Bartosz Arłukowicz: pozbawiacie ludzi szansy na szczęście
Odebranie wielu polskim rodzinom szansy na szczęście - tak decyzję o zakończeniu programu dotyczącego refundacji in vitro skomentował były minister zdrowia, poseł PO Bartosz Arłukowicz. Podkreślił, że niepłodność jest chorobą, a in vitro - metodą jej leczenia.
02.12.2015 | aktual.: 02.12.2015 17:24
We wtorek minister zdrowia Konstanty Radziwiłł poinformował (zobacz artykuł: Radziwiłł: program in vitro - do połowy przyszłego roku)
, że Program Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego, powszechnie zwany rządowym programem in vitro, będzie kontynuowany tylko do połowy przyszłego roku. Program ruszył 1 lipca 2013 r. i był przewidziany do 30 czerwca 2016 r. Został przedłużony do 31 grudnia 2019 r. przez poprzednią ekipę rządzącą w ostatnich dniach jej urzędowania. Przeznaczono na ten cel ok. 304 mln zł. Przedłużenie programu było krytykowane przez PiS.
Arłukowicz, który był ministrem zdrowia, gdy program ruszał, przypomniał, że dzięki refundacji in vitro urodziło się ponad 3,6 tys. dzieci; ponad 17 tys. par jest w trakcie leczenia w ramach programu. Jego zdaniem przerwanie programu to odebranie polskim rodzinom szansy na szczęście. Zaznaczył, że metoda in vitro jest zbyt droga dla przeciętnego obywatela, dlatego finasowanie jej ze środków publicznych było dla wielu rodzin jedyną szansą na dziecko.
Były minister podkreślił, że niepłodność jest chorobą, z którą zmaga się ok. 1,5 mln par w Polsce, a in vitro jest jedną z metod leczenia tej choroby. Dodał, że choć nie jest to jedyna metoda, nie da jej się niczym zastąpić, a są przypadki, w których jest jedyną metodą skuteczną. - Nie może być tak że ludziom zabiera się metodę leczenia - przekonywał.
Jego zdaniem kolejnymi krokami rządu może być rezygnacja z refundacji leków stosowanych podczas procedury in vitro, a w dalszej kolejności - zmiany w ustawie o leczeniu niepłodności, uchwalonej z inicjatywy poprzedniego rządu, obowiązującej od 1 listopada. Arłukowicz przypomniał, że wśród posłów PiS są osoby, które podpisały się pod projektem ustawy przewidującej kary więzienia za stosowanie in vitro (projekt ten przepadł w Sejmie poprzedniej kadencji).
Odnosząc się do wyjaśnień ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, że rządu nie stać na finansowanie tak kosztownego programu i nie wydaje się, by był on - kosztem innych rzeczy - priorytetem państwa, Arłukowicz zapewnił, że środki na jego realizację zostały zabezpieczone. Dodał, że nie wolno dzielić pacjentów na lepszych i gorszych i decydować, że leczenie niektórych chorób się refunduje, a innych nie. - Niepłodność to taka sama choroba jak każda inna - mówił.
We wtorek Radziwiłł tłumaczył, że procedura in vitro nie jest jedyną możliwą do zastosowania, jeżeli chodzi o leczenie niepłodności. Zapowiedział, że w ramach Narodowego Programu Zdrowia powstanie program, który "będzie całościowo zajmował się problemami prokreacji". Zapewnił, że program zostanie dokończony, a do połowy przyszłego roku te pary, które wejdą do programu, będą miały sfinansowane procedury.
Para może przystąpić do programu, jeśli lekarz zdiagnozował u niej bezwzględną przyczynę niepłodności lub ma ona udokumentowane nieskuteczne leczenie przez co najmniej 12 miesięcy. Kobieta w dniu zgłoszenia do programu nie może mieć ukończonego 40. roku życia. Nie ma ograniczeń wiekowych dla mężczyzn.
W ramach programu para ma prawo skorzystać z trzech prób procedury wspomaganego rozrodu. Kolejny cykl pobrania i zapłodnienia komórek jajowych może być wykonany dopiero po wykorzystaniu wszystkich uzyskanych wcześniej zarodków. W programie ograniczono ilość tworzonych zarodków do sześciu. Zaleca się przenoszenie do macicy tylko jednego zarodka w kolejnym cyklu miesięcznym. W uzasadnionych przypadkach można przenieść maksymalnie dwa zarodki jednocześnie.