Ani władzy, ani godności, czyli o wywodzie Mateusza Morawieckiego słów kilka [OPINIA]
W świecie polityki już tak jest, że czasem się wygrywa, a czasem przegrywa. Ważne, by umieć przegrać z godnością. To też sztuka - pisze Patryk Słowik z WP po najnowszym wywiadzie Mateusza Morawieckiego.
Wywiad premiera dla Interii należy odczytywać w najprostszy możliwy sposób: odrywany od najważniejszych stanowisk w państwie człowiek jest gotów zaprzedać duszę i zaprzeczyć sam sobie, by zostały w jego rękach choćby okruchy władzy.
Czytanie słów Mateusza Morawieckiego, wypowiedzianych w rozmowie z Piotrem Witwickim i Marcinem Fijołkiem, jest bolesnym doświadczeniem dla każdego, kto ceni godność.
Jeżeli ktoś podsunął premierowi pomysł publicznego płaszczenia się przed liderem Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz nazywania obrony konstytucji błędem, powinien sam odpowiadać za naruszenie art. 30 konstytucji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Byli przeciwko Tuskowi. Jak teraz zagłosują?
Przepis ten określa bowiem, że godność człowieka jest nienaruszalna i trzeba ją szanować. Z wywiadu Morawieckiego wynika zaś, że godność można wystawić na sprzedaż. A kupców może i tak nie być.
Wizja złego szefa
W wywiadzie najciekawsze są dwa wątki.
Pierwszy dotyczy formowania przyszłego rządu. Mateusz Morawiecki twierdzi, że widziałby siebie w rządzie premiera Władysława Kosiniaka-Kamysza.
Przypomnijmy, co sam premier oraz bliski mu obóz Prawa i Sprawiedliwości o Kosiniaku-Kamyszu jeszcze niedawno mówił.
Morawiecki, podczas pseudodebaty w TVP, przekonywał, że Trzecia Droga, a co za tym idzie i Kosiniak-Kamysz, to banda rudego. Czyli ekipa Tuska. Morawiecki wskazywał, że głos oddany na PSL, to głos oddany na Tuska. A głos oddany na Tuska, to głos oddany na Niemcy. A głos oddany na Niemcy, to głos oddany za pozbawieniem Polski suwerenności. I tak dalej.
W największym więc skrócie: Kosiniak-Kamysz, w ocenie Morawieckiego, to sprzedajny hultaj, któremu nie zależy na dobru Polski.
Dodatkowo to hultaj, który - gdy był ministrem pracy w rządzie PO-PSL - "kazał Polakom pracować do śmierci". I który - taki był przecież przekaz Prawa i Sprawiedliwości w kampanii wyborczej - chętnie podniesie wiek emerytalny ponownie, gdy tylko będzie miał taką możliwość. Właśnie po to, by Polacy nie mogli odpocząć za życia, lecz by harowali jak woły po swój kres na tym łez padole.
I teraz Mateusz Morawiecki, bez żadnego zawstydzenia ani zażenowania, mówi, że mógłby zostać podwładnym takiego demona. Mógłby chodzić na posiedzenia Rady Ministrów kierowanej przez złego człowieka, chcącego ze wszystkich swych sił zaszkodzić obywatelom.
Co miałby zatem w tym rządzie robić Morawiecki? Hamować szkodliwe zapędy Kosiniaka-Kamysza i kłaść się Rejtanem, gdy ten będzie chciał sprzedać Polskę? A może, w imię stanowiska wicepremiera, sprzedawałby Polskę razem z liderem ludowców?
Tego Mateusz Morawiecki już nie wyjaśnia.
Wbrew życiu
Drugi ciekawy wątek dotyczy aborcji i orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, które - w największym uproszczeniu - doprowadziło do zaostrzenia przepisów poprzez likwidację przesłanki pozwalającej na przerwanie ciąży w razie stwierdzenia poważnej wady płodu.
- Zawsze byłem zwolennikiem kompromisu aborcyjnego sprzed 30 lat. Złożenie wniosku do TK było błędem - powiedział Interii Mateusz Morawiecki.
Powiedział jednak również, że "na gruncie przepisów konstytucji trudno było sobie wyobrazić inny wyrok, skoro taki wniosek został złożony".
I tu warto się zatrzymać i dokładnie przeanalizować to, co powiedział Mateusz Morawiecki.
Premier stwierdził bowiem, że nie ma wątpliwości, iż tzw. kompromis aborcyjny był niezgodny z konstytucją (skoro trybunał musiał wydać taki wyrok, jaki wydał). Jednocześnie ten sam premier, w tym samym czasie, twierdzi, że zawsze był zwolennikiem tego niekonstytucyjnego rozwiązania.
A, dodatkowo, wskazanie oczywistej, w ocenie premiera, niekonstytucyjności uderzającej w ludzkie życie, było błędem. Nie "błędem politycznym"; po prostu - błędem.
Przecież takie podejście do sprawy jest najgorsze z możliwych.
Mamy bowiem ludzi o różnych poglądach. Są tacy, którzy uważali i do dziś uważają, że tzw. kompromis aborcyjny był dobry i zgodny z konstytucją.
Są tacy, którzy uważają, że do określonego tygodnia nie mamy do czynienia z człowiekiem, tylko z płodem, wskutek czego nie mamy do czynienia z naruszeniem konstytucji, bo ta chroni życie ludzkie, a nie płód.
Są tacy, którzy uważają, że przerywanie ciąży w ściśle określonych przypadkach powinno być dozwolone, ale np. stwierdzenie poważnej wady rozwojowej u dziecka nie jest takim przypadkiem. I trzeba ważyć różne konstytucyjne wartości.
Są też tacy, którzy uważają, że aborcja w ogóle nie powinna być dopuszczalna, w żadnym przypadku. Bo od poczęcia mamy do czynienia z dzieckiem, a zatem na sprawę należy patrzeć przez pryzmat ochrony życia ludzkiego.
I mamy wreszcie premiera Mateusza Morawieckiego. On uważa, że przerywanie ciąży w ściśle określonych przypadkach, w tym z powodu stwierdzenia wady letalnej, jest niezgodne z konstytucją, bo narusza prawo do życia dziecka. I zarazem popiera to niezgodne z konstytucją rozwiązanie.
Sztuka przegrywania
O tym, jak ważna dla Morawieckiego i jego ekipy jest władza, mogliśmy się przekonać z lektury wykradzionych ze skrzynki pocztowej Michała Dworczyka wiadomości. Z wielu z nich przebijał obraz, że świat to polityka, a polityka jest całym światem. I że w każdej czynności chodzi o to, by politycznie zyskać, a nie stracić.
Szkopuł w tym, że w świecie polityki tak już jest, że czasem się wygrywa, zaś czasem przegrywa. Tych, którzy wygrywali zawsze, można by w historii zapewne policzyć na palcach jednej ręki.
Ważne, by umieć przegrać z godnością. To też sztuka.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl