PolitykaBanaś atakuje, Cieszyński wraca do rządu. Ale "Bezkarności Plus" nie będzie

Banaś atakuje, Cieszyński wraca do rządu. Ale "Bezkarności Plus" nie będzie

Mimo złożenia przez prezesa NIK Mariana Banasia zawiadomienia do prokuratury przeciwko najważniejszym politykom w państwie, a także powrotu do rządu odpowiedzialnego za zakup trefnych respiratorów ministra Janusza Cieszyńskiego, PiS nie zamierza wracać do forsowania tzw. ustawy o bezkarności urzędniczej - ustaliła Wirtualna Polska. - Powrót do tematu oznaczałby kolejny spór w koalicji - uważają nasi rozmówcy z klubu parlamentarnego PiS.

Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki
Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki
Źródło zdjęć: © PAP | PAP
Michał Wróblewski

Mimo to w kuluarach - po ofensywie Banasia - mówiło się o zakusach do ponownego uchwalenia "Bezkarności Plus". Tyle że prokuratura najprawdopodobniej nie będzie wszczynać śledztwa ws. wyborów kopertowych.

Presja prezesa PiS

Przypomnijmy: w ubiegłym roku PiS próbowało przeforsować nowelę tzw. ustawy covidowej, której celem miało być wprowadzenie tzw. bezkarności urzędniczej ze względu na zapobieganie oraz zwalczenie skutków COVID-19.

Na ustawie szczególnie zależało urzędnikom Kancelarii Premiera, a także samemu Jarosławowi Kaczyńskiemu, który - jak sam zresztą przyznał w jednym z niedawnych wywiadów - wydał polecenie najważniejszym politykom w państwie, by przygotowali wybory kopertowe w maju 2020 roku. Prezes PiS wprost przyznał, że wywierał w tej sprawie presję na szefie rządu.

W Wirtualnej Polsce - piórem Marcina Makowskiego - pisaliśmy, że ten poselski projekt ustawy (poselski, czyli niepodlegający konsultacjom społecznym), zwalniający urzędników państwowych z odpowiedzialności za łamanie prawa - jeżeli w "interesie społecznym" walczyli z pandemią - to prosta droga do uznania bezkarności polityków oraz dublowanie już istniejącego prawa.

Słowem: miało być to zwolnienie z wszelkiej odpowiedzialności - jeśli urzędnik nawet złamał prawo, ale działał z myślą o zwalczaniu epidemii, nie podlegałby karze.

Przepisy - wedle założeń partii Jarosława Kaczyńskiego - miały także dotyczyć sytuacji, które wydarzyły się przed wejściem w życie nowelizacji. A to wzbudzało ogromne protesty tych, którzy przypominali, że w cywilizowanych krajach obowiązuje zasada: "prawo nie działa wstecz". PiS zamierzało tę zasadę naruszyć.

Ustawa o bezkarności przyczyną wojny w koalicji

Jak nieoficjalnie podawały media, premier Mateusz Morawiecki - który wydawał polecenia Poczcie Polskiej i Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych dotyczące przygotowań do wyborów korespondencyjnych (wydruk i dystrybucja kart wyborczych) - miał uznać uchwalenie ustawy o bezkarności za "warunek brzegowy" dalszego funkcjonowania koalicji rządzącej.

Od samego początku bowiem przeciwko ustawie określonej jako "Bezkarność Plus" opowiadali się posłowie Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry oraz Porozumienia Jarosława Gowina.

- Nie mogliśmy się zgodzić na przepisy znoszące odpowiedzialność urzędników, również odpowiedzialność konstytucyjną. To powinno leżeć w gestii organów ścigania. W naszym przypadku nic się w tej sprawie nie zmieniło takich przepisów nigdy nie poprzemy - deklaruje w rozmowie z WP wiceminister sprawiedliwości i poseł Solidarnej Polski Michał Woś.

Projekt ustawy budził ogromne emocje nie tylko w mediach, ale także podczas dyskusji liderów Zjednoczonej Prawicy. Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce, na jednym ze spotkań w siedzibie PiS przy Nowogrodzkiej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro miał powiedzieć premierowi Morawieckiemu, że "bycie szefem rządu wiąże się często z koniecznością podejmowania ryzykownych decyzji i jeśli Morawiecki boi się je podejmować, to może powinien zrezygnować z premierostwa".

Ostatecznie PiS - w burzliwych okolicznościach - wycofał projekt ustawy o bezkarności z Sejmu. "Równość wobec prawa to kluczowa wartość dla naszego obozu" - pisał wtedy Zbigniew Ziobro, dziękując partii Jarosława Kaczyńskiego za wycofanie projektu.

Ofensywa Banasia uderza w PiS

Tyle że w ostatnim czasie okoliczności znów się zmieniły: do ofensywy przystąpił prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś, który złożył zawiadomienia do prokuratury przeciwko najważniejszym państwowym urzędnikom w związku z ich działaniami ws. wyborów kopertowych.

Banaś zamierzał uderzyć i w premiera Morawieckiego, i w szefa KPRM Michała Dworczyka, i w ministrów Jacka Sasina oraz Mariusza Kamińskiego, ale także… w samego Jarosława Kaczyńskiego.

Tyle że - jak podaje nieoficjalnie Onet - prokuratura najprawdopodobniej nie będzie wszczynać śledztwa w związku z doniesieniami Najwyższej Izby Kontroli. Podobne sygnały docierają do Wirtualnej Polski z kręgów zbliżonych do Ministerstwa Sprawiedliwości.

Mimo to w politycznych kuluarach znów zaczęła pojawiać się kwestia tzw. ustawy bezkarnościowej. Politycy z różnych stron zaczęli wysyłać sygnały, że PiS może powrócić do forsowania projektu o zdjęciu z urzędników odpowiedzialności za działania zwalczające pandemię (a współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego twierdzą, że przygotowywanie do wyborów kopertowych było właśnie takim działaniem).

Czy tak się stanie? - Nie spodziewam się - powiedział nam niedawno zastępca rzecznika PiS Radosław Fogiel. Również inni ważni politycy PiS przekonują, że "Bezkarność Plus" to temat zamknięty - mimo że taka ustawa byłaby swoistym "piorunochron" dla najważniejszych polityków obozu władzy.

- Pokusa jest, ale nie ma większości. To nie przejdzie - rozkłada ręce jeden z polityków PiS.

Inny dodaje: - Prokuratura odpuści. Banaś gra w swoją grę. To osobista zemsta z jego strony.

Minister od respiratorów wraca do rządu

Temat o bezkarności urzędniczej wybrzmiewa jeszcze mocniej w kontekście powrotu do rządu byłego wiceministra zdrowia Janusza Cieszyńskiego - niegdyś bliskiego współpracownika Łukasza Szumowskiego.

To Cieszyński właśnie kupił po cenie kilkukrotnie wyższej niż normalnie maseczki z podrabianym certyfikatem od instruktora narciarskiego, który by znajomym ministra Szumowskiego. Przede wszystkim jednak to on podpisał umowę na zakup respiratorów od Andrzeja Izdebskiego, właściciela spółki E&K z Lublina i handlarza bronią, umieszczonego na czarnej liście ONZ za złamanie embarga na jej dostawy.

Za 1241 aparatów ministerstwo zgodziło się zapłacić ok. 200 mln zł i większość tej kwoty już kilka godzin po podpisaniu umowy przelało na konto handlarza. Ten dostarczył tylko 200 aparatów. Do dziś nie zwrócił całej kwoty zaliczki.

Śledztwo w tej sprawie trwa. Mimo to Janusz Cieszyński został powołany do rządu przez premiera Mateusza Morawieckiego na funkcję ministra odpowiedzialnego za informatyzację i cyfryzację.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (233)