Trwa ładowanie...
historia
26-03-2015 16:58

Amerykańska kolonia na Filipinach. W wojnie o niepodległość zginęło 200 tys. cywilów

Stany Zjednoczone, po zdobyciu Filipin należących wcześniej do Hiszpanów, zamierzali utrzymać wyspy jako własną kolonię. Filipińczycy nie mieli zamiaru łatwo się poddawać. W wojnie amerykańsko-filipińskiej straciło życie około 200 tys. cywilów. Ostatnie uderzenie - w muzułmanów Moro zamieszkujących wyspę Mindanao - wykonać miał późniejszy bohater I wojny światowej - generał John Pershing.

Amerykańska kolonia na Filipinach. W wojnie o niepodległość zginęło 200 tys. cywilówŹródło: 24. Pułk Piechoty na Filipinach w 1902 r., fot: Wikimedia Commons
d445ztn
d445ztn

Amerykański prezydent Barack Obama, wygłaszając niedawno orędzie noworoczne, powiedział, że większe kraje nie mogą zastraszać mniejszych. Miał głównie na myśli postępowanie Rosji wobec Ukrainy. Był jednak czas w historii USA, że podobne stwierdzenie nigdy by nie przeszło amerykańskiemu przywódcy przez usta. Gdy ponad 100 lat temu lokatorami Białego Domu byli William McKinley, a potem Theodore Roosevelt, Stany Zjednoczone podejmowały działania całkowicie odwrotne do tego, o czym mówił obecny prezydent USA.

Kolonie USA

Doświadczyli tej polityki między innymi Filipińczycy, którym na przełomie XIX i XX wieku przyszło walczyć o wolność z potężnymi Amerykanami. Skąd obecność Stanów Zjednoczonych w tej części świata? Wojska USA zajęły Filipiny w wyniku zwycięskiej, prowadzonej od kwietnia do sierpnia 1898 roku, wojny z Hiszpanią, która władała dalekowschodnim archipelagiem od XVI wieku. W efekcie tej batalii, która toczyła się głównie na morzu, Amerykanie uzyskali dominację nie tylko na Filipinach, lecz także na Kubie. Filipińczycy w tym samym mniej więcej czasie ogłosili niepodległość. Stany Zjednoczone nie chciały jednak tak łatwo tracić nowo pozyskanego terytorium. 4 lutego 1899 roku rozpoczęły więc wojnę z Filipinami.

gen. John Pershing
gen. John Pershing

gen. John Pershing fot. Wikimedia Commons

d445ztn

Starcie amerykańsko-filipińskie było o tyle zaskakujące, że do niedawna władze USA wspierały wyspiarzy w dążeniu do niezawisłości. Pomagały filipińskiemu przywódcy Emiliowi Aguinaldo - Amerykanie dostarczali partyzantom broń. Wspólnym przeciwnikiem była wtedy Hiszpania. W nowej sytuacji punkt widzenia Jankesów zmienił się jednak diametralnie. Teraz nie chcieli już wolnych Filipin, lecz skolonizowanych. Emilio Aguinaldo z przyjaciela stał się wrogiem.

Pierwszym nieprzyjaznym krokiem było zablokowanie filipińskich oddziałów zmierzających do Manili. Zaraz potem rozgorzały walki. Argumentacja Amerykanów była taka sama, jaką stosowało wielu agresorów od zarania dziejów. Twierdzili, że chcą zaprowadzić spokój w ogarniętym anarchią kraju. Pierwsze ważne starcie miało miejsce nad rzeką San Juan w pobliżu Manili. Emilio Aguinaldo dysponował 12 tys. żołnierzy. Popełnił błąd, gdy stanął do otwartej bitwy z Amerykanami. Filipińczycy ponieśli sromotną klęskę - zginęło około 1500 ludzi. Amerykanie doliczyli się zaledwie 50 poległych.

Pierwsza faza wojny zakończyła się w drugiej połowie marca 1899 roku wraz z nastaniem pory deszczowej. Trzy miesiące później Amerykanie wysłali na Filipiny olbrzymi kontyngent, liczący 60 tys. żołnierzy. 10 czerwca rozpoczęli nową ofensywę. Będący w odwrocie Filipińczycy cały czas ponosili duże straty. Pod koniec 1899 roku Emilio Aguinaldo doszedł do wniosku, że tylko wojna partyzancka daje szanse na sukces w starciu z amerykańską potęgą. Filipiński przywódca chciał ponadto przeciągnąć walki do listopada 1900 roku, kiedy to miały się odbyć w USA wybory prezydenckie. Jednym z kandydatów był William Jennings Bryan, przeciwnik kolonizacji Filipin.

Plany te wzięły w łeb na całej linii. Nowym prezydentem został Theodore Roosevelt, a Aguinaldo 22 marca 1902 roku dostał się w ręce Amerykanów. Dziesięć dni później filipiński przywódca podpisał w Manili akt kapitulacji i uznał zwierzchnictwo Stanów Zjednoczonych. Wiele filipińskich oddziałów nie podporządkowało się jednak tym ustaleniom. Walki wciąż trwały. Dopiero 4 lipca 1902 roku prezydent Roosevelt mógł ogłosić oficjalnie zakończenie wojny z Filipinami.

Żołnierze filipińscy w 1899 r.
Żołnierze filipińscy w 1899 r.

Żołnierze filipińscy w 1899 r. fot. Wikimedia Commons

d445ztn

Trwająca ponad trzy lata batalia była bardzo krwawa. Obie strony uciekały się do sposobów daleko wykraczających poza międzynarodowe konwencje. Amerykanie palili filipińskie wioski, zabijali mieszkańców. Tworzyli tzw. strefy bezpieczeństwa, w których gromadzili ludność cywilną i zmuszali ją do rozmaitych rygorów, w tym przestrzegania godziny policyjnej. Niesubordynację karali śmiercią. Wobec pojmanych żołnierzy filipińskich stosowali tortury, między innymi osławioną kurację wodną, polegającą na wtryskiwaniu wody do ust przesłuchiwanego.

Gdy trwała wojna, nikt o tych okrucieństwach nie wiedział. Dowództwo amerykańskie nie wpuszczało przedstawicieli Czerwonego Krzyża i dziennikarzy na tereny, gdzie toczyły się walki. Informacje o łamaniu prawa przeciekały w listach żołnierzy do rodzin. Dowództwo kontrolowało jednak korespondencję i rzadkie przypadki niedyskrecji karało z całą stanowczością.

Filipińczycy wcale nie byli Amerykanom dłużni. Oni też traktowali jeńców bez ceregieli. Głodzili ich i torturowali. Okaleczali wrogów, zdarzało się, że odcinali żołnierzom US Army genitalia. To oczywiście powodowało potworne represje ze strony Jankesów. Nie tylko wobec partyzantów, lecz także w stosunku do mieszkańców miast i wsi. W wojnie amerykańsko-filipińskiej straciło życie około 200 tys. cywilów.

d445ztn

Pogromca terrorystów

Oficjalnym obwieszczeniem Theodore’a Roosevelta dotyczącym zakończenia wojny nie przejęli się zupełnie muzułmanie zwani Moro, którzy zamieszkiwali wyspę Mindanao. Stali się na tyle dokuczliwi dla Amerykanów, że zadanie ostatecznego rozprawienia się z nimi otrzymał jeden z najwybitniejszych wojskowych USA, gen. John Pershing. Miał on chlubną przeszłość. Ukończył West Point, najsłynniejszą amerykańską uczelnię wojskową, gdzie przez pewien czas był instruktorem strategii. To z tamtego okresu pochodzi jego przydomek "Black Jack". Gwoli ścisłości, słuchacze West Point nazywali go pierwotnie "Nigger Jack" (Jack Czarnuch). Nie miało to związku z kolorem skóry - John Pershing był biały. Wynikało z niechęci do piekielnie wymagającego wykładowcy. Z biegiem czasu otoczenie złagodziło pseudonim i zaczęło nazywać generała "Black Jack".

Oddelegowanie Pershinga do walki z muzułmanami Moro nie było przypadkową decyzją. Generał był już wcześniej na wyspach, wziął udział w wojnie w latach 1899-1902. Wtedy jeszcze w stopniu majora. Wyróżnił się męstwem w bitwie nad rzeką Cagayan w 1901 roku. Wspomniany powrót na Filipiny miał miejsce w 1909 roku. Pershing został komendantem Fortu McKinley w pobliżu Manili. Spacyfikowanie walecznych muzułmanów Moro zajęło mu aż cztery lata.

To tamtego okresu dotyczy nieprawdziwa od początku do końca opowieść przedstawiająca Pershinga jako "pogromcę terrorystów". Generał miał ponoć powiedzieć, że "aby zniszczyć terrorystę, trzeba najpierw stać się terrorystą". Przed egzekucją 50 partyzantów Moro Pershing rozkazał rzekomo, by pociski, mające uśmiercić Filipińczyków, zostały zamoczone w świńskiej krwi. To miało uniemożliwić zabitym wyznawcom islamu trafienie do raju. Wykonano wyrok na 49 partyzantach, a jednego puszczono wolno, by opowiedział o tym, co się wydarzyło. Wśród muzułmanów Moro zapanowało podobno przerażenie. Od tamtej pory Amerykanie nie mieli już z nimi kłopotów.

d445ztn

Obalanie mitu

Legenda zyskała ogromną popularność wśród bezkrytycznych internautów na całym świecie. To nic, że poważni historycy amerykańscy, a także biografowie Johna Pershinga stanowczo zaprzeczali jakoby takie wydarzenie miało kiedykolwiek miejsce. Internet się tym nie przejmuje, internet ma swoją wersję historii. Co ciekawe, powyższa opowieść pojawiła się po tragedii, do której doszło 11 września 2001 roku w Nowym Jorku. Wcześniej nie była znana, a może po prostu nie istniała.

John Pershing zrobił wielką karierę w armii USA. Miał ogromne dokonania podczas I wojny światowej. To głównie jemu armia amerykańska zawdzięcza sukcesy w Europie. Za swoje liczne zasługi został awansowany do stopnia pięciogwiazdkowego generała. Od jego nazwiska pochodzą nazwy czołgu oraz pocisków rakietowych.

W Polsce nie wszystkie skojarzenia ze słynnym generałem są aż tak pozytywne. Pseudonim "Pershing" nosił jeden z bossów gangu pruszkowskiego. Taką nazwę nadano też taniemu winu owocowemu. A na Filipinach? Tam John Pershing na pewno nie jest postacią stawianą na świeczniku. Jego działania sprawiły, że Filipińczycy czekali na niepodległość aż do 4 lipca 1946 roku, czyli dokładnie przez 44 lata od momentu ogłoszenia przez prezydenta Theodore’a Roosevelta końca wojny.

Andrzej Fąfara, Polska Zbrojna

d445ztn
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d445ztn
Więcej tematów