Andrzej Kozłowski: nałożone na Rosję sankcje są bezprecedensowe
- Ludzie w pełni solidaryzują się z Ukrainą, ale wiele osób robi to bezkosztowo. Mówiąc brutalnie, wstawienie znaku solidarności z Ukrainą na Facebooku jest proste, nic nie kosztuje. Gdyby jednak przyszło zapłacić więcej za gaz i benzynę, to ocena nakładanych sankcji przez przeciętnego Francuza czy Niemca, mogłaby nie być oczywista. Politycy to wiedzą - mówi w wywiadzie dla WP dr Andrzej Kozłowski.
26.02.2022 | aktual.: 26.02.2022 17:28
Patryk Słowik, WP: Czy sankcje nakładane na Rosję oraz samego Władimira Putina mogą go zniechęcić do prowadzenia wojny?
Dr Andrzej Kozłowski, adiunkt na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego, specjalista w zakresie bezpieczeństwa informacyjnego: Sankcje nakładane na Rosję oraz samego Putina nie spowodują, że rosyjskie czołgi zostaną zawrócone. To nie jest tak, że Putin przerazi się jedną, czy drugą decyzją i jej skutkami gospodarczymi dla Rosji, i z tego powodu nakaże odwrót. Natomiast sankcje oczywiście mają sens. Te nakładane dziś, zabolą Putina jutro.
Zabolą Putina czy zabolą jedynie zwykłych Rosjan? Pojawiają się głosy, że nakładanie sankcji gospodarczych, to tak naprawdę pogarszanie życia jedynie przeciętnym Rosjanom.
Zabolą i Putina, i - niestety - zwykłych Rosjan. Ale nie jest też tak, że sankcje mają na celu uderzenie wprost w Putina. Chodzi bardziej o uderzenie w bliskie mu i wpływowe środowiska rosyjskie.
Istotą jest to, by oligarchia straciła możliwość spędzania wakacji na terenie Europy, nie mogła wypoczywać w luksusowych willach we Francji czy Wielkiej Brytanii, by niemożliwy był wypad na zakupy do Mediolanu - czy wreszcie, by wątpliwa była możliwość kształcenia się na Zachodzie przez dzieci rosyjskich oligarchów.
Chodzi o to, by sankcjami utrudnić życie wpływowym Rosjanom. Oni znacznie wyżej cenią swoją wygodę nad politykę Putina. Popatrzmy choćby na wpisy w mediach społecznościowych córek dwóch wpływowych Rosjan: rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa oraz miliardera Romana Abramowicza. Obie sprzeciwiły się prowadzonej wojnie.
Poprzez sankcje można zbudować antyputinowski ruch w samej Rosji?
W pewnym sensie. Musimy pamiętać, że w Rosji prowadzone są różnego rodzaju gry polityczne. Nie jest tak, że jest tylko Putin i nikt poza nim.
Nakładane sankcje gospodarcze mogą ostatecznie, albo przyczynić się do odsunięcia Putina od władzy, albo - co zapewne bardziej prawdopodobne - wzbudzić niechęć kremlowskich elit do prowadzenia wojny i spowodować, że wpłyną na prezydenta Rosji.
Czy sankcje, które obecnie nakłada Unia Europejska, są wystarczające, czy zbyt małe i asekuranckie?
Obecnie nałożone na Rosję sankcje są bezprecedensowe. Tak wielowymiarowego i zdecydowanego działania ze strony UE nie było w stosunku do Rosji nigdy wcześniej. Jednocześnie zawsze można mówić, że zrobiono zbyt mało i zdecydowano się na zbyt asekurancki wariant. Faktem bowiem jest, że nie sięgnięto po rozwiązania, które uznalibyśmy za ostateczne.
Wiele wpływowych osób tak właśnie uważa - że zbyt mało, zbyt słabo i tym samym pozostawia się Ukrainę samej sobie.
I ja te głosy rozumiem, ale jednocześnie staram się dostrzegać, z czego to wynika.
Sprawa zaś wygląda tak: nałożenie najpoważniejszych sankcji gospodarczych na Rosję oznaczałoby również pogorszenie się sytuacji w państwach, które te sankcje nakładają.
Ludzie w pełni solidaryzują się z Ukrainą, ale wiele osób robi to, że tak powiem, bezkosztowo. Mówiąc brutalnie, wstawienie znaku solidarności z Ukrainą na Facebooku jest proste, nic nie kosztuje.
Gdyby jednak przyszło zapłacić więcej za gaz i benzynę - ocena nakładanych sankcji przez przeciętnego Francuza czy Niemca mogłaby nie być oczywista. Politycy to wiedzą. I np. we Francji, w której będą niebawem wybory prezydenckie, jest chęć do wspierania Ukrainy, ale niekoniecznie w sposób, który byłby kosztowny również dla francuskich obywateli.
Ukraińskie władze domagają się od Unii Europejskiej wykluczenia Rosji z systemu rozliczeń międzybankowych SWIFT. Wiele wskazuje na to, że ostatecznie tak się stanie, ale opór kilku państw UE był znaczny. Ze względu na koszty?
Tak właśnie sądzę. Wykluczenie Rosji z systemu SWIFT urosło do rangi papierka lakmusowego tego, czy sankcje są, czy ich nie ma. SWIFT jawi się jako "opcja atomowa", na której użycie jest najwyższy czas. Natomiast na dłuższą metę mogłoby się okazać, że wykluczenie Rosji z systemu SWIFT byłoby bardziej kosztowne dla Unii Europejskiej niż samej Rosji.
Oczywiście we wstępnej fazie byłby to szok finansowy przede wszystkim dla Rosji. Szacuje się, że mogłaby utracić na tej decyzji 5 proc. swojego PKB oraz utrudniłaby ona funkcjonowanie rosyjskiej gospodarce.
Ale Rosja - o czym wiele osób nie wie, bądź nie chce pamiętać - całkiem solidnie przygotowała się do takiego scenariusza. Stworzyła własny system przypominający globalnie stosowany SWIFT - jest przygotowana na ominięcie światowego ruchu bankowego.
Ponadto ma bardzo duże rezerwy walutowe, niewielki dług publiczny. I dla jasności: wykluczenie z systemu SWIFT byłoby dla Rosji niesłychanie kosztowne. Ale nie byłby to cios, który by zdruzgotał Putina w tydzień.
Mimo wszystko, ukraińskie władze apelują o podjęcie najdalej idących decyzji. Oczekują także wprowadzenia embarga na produkty naftowe oraz wprowadzenia zakazu wjazdu obywateli rosyjskich na teren UE. Może niezależnie od rachunku zysków i strat należy okazać solidarność z Ukrainą?
Sankcje, które Ukraińcy sugerują, mogą zostać wprowadzone w kolejnych pakietach. Dopiero co ogłoszono drugi pakiet unijnych sankcji, zapowiedziany już jest trzeci. Zapewne będą kolejne.
Natomiast staram się pokazać, dlaczego ta, wydawałoby się, oczywista sprawa w rzeczywistości wcale nie jest oczywista.
I jakkolwiek wiem, że nie możemy porównywać naszej dzisiejszej sytuacji do sytuacji tych dzielnych Ukraińców, którzy siedzą teraz w schronach i walczą z rosyjskim agresorem, to prawda jest taka, że zachodnie społeczeństwa chcą jak najmniej ucierpieć. Nawet jeśli to jedynie cierpienie finansowe.
Polscy politycy - jak rzadko kiedy - mówią jednym głosem. Prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki oraz przewodniczący Donald Tusk jasno wskazują, że nałożone sankcje są niewystarczające. Czy to efekt tego, że podejście europejskich polityków jest wprost proporcjonalne do odległości czołgów od granicy danego państwa?
Bez wątpienia to jeden z kluczowych czynników. Polacy podchodzą do tematu zupełnie inaczej niż choćby Włosi.
Na świecie ważniejsze może być znaczenie ludzi-symboli. Takimi są Wołodymyr Zełenski czy Witalij Kliczko. Mam nadzieję, że nigdy tak się nie stanie, ale zabicie któregoś z nich przez Rosjan zapewne spowodowałoby uruchomienie lawiny kolejnych sankcji gospodarczych nakładanych na Rosję.
Ale, jak już mówiłem, to nie powstrzyma rosyjskich czołgów.
To co je może powstrzymać?
Jeśli cokolwiek - to dostawy broni przeciwpancernej i przeciwlotniczej. Wszystko wskazuje na to, że Ukraińcy doskonale wykorzystują broń, którą otrzymują. I tu rzeczywiście nie ma czasu na marazm, bo w każdej chwili szlaki dostaw mogą zostać odcięte przez rosyjskie wojsko.
A może kłopotem jest to, że Rosja dostrzega niezdecydowanie Zachodu? Tak w dostawach broni, które nie są zbyt imponujące, jak i sankcjach. Bądź co bądź, mówimy o zamrożeniu majątków Putina i ministra Ławrowa, a nie pozbawieniu ich go. Mówimy o wstrzymaniu prac nad Nord Stream 2, a nie całkowitym zakończeniu.
Sankcje mają zniechęcić do przyszłych aktów agresji, ale mogą stanowić również kartę przetargową teraz. Unia Europejska bądź USA mogłyby zaproponować Rosji, że jeśli ta zaprzestanie ofensywy, to znaczna część sankcji zostanie zniesiona. Jeśli nadrzędnym celem jest powstrzymanie agresji i wojny w Ukrainie, to nie można spalić za sobą wszystkich mostów i nie mieć nic do zaproponowania.
Wydaje mi się, że stąd to zatrzymanie się w pół drogi.
A czy nie będzie tak, że nawet jeśli Rosja się nie cofnie, to za pół roku bądź rok, część państw UE uzna, że czas zapomnieć o sprawie Ukrainy i wrócić do dobrych relacji biznesowych z Rosją?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. To dziś wróżenie z fusów. Przede wszystkim nie skreślajmy jeszcze Ukrainy. Nikt nie powiedział, że Rosja wygra tę wojnę.
Natomiast gdyby wygrała, to moim zdaniem równie prawdopodobne są dwa scenariusze.
Pierwszy zakłada, że napaść na Ukrainę otworzyła oczy wielu politykom, choćby w Niemczech. Abstrahując od dość żenujących wypowiedzi o tym, że Rosja oszukała Niemcy, to część klasy politycznej naprawdę może tak myśleć. Możliwe więc, że dojdzie do gruntownej rewizji w poglądach na współpracę z Rosją, bo z tyłu głowy pojawi się myśl, że to wzmacnianie zupełnie nieprzewidywalnego i potężnego militarnie państwa.
Ale jest też druga opcja.
Że w imię biznesu światowi politycy zapomną o Ukrainie?
Że w imię biznesu część światowych polityków zapomni o Ukrainie. I będą przekonywać wszystkich, że trzeba żyć dalej, a biznes z Rosją się opłaci.
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl