Banalna sprawa Kamińskiego i Wąsika [OPINIA]

Temat dwóch skazanych polityków pokazuje, że polskie prawo jest pełne niejasności, a nawet sprzeczności. Decyzja prezydenta, która miała uwolnić wymiar sprawiedliwości od kłopotu, stworzyła dla wszystkich jeszcze większy problem - pisze Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski.

Mariusz Kamiński podczas czwartkowych obrad Sejmu
Mariusz Kamiński podczas czwartkowych obrad Sejmu
Źródło zdjęć: © PAP | Paweł Supernak
Patryk Słowik

To, co nie ulega wątpliwości, to fakt, że Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, politycy Prawa i Sprawiedliwości, zostali skazani na kary pozbawienia wolności.

I na tym oczywiste oczywistości tej historii się kończą. Wszystko inne, jak widzimy, stało się interpretacją koślawego prawa. Ale też, dla uczciwości zaznaczmy, ciężko tu jednoznacznie obwiniać ustawodawcę, bo żeby przewidzieć burdel, który się wydarzy wokół ułaskawienia polityków, trzeba by być wróżbitą.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Liczba ułaskawień

Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik zostali ułaskawieni przez prezydenta Andrzeja Dudę po tym, gdy zapadł wyrok pierwszej instancji w ich sprawie. Duda wówczas powiedział, że chce uwolnić wymiar sprawiedliwości od tej sprawy.

W ten sposób jednak prezydent wymiar sprawiedliwości obarczył dodatkowymi kłopotami.

Pojawiło się bowiem pytanie, czy można ułaskawić osobę nieskazaną.

Nie przedłużając i nie komplikując - z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego (upolitycznionego) wynika, że można, bo to prezydent decyduje. Z orzeczenia Sądu Najwyższego - że nie można.

I dlatego, że Sąd Najwyższy uznał, iż nie można, sprawa wróciła do sądu powszechnego. Ten zaś wydał wyrok prawomocny, na mocy którego Kamiński i Wąsik są skazani.

Tu pojawia się kolejne pytanie: czy wydane już ułaskawienie teraz nabiera mocy? Innymi słowy, czy jeśli intencją prezydenta jest, aby Kamiński z Wąsikiem nie trafili do więzienia, głowa państwa powinna ułaskawić mężczyzn jeszcze raz?

I tu znów są dwie wersje. Sam prezydent twierdzi, że skoro już ułaskawił, to drugi raz ułaskawiać nie będzie.

Wśród prawników dominuje jednak pogląd, że aby Kamiński i Wąsik byli bezpieczni, Duda musi ich ułaskawić raz jeszcze.

Kodeks pułapek

I docieramy do sedna: Kamiński i Wąsik przestają być posłami. A dokładniej: albo już przestali być posłami, albo posłami dopiero przestaną być. Prawo bowiem jest logiczne, gdy spojrzymy w jeden przepis, ale gdy spojrzymy w ich ogół, nie sposób udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, kiedy wygasa mandat skazanego posła.

Procedura określona jest w Kodeksie wyborczym.

W art. 247 par. 1 pkt 2 określono, że "wygaśnięcie mandatu posła następuje w przypadku utraty prawa wybieralności lub nieposiadania go w dniu wyborów".

Kamiński i Wąsik, prawomocnie skazani na karę pozbawienia wolności, utracili już prawo wybieralności.

I wielu ekspertów mówi: nie są już posłami.

Ale przykładowo marszałek Sejmu Szymon Hołownia uważa, że posłami jeszcze są.

W art. 249 par. 1 wskazano, że wygaśnięcie mandatu posła niezwłocznie stwierdza marszałek Sejmu w drodze postanowienia. Hołownia już to stwierdził.

Ale w art. 250 par. 1 Kodeksu wyborczego wskazano, że od postanowienia marszałka Sejmu posłowi przysługuje prawo odwołania do Sądu Najwyższego.

Sąd Najwyższy ma zaś siedem dni na wydanie orzeczenia.

I tu powstaje galimatias. Z jednej strony - skazanie na prawomocną karę pozbawienia wolności oznacza, że Kamiński i Wąsik nie są posłami.

Z drugiej - jest procedura odwoławcza, a nie ma procedury przywrócenia mandatu. Jeśli więc przestaliby być posłami, a Sąd Najwyższy orzekłby po ich myśli, należy uznać, że wygrali tylko honor, a nie zwrot mandatu?

Ustawodawca tej kwestii nie przemyślał. W efekcie roi się od różnych interpretacji, i to nawet wśród osób mających zbieżne poglądy polityczne (część polityków koalicji rządzącej uważa, że politycy PiS przestali być już posłami, marszałek Sejmu uważa, że nadal są).

Zła izba

I teraz deser: odwołanie do Sądu Najwyższego przekazuje się za pośrednictwem marszałka Sejmu.

Ten musi zdecydować, gdzie je wyśle. Przepis nie mówi, czy ma wysłać po prostu do Sądu Najwyższego, czy też może do konkretnej izby Sądu Najwyższego.

Zgodnie z prawem odwołaniem powinna zająć się Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.

Prawdopodobny jest więc wariant, w którym Hołownia przekaże odwołanie do jednej ze "starych" izb, zaś pierwsza prezes SN Małgorzata Manowska "przeniesie" je do Izby Kontroli. I czego nie orzekłby Sąd Najwyższy, ktoś będzie krzyczał, że orzekała niewłaściwa izba.

Banalna sprawa

Tytułem podsumowania, śmiało można uznać, że sprawa z panami Kamińskim i Wąsikiem jest dość prosta.

Zostali ułaskawieni przed prawomocnym wyrokiem - nie wiadomo więc, czy ułaskawienie obowiązuje, czy nie.

Z Kodeksu wyborczego wynika równocześnie, że już nie są posłami, ale zarazem, że mają prawo się odwołać i posłami być może jeszcze są.

Jeśli się odwołają, marszałek Sejmu powinien to odwołanie przekazać do Sądu Najwyższego, w którym zajmie się nim Izba Kontroli SN, która z kolei - co stwierdził Trybunał Sprawiedliwości UE - nie jest sądem w rozumieniu prawa unijnego.

Jakieś pytania?

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1854)