"Ban" za słowa o Wołyniu? Napięcia między MSZ a KPRM. "Nie ma chemii między Morawieckim i Rauem"

Kontrowersje po wypowiedzi rzecznika polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, który nakazał prezydentowi Ukrainy przeprosić i prosić o wybaczenie Polaków za zbrodnię wołyńską, pokazują zgrzyt na szczytach władzy. Rozmówcy WP z obozu rządzącego twierdzą, że MSZ "robi politykę" niezależnie od KPRM. I odwrotnie.

Zbigniew Rau i Mateusz Morawiecki
Zbigniew Rau i Mateusz Morawiecki
Źródło zdjęć: © EAST_NEWS | East News
Michał Wróblewski

Jak pisaliśmy w poniedziałek w Wirtualnej Polsce, kancelaria premiera była "zaskoczona", a nawet "zirytowana" wypowiedzią rzecznika MSZ Łukasza Jasiny. W wywiadzie dla Onetu rzecznik stwierdził, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powinien jak najszybciej przeprosić za rzeź wołyńską i poprosić Polaków o wybaczenie. - Jego wypowiedzi nie należy traktować jako stanowiska rządu - podkreślali nasi rozmówcy z otoczenia premiera. I sugerowali, że Jasina poniesie konsekwencję za swoją "niesubordynację".

Jak dowiedzieliśmy się niedługo później, Łukasz Jasina otrzymał sugestię - dość jednoznaczną - niewypowiadania się w mediach. Między innymi po to, by uniknąć niewygodnych pytań ze strony dziennikarzy o słowa z głośnego wywiadu. - Ma to być też forma pewnej reprymendy - stwierdził jeden z naszych rozmówców. Jasina ponadto może zostać zawieszony w obowiązkach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Spór o placówki

Wypowiedź Jasiny, sugerująca Wołodymyrowi Zełenskiemu szybkie przeprosiny i wyrażenie "prośby o wybaczenie" ze strony Polaków, to wypadkowa różnych, czasem - jak w tym przypadku - wzajemnie sprzecznych poglądów i działań dyplomatycznych podejmowanych przez MSZ i Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. - W efekcie ministerstwo robi swoją politykę, a KPRM - swoją - zauważają niektórzy nasi rozmówcy.

Przyznają też, że "nie ma chemii" między Mateuszem Morawieckim a Zbigniewem Rauem. - Czy kojarzy pan jakąś wspólną inicjatywę, wspólne wystąpienie obu panów? Zdjęcia? Nie? No właśnie. Tam nie ma bliskiej współpracy - twierdzi jeden z naszych rozmówców.

Inny zauważa, że "najważniejsze decyzje dotyczące polityki zagranicznej zapadają w kancelariach premiera i prezydenta". - MSZ jest często pomijane. Minister Rau lata po świecie, spotyka się ze swoimi odpowiednikami w różnych krajach, bo taka jest jego rola. Ale nie decyduje o najważniejszych, strategicznych sprawach, nie wpływa na to, co robi KPRM czy Pałac Prezydencki - opowiada polityk PiS-u.

Rozmówca z rządu: - Minister Rau nie wiedział nawet o wizytach premiera w Ukrainie. O różnych rzeczach dowiadywał się z mediów.

Inny rozmówca z obozu władzy nie do końca się zgadza: - Rau ma wpływ na obsadę placówek dyplomatycznych. Większy, niż chciałby Morawiecki. To ważny aspekt sporów między MSZ a KPRM.

Minister przezroczysty

Zbigniew Rau jest najdłużej urzędującym szefem MSZ od czasu, gdy PiS przejęło władzę. Jednocześnie jest ministrem najmniej widocznym - rzadko udziela się w mediach, nie afiszuje się, jak mówią w partii rządzącej: "rzetelnie wykonuje swoją robotę". - Prezes Kaczyński bardzo Zbigniewa ceni. Mają dobre relacje. Rau nie próbuje budować swojej pozycji i wykorzystywać ministerstwa jako trampoliny do medialnej kariery. Nie popisuje się, jest kompetentny, spokojny i lojalny - wymieniają nasi rozmówcy.

Jeden z nich mówi obrazowo: - Zbigniew jest przezroczysty. Ale to w jego przypadku atut.

Mimo to od momentu przejęcia MSZ przez Raua, w kuluarach pojawiały się od czasu do czasu informacje - nigdy niepotwierdzone - że Mateusz Morawiecki chciałby wymienić byłego wojewodę łódzkiego na "swojego człowieka" w resorcie.

Oficjalnie nie ma takiego tematu; "człowiekiem premiera" w resorcie jest wiceminister Paweł Jabłoński. - Paweł współpracuje ze wszystkimi. Cenią go w MSZ, Pałacu Prezydenckim, no i oczywiście w KPRM. Złośliwi nazywają go "uchem" premiera w resorcie, ale to krzywdzące, Paweł po prostu robi swoje - słyszymy.

"Człowiekiem Raua" jest z kolei rzecznik Jasina. - Jest wyrazicielem poglądów swojego protegowanego i stąd pewnie jednoznaczne wypowiedzi na temat "powinności" władz ukraińskich w kontekście Wołynia - twierdzą nasi rozmówcy.

Szkopuł w tym, że ani Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, ani Kancelaria Prezydenta RP nie chcą się na tym polu konfliktować z Wołodymyrem Zełenskim i jego administracją.

- Apele, pamięć, prawda, dialog - tak, żądania i konfrontacja - absolutnie nie - mówi nam człowiek z otoczenia premiera. Zwraca przy tym uwagę, że "na żadne nieprofesjonalne działania dyplomatyczne z naszej strony nie powinno być miejsca". - Każdy urzędnik, niezależnie od szczebla, musi mieć to wyryte i się tego trzymać - podkreśla nasz rozmówca.

Nowogrodzka oczekuje gestu, ale łagodzi ton

Jak słyszymy, złotego środka w kontekście zbliżającej się 80. rocznicy rzezi wołyńskiej szuka Nowogrodzka. Dobrze widać to po wypowiedziach sekretarza generalnego PiS-u Krzysztofa Sobolewskiego.

Współpracownik Jarosława Kaczyńskiego stwierdził w Radiu Plus, że "o Wołyniu trzeba pamiętać i trzeba mówić, bo tylko na prawdzie zbudujemy dobre relacje".

Pytany, czy prezydent Wołodymyr Zełenski powinien wykonać tego rodzaju gest - i przeprosić - Sobolewski ocenił, że "na pewno byłby to gest bardzo dobrze odebrany w Polsce". Sekretarz generalny PiS nie poszedł jednak w swoich oczekiwaniach tak daleko, jak rzecznik MSZ. Używał "miękkiego", dyplomatycznego języka.

Jak będą przebiegać lipcowe obchody 80. rocznicy zbrodni wołyńskiej? Tego jeszcze nie wiadomo. Zapytaliśmy o to szefa Biura Polityki Międzynarodowej w Pałacu Prezydenckim Marcina Przydacza, rzecznika rządu Piotra Muellera oraz wiceszefa MSZ Pawła Jabłońskiego. Na odpowiedzi czekamy.

To istotne tym bardziej, że cenieni publicyści i specjaliści od polityki wschodniej - jak Jerzy Haszczyński - przekonują, że "kwestia ludobójstwa na Wołyniu może doprowadzić do dramatycznego załamania w stosunkach polsko-ukraińskich".

Haszczyński na łamach "Rzeczpospolitej" twierdzi, że "polskie władze nie powinny wymuszać przeprosin, teraz najważniejsze jest zwycięstwo Ukrainy na froncie i przyszłe bezpieczeństwo naszej części Europy". Z drugiej strony jednak - pisze dziennikarz - "czas, gdy Rosjanie dopuszczają się zbrodni wojennych na ukraińskich cywilach, jest okazją do refleksji dla elit ukraińskich na temat zbrodni na Wołyniu".

W 75. rocznicę Rzezi Wołyńskiej prezydent Andrzej Duda wypowiadał się w pojednawczym tonie. Podkreślał, że relacje polsko-ukraińskie muszą się "opierać na prawdzie". - Nie może być mowy o żadnej zemście. Oczywiście jest mowa o bólu. Ból będzie trwał, ale wierzę w to, że czas, który leczy rany, zabliźni także i te straszne rany, które pozostały w sercach i po jednej, i pewnie po drugiej stronie także - mówił prezydent. - Powinniśmy budować przyjaźń pomiędzy naszymi narodami. Mamy dzisiaj wspólne obawy, mamy dzisiaj wspólne troski, mamy dzisiaj wspólną myśl o bezpieczeństwie - dodał Andrzej Duda.

W marciu wiceminister kultury Jarosław Sellin, pytany przez PAP o Wołyń i postawę Ukrainy, mówił: "tutaj trzeba cierpliwości". - Ukraina zaczyna przepraszać. Przypomnę, że mieliśmy już w zeszłym roku bezprecedensową sytuację, w której ambasador Ukrainy w Polsce razem z przedstawicielami najwyższych władz państwowych, tutaj w Warszawie, pod pomnikiem upamiętniającym rzeź wołyńską złożył swój wieniec, skłonił głowę i się pomodlił - przypomniał polityk PiS.

***

11 i 12 lipca 1943 roku UPA dokonała skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców 150 miejscowości na Wołyniu. W sumie w latach 1943-45 na Wołyniu i w Galicji Wschodniej zginęło ok. 100 tys. Polaków, zamordowanych przez oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii i miejscową ludność ukraińską. Wydarzenia te przeszły do historii jako zbrodnia wołyńska.

Sejm - na mocy uchwały z lipca 2016 roku - ustanowił 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie