"Amerykańska Częstochowa" ma dwie odpowiedzi. Tutaj mówią: Andrzej Duda i Donald Trump
Pensylwania - to między innymi tutaj rozegra się walka o prezydenturę w USA. Kto wygrywa w stanach wahających się, wygrywa w całym kraju. Chociaż Andrzej Duda żadnych nazwisk nie podawał, pochodzący z Polski Amerykanie chcą tu głosować tylko na jednego kandydata.
Podwórko, maszt, obowiązkowo flaga USA i tabliczka wspierająca Donalda Trumpa. "Trump!", "Trump 2024", "Make America Great Again". Wersje są różne, ceny zwykle podobne - jedną można dostać za około 13 dolarów z przesyłką (w przeliczeniu mniej niż 50 zł). Polityczne deklaracje są tu niemal tak częste, jak masywny samochód na podjeździe. Tak wyglądają przydrożne posesje mieszkających przy drodze od Flemington (w stanie New Jersey) po Doylestown (już w Pensylwanii) i dalej.
A zostały niespełna 43 dni do wyborów.
I chociaż ostatnie sondaże dają przewagę Kamali Harris, "podjazdowe" deklaracje tego nie potwierdzają. Ostatnie (na przykład wykonany przez Spotlight PA) daje Harris 52 proc., a Trumpowi - 47 proc. Inny - na zlecenie gazety "The Hill" - wskazuje już na marginalną różnicę: 50 proc. dla Harris, 49 proc. dla Trumpa.
Właśnie dlatego Pensylwania jest tzw. swing state. To miejsce na pierwszy cel wizyty, podczas trwającego szczytu ONZ, wybrał prezydent Polski Andrzej Duda. W "amerykańskiej Częstochowie", jak nazywane jest miasteczko Doylestown, spotkał się z Polonią. I mówił o wyborach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Dla Ameryki (…) ważna jest silna Polska. Polska, która stanowi w regionie gwarancje bezpieczeństwa. Polska, która jest mocna duchem, silna militarnie i infrastrukturalnie. Polska, która zapewni amerykańskiej armii odpowiednie zaplecze i wsparcie do tego, by mogła spokojnie pokazać, kto jest naprawdę największym mocarstwem na świecie i kto decyduje o światowym pokoju - przemawiał podczas odsłonięcia pomnika Solidarności na cmentarzu w Doylestown.
- Proszę, pójdźcie do amerykańskich wyborów, nie tylko prezydenckich, ale każdych. By nie tylko pomnikami, ale także siłą środowiska polskiego w Ameryce, siłą Polaków-obywateli USA, budować siłę ojczyzny. (…) Pragmatyzm polityczny jest prosty. Jeżeli są setki tysięcy, nawet miliony głosów, to takie środowisko się liczy. Jeżeli głosów nie ma, to środowisko jest pomijalne. Czyńcie wszystko, aby środowisko Polaków w USA było środowiskiem niepomijalnym - mówił.
Dwie odpowiedzi w Doylestown
Chociaż prezydent nie powiedział, komu życzy wygranej - zebrana Polonia doskonale to wie. Narodowe Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej, wybudowane ponad pół wieku temu i prowadzone przez ojców Paulinów, wypełniło się zresztą po brzegi Polakami. Część z wiarą w obecność Donalda Trumpa (który ostatecznie się nie pojawił, w tym samym czasie miał spotkanie z emirem Kataru na Florydzie). Część dla Andrzeja Dudy. A pewnie nieliczni tylko dla zorganizowanej tego dnia mszy.
- Mój kandydat jest tylko jeden! - mówi Jadwiga Zakrzewski, Polka mieszkająca w USA od ćwierć wieku. Poleciała za ocean do rodziny, została, historia jakich tu wiele. - Tylko Donald Trump. Mówi wprost, wali między oczy, to mi się podoba - wylicza. - Dla Polski jest lepszy, po prostu lepszy. Kamala Harris to ma jakieś wizje, ale ja w to wszystko nie wierzę. Teraz potrzebny jest zdecydowany prezydent - wylicza dalej Jadwiga. - Na wizje to są tabletki! - rzuca zza jej pleców ktoś inny. Z zawodu? Stomatolog, przedstawiają mi go zebrani w kościele. Do USA przyjechał zbierać na auto, do kraju na stałe nie wrócił. Ostatnim razem był z rodziną na koncercie gwiazdy Taylor Swift.
Ta akurat, jak sama deklaruje, na Donalda Trumpa głosu nie odda. - Trudno - kwituje krótko Jadwiga. Brak Donalda Trumpa jest dla niej tak samo bolesny jak dziennikarze, którzy zasłaniają widok na kościelną ławę, w której usiąść miał prezydent Polski. - Jak trzeba będzie, to ściągam buty i wskakuję na górę, żeby zrobić zdjęcie - śmieje się. Ostatecznie nie będzie musiała, bo prezydent przejdzie akurat tak, że zdjęcia wyjdą idealnie.
I kogo w sanktuarium by nie zapytać o kwestie polityczne, ma dwie odpowiedzi: Andrzej Duda i Donald Trump. - Wie pan, czy prezydent będzie na paradzie Pułaskiego? - dopytują dwie inne kobiety. - Może wtedy się spotkają? - same zgadują. Na wieść, że ani Dudy, ani spotkania na początku października nie będzie, tylko wzdychają.
- Przyjedzie Donald Trump? Przyjedzie? - dopytuje policjantów przed kościołem jeden z zebranych. Nie odpowiadają wprost, kiwają tylko przecząco głowami. Nie przyjechał. Choć głosy Polaków w Pensylwanii są dla niego wyjątkowo cenne. Nie bez powodu Kamala Harris podczas przedwyborczej debaty (organizowanej właśnie w tym stanie) wspominała o Polonii. Chwilę później na spotkaniu Andrzeja Dudy z Polonią wśród zgromadzonych powiewa wielka flaga z napisem "Trump 2024".
Polonia może zdecydować o wyniku wyborów
Jak wynika z danych United States Census Bureau (rządowa agencja odpowiedzialna za spisy ludności Stanów Zjednoczonych) w tym miejscu żyje blisko 900 tys. osób o polskim pochodzeniu - z 13 mln, które w sumie zamieszkują stan. To sprawia, że Polonia w tym miejscu ma realny wpływ na wynik wyborów.
"Swing states" w USA to stany, które w wyborach prezydenckich regularnie zmieniają preferencje między kandydatami demokratów (kandydatką jest Kamala Harris) i republikanów (kandydatem jest Donald Trump).
Główne stany wahające się to: Floryda, Pensylwania, Michigan, Wisconsin, Arizona, Georgia, Karolina Północna, Nevada oraz Ohio. W każdym cechą charakterystyczną jest równomierny podział elektoratu. Co z jednej strony czyni wyniki wyborów w regionie trudnym do przewidzenia, a z drugiej strony - rozstrzygnięcie jest potencjalnie decydujące o rezultacie wyborów.
I tu znów warto wyjaśnić kilka kwestii. Dlaczego rola tzw. swing states jest kluczowa? Ponieważ Stany Zjednoczone stosują system Kolegium Elektorów, w którym wybory nie są rozstrzygane na poziomie ogólnokrajowym, lecz przez głosy elektorów z poszczególnych stanów.
W 2000 roku decydował wynik wyborów na Florydzie (prezydentem został George Bush), a w 2016 roku w Michigan i Wisconsin (prezydenturę wygrał Donald Trump).
Reszta kraju jest zwykle mocno spolaryzowana - wiele stanów konsekwentnie głosuje na jedną z partii. I tak jak na przykład Kalifornia, Nowy Jork, Waszyngton czy Oregon to stany wybierające demokratów, tak Teksas, Alabama, Idaho lub Wyoming zwykle stawiają na kandydata Partii Republikańskiej.
Na "swing states" warto spojrzeć z jeszcze jednej perspektywy - nie ważą w wyborach tyle samo za sprawą wspomnianych już głosów elektorskich. Pensylwania to 19 głosów, Nevada zaledwie 6. Rozkład wygląda tak:
- Pensylwania: 19 głosów elektorskich
- Michigan: 15 głosów elektorskich
- Arizona: 12 głosów elektorskich
- Wisconsin: 10 głosów elektorskich
- Karolina Północna: 16 głosów elektorskich
- Georgia: 16 głosów elektorskich
- Nevada: 6 głosów elektorskich
- Ohio: 17 głosów elektorskich
Dlatego mieszkańcy kilku miejsc mają nieproporcjonalnie duży wpływ na wynik wyborów. Kampanie wyborcze są tam najbardziej intensywne. W najbliższych dniach pojawi się tutaj i Donald Trump, i Kamala Harris.
Skąd w ogóle tak silna reprezentacja Polaków w Pensylwanii? Wszystko wyjaśnia charakter tego stanu. Polacy wybierali to miejsce głównie z powodu pracy w przemyśle, zwłaszcza w kopalniach węgla i hutach stali.
Pensylwania - między innymi miejscowości wokół Pittsburgha - była przez długi czas sercem amerykańskiego przemysłu stalowego. A to na przykład produkcja stali i wyrobów metalowych (która wciąż jest istotna dla gospodarki stanu). To też ważny ośrodek produkcji maszyn, chemikaliów i tworzyw sztucznych.
Jednocześnie Pensylwania jest dziś jednym z największych producentów energii w USA. Z dużym naciskiem na węgiel, gaz ziemny oraz energię odnawialną. Dziś energetycznie stan stoi na gazie łupkowym, a węgiel - siłą rzeczy - stracił na znaczeniu.
Pensylwania jest również znaczącym stanem rolniczym. Produkcja mleka, hodowla bydła, a także uprawa jabłek i kukurydzy. To region-lider w produkcji na przykład grzybów. Mniej więcej 6 na 10 jedzonych w USA pochodzi właśnie stąd (dane za American Mushroom Institute). Zresztą jedna z miejscowości ma tytuł "The Mushroom Capital of the World" (z ang. grzybowa stolica świata).
Gdzie jeszcze w USA jest znaczna grupa Polaków?
- Chicago (w stanie Illinois) - jest tutaj największa społeczność Polonii, często nazywana "drugim największym polskim miastem".
- Nowy Jork - zwłaszcza dzielnice takie jak Greenpoint na Brooklynie (stąd do Sanktuarium przyjechała pani Jadwiga).
- Michigan - szczególnie w okolicach Detroit.
- Pensylwania - miasta jak Filadelfia i Pittsburgh.
- New Jersey, Wisconsin i Ohio.
A warto uważniej zerknąć na wystąpienie prezydenta Polski.
Andrzej Duda wymienił prezydenta Lyndona Johnsona (obecnego w Doylestown na milenium chrztu Polski) czy Ronalda Reagana (obecnego na miejscu w 1984 roku). - Amerykańscy prezydenci wiedzieli, że ze względów politycznych warto się tutaj zameldować - wskazał Andrzej Duda. - To dzięki waszym głosom. (…) Decydując o losach Ameryki, decydowaliście w istocie o losie Polski - mówił.
Z imienia i nazwiska wymienił jednak Donalda Trumpa, gdy napomknął, że to jego decyzją ("za czasów administracji Donalda Trumpa") Polska będzie korzystać z F-35. O prezydencie Joe Bidenie tym razem nie wspominał. Andrzej Duda spotka się z obecnym prezydentem Stanów Zjednoczonych przy okazji szczytu Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Jak wynika z informacji Wirtualnej Polski, polska delegacja nie zabiega o spotkania z kandydatami z żadnej strony sceny politycznej w ostatnich dniach wizyty Andrzeja Dudy.
Z Nowego Jorku Mateusz Ratajczak, szef Wiadomości Wirtualnej Polski