.
Co w tej sytuacji zrobi PSL? Jak deklarują politycy tej partii, w połowie grudnia oficjalnie poprą Hołownię w wyborach. Zapowiadaliśmy to zresztą w Wirtualnej Polsce, cytując liderów ludowców.
Ale co potem? To już nie jest oczywiste. Są w PSL tacy politycy, którzy twierdzą, że Polska 2050 i PSL powinny iść własnymi drogami - już nie pod szyldem Trzeciej Drogi.
- Myślę, że po wyborach prezydenckich będziemy musieli oswajać się z myślą, że jednak dalej idziemy sami, że już nie będzie Polski 2050, tylko Polska 2027. Obawiam się, że to będzie projekt, który się już wtedy skończy - ocenił Jarosław Rzepa w PAP w połowie października. - Szczerze mówiąc, dzisiaj bliżej mi jednak do tego, że chyba każdy pójdzie swoją drogą - zaznaczył parlamentarzysta.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl