Arkadiusz Kraska w szczerym wywiadzie. "Mogłem być królem więzienia, ale zrezygnowałem"
Arkadiusz Kraska właśnie wyszedł na wolność - po 19 latach. Wszystko wskazuje na to, że nie popełnił zarzucanych mu czynów. Nam opowiada o odsiadce, kryminalnej przeszłości i planach na przyszłość. - Zostałem bez niczego, ale walczę o prawdę - mówi w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.
W poniedziałek Arkadiusz Kraska wyszedł na wolność. Odsiadywał wyrok dożywocia za podwójne zabójstwo, teraz jednak pojawiły się nowe dowody. Choć nie został jeszcze uniewinniony, to Sąd Najwyższy stwierdził, że nie musi już siedzieć za kratkami.
Wirtualnej Polsce opowiedział o swoim pobycie w więzieniu oraz o ciągle niezakończonej walce o dobre imię. Na rozmowę zaprasza nas do mieszkania swojej żony. Spotykam parę pod blokiem w szczecińskiej dzielnicy Dąbie. Oboje właśnie wynoszą śmieci. Słyszę ich dialog: - A teraz nauczę cię czegoś nowego. Dowiesz się, jak się segreguje śmieci - śmieje się żona. Gdy mnie dostrzegają, zapraszają mnie do mieszkania. - Jestem wciąż oszołomiony tym, co się dzieję - mówi na początku.
Gdy Kraska opuszczał mury szczecińskiego aresztu, mówił, że teraz chce przede wszystkim porządnie się najeść. Pytam więc, jak smakowało pierwsze danie na wolności. - Oj, smakowało. Zjadł całego świniaka - mówi kolega, który jest razem z rodziną w mieszkaniu. Kolega jednak opuszcza nasz pokój, a Arkadiusz Kraska poważnieje.
Czytaj też: Sprawa Arkadiusza Kraski. Wyszła za mąż za skazanego na dożywocie. Znalazła dowody na jego niewinność
Mateusz Madejski: Widziałem, jak wychodził pan z aresztu. Zastanawiałem się, co czuje człowiek, który wychodzi po dwóch dekadach zza krat i widzi nie tylko znajomych i rodzinę, ale też tłumy dziennikarzy, który przepychają się, by zdobyć wypowiedź czy zdjęcie.
Arkadiusz Kraska: No niezła jazda była. Byłem zszokowany, że tyle osób przyszło. Było tam mnóstwo osób, również niezwiązanych zupełnie z moją rodziną. To byli ludzie, którzy trzymali za mnie kciuki i mi kibicowali. Piękne to było. Zaskoczony byłem też, jak robiłem zakupy w Lidlu. Zupełnie obcy ludzie podchodzili, mówili, że mnie wspierają, chcieli zrobić sobie zdjęcia. Nie spodziewałem się tego.
Teraz jest pan na wolności. Ale nie jest pan jeszcze uniewinniony.
To już zostawiam w gestii kompetentnych osób. Jestem jednak spokojny - między innymi po tym, co ujawniła Magda Mieśnik w Wirtualnej Polsce. Wyszło, jak to wszystko wyglądało. Ale nie powiem, siedzi to wszystko we mnie. Tu przecież chodzi o moje życie.
Porozmawiajmy więc o pana odsiadce. Ponoć zamykano pana w specjalnie wyciszonych celach. Więc gdyby ktoś pana bił, nikt by nie usłyszał.
No kurde, takie czasy wtedy były. Tak było. Ale teraz to już nie do pomyślenia. Teraz jest monitoring, kontrole. Zmieniła się też mentalność strażników. Ale kiedy trafiłem za kraty dwadzieścia lat temu, to byli strażnicy, którzy pamiętali jeszcze poprzedni system. Dzisiaj strażnicy nie wchodzą do celi tak, by skrzywdzić skazanego, ale po prostu by go obezwładnić.
Czyli wtedy było inaczej?
No tak, dawali w kość. Dawali, dawali - nie ma co mówić. Ale bądźmy szczerzy - ludzie, którzy przebywali w tych czasach na oddziałach dla niebezpiecznych osób, po prostu często na to zasługiwali. No a ja się znalazłem wśród nich, choć znaleźć się nie powinienem.
Ma pan pretensje o to, jak był pan traktowany przez strażników?
Nie, nie mam pretensji. Oni wykonywali po prostu swoją robotę. Stojąc twarzą w twarz z ludźmi takimi jak Trynkiewicz, to chyba każdego by obrzydzenie brało, prawda? A mimo wszystko musieli do tego jakoś podchodzić.
Ile pan siedział sam w celi?
Trzy lata.
Jak człowiek to znosi? Słyszałem wielokrotnie, że tak odizolowany człowiek szybko zaczyna mieć problemy psychiczne - na przykład zwidy, urojenia.
Nie. To tak nie wygląda. Bardziej człowiek po prostu tęskni. Za zobaczeniem drzewa, za trawą, za ptakami... Ostatni rok siedziałem w areszcie w Szczecinie, miałem celę przy ulicy. I bardzo mi się podobało, że słyszę odgłosy jeżdżących samochodów, tego, jak karetka jedzie na sygnale... Wiem, jak dziwnie to brzmi, ale jak człowiek kilkanaście lat samochodu nie widzi, to naprawdę tęskni za takimi rzeczami. Przez lata nie widziałem nic poza celą i spacerniakiem.
A warunki?
Straszne. Nie było miejsca, by się ruszyć, wszędzie robactwo...To było jeszcze przed tymi wszystkimi remontami, więc było naprawdę strasznie. Później się to trochę zmieniło, ale wtedy naprawdę było koszmarnie. W głowie się nie mieści.
Jak się domyślam, wyżywienie za kratkami też zbyt dobre nie było.
Obrzydliwość. Naprawdę obrzydliwość. Te dania się jakoś tam wymyślnie nazywają - na przykład zupa neapolitańska. Ale trudno to przełknąć, naprawdę. Kantyna niby jest, ale zakupy można zrobić trzy razy w miesiącu tylko.
A jak dogadywał się pan z innymi skazanymi?
Odpowiem tak: wszystko, co złego mogło mnie spotkać, to spotkało mnie w zakładzie w Goleniowie. Należałem do podkultury więziennej, grypsowałem. Byłem nawet w pewnym momencie na szczycie tej kultury. Ale zrezygnowałem, odszedłem z tego wszystkiego. Bo ta ideologia grypsery nie może się opierać na tym, że na piedestał wynosi się ludzi, którzy zrobili krzywdę innym. A zaczęło tak się dziać.
A ja byłem inaczej nauczony - że nie ma w grypserze miejsca dla zabójców czy dla gwałcicieli. Grypsera była dla przestępców, którzy nie wyrządzali ludziom dużej krzywdy. Ale zaczęło to się zmieniać, gdy do grypsery zaczęły przenikać grupy przestępcze. I zboczeńcy zaczęli się chwalić, ile krzywdy to nie wyrządzili. Że to jest cool. A ja wcale nie uważam, że to jest cool. I odszedłem. Chociaż mogłem być królem - z moimi zarzutami. Mogłem być w więzieniu niczym król. Powiedziałem - nie.
Tu przecież chodzi o śmierć mojego przyjaciela [za którą Arkadiusz Kraska został niegdyś skazany - przyp. autor] i o moje dobre imię, o dobro mojego dziecka. Nie mogłem się też zgodzić, że ludzie, którzy są naprawdę odpowiedzialni za te morderstwa, pozostają na wolności.
Można tak po prostu zrezygnować z grypsowania? Nie naraził się pan przez to na gniew innych więźniów?
Oj, walka była ostra. Oni nie mogli tego znieść. Inna sprawa, że grupy przestępcze myślały też, że poprzez grypsowanie zamykają ludziom usta. Wmawiali, że poprzez zasady człowiek musi siedzieć cicho. Ale co to za zasady, gdzie jedni mają siedzieć za drugich, naprawdę winnych? To już nie jest to grypsowanie, co kiedyś było. To badziewie. Ja podjęłam walkę o prawdę, bo mnie wrobili.
Musiałem wiele przejść. Musiałem się bić, odpierać ataki. Szczęście moje polegało na tym, że byłem wyszkolony już w walkach. Więc sobie poradziłem. Ale musiałem uważać, żeby nie zrobić nikomu krzywdy. Bo gdybym zrobił, z moimi zarzutami, to by ze mnie zrobili napastnika. Zresztą, próbowali mnie wrobić w pobicie. Że niby ja atakowałem. Ale się nie dałem. Rok temu zostałem zaatakowany. Dostałem w nos, miałem złamaną rękę. Ale wytrzymałem. Jeśli bym gościowi oddał, to byłoby nieciekawie. Już mieli scenariusz, że będę odpowiadał za pobicie - a nie ten, kto zaatakował.
Czytaj też: Ceny w więziennych kantynach są często niższe niż w zwykłych sklepach. "Zakupy można zrobić trzy razy"
Ludzie przyjmują wyroki za nie swoje winy - za pieniądze?
Oczywiście! Spotkałem na przykład kiedyś takiego Koreańczyka, który siedział za zabójstwo. To mu zaoferowali, żeby wziął na siebie jeszcze jeden wyrok - za 20 tysięcy. Ja podobnych ofert nie miałem. Może dlatego, że moja sprawa potoczyła się tak szybko? Może miałem szczęście w nieszczęściu. Bo gdyby szantażowali mnie życiem moich najbliższych, to kto wie, czy nie przyznałbym się do tych zabójstw, których oczywiście nie popełniłem.
Jest jednak pan na wolności. Odzyskał pan swoje rzeczy?
Nie. Miałem mieszkanie - te, w którym zagłodziła się moja matka. Nie wytrzymała tej sytuacji, a mnie nawet na pogrzeb nie puścili. Czynsz był opłacany, ale miasto Szczecin i tak mi je zabrało. To chore, nawet remont tego mieszkania zrobiłem. Nie rozumiem czemu, będę o nie walczył. Walczył będę też o rentę. Bo jestem bez grosza, a kto mnie teraz zatrudni? Ale nie chcę się żalić, bo to takie przyziemne tematy.
A za kratkami pan pracował?
Pracowałem, ale nieodpłatnie. Przez wiele lat rozwoziłem jedzenie do cel, organizowałem treningi na siłowniach. Oczywiście wszystko nieodpłatnie, bo nie było mowy o etatach. Ale nie chodziło o pieniądze, a o to, by nie siedzieć bezczynnie w celi. A wielu niestety wybiera takie życie. To niebezpieczne, bo człowiek w tej celi marnieje. Ja robiłem wszystko, by w niej siedzieć jak najmniej.
A teraz, czegoś pan się obawia?
Jasne, choć raczej nie o siebie. Wiem, że wyjdą niebawem takie rzeczy, że wszyscy będą zszokowani. Ja przez te lata więzienia naprawdę przestałem się o siebie obawiać. Ale obawa o rodzinę, o najbliższych jest, nie powiem.
Wie pan, kto zamordował wtedy te dwie osoby, za które pan został skazany?
Wiem. Teraz wiem. Ale kiedyś się domyślałem. Dlatego teraz chcę przestrzegać innych młodych ludzi, żeby nie padali ofiarami takich sytuacji. No i będę walczył o uniewinnienie Adama Dudały. Był Komenda, jest Kraska, teraz walczymy o Dudałę. A ile takich innych osób jest? To jest chore, to musi się zmienić.
A jakie wrażenie zrobił na panu Szczecin po 20 latach?
Niesamowite, jest czysto, jest pięknie, zielono. Jestem pod ważeniem. Tylko stadion Pogoni wciąż taki sam jak wtedy. No ale będą budować nowy. Fajnie, chociaż ja uwielbiam klimat tego starego. Jest naprawdę niepowtarzalny.