Alternatywa dla Niemiec - na antyimigranckich nastrojach w Niemczech rośnie nowa polityczna siła
• Jeszcze dwa lata temu nie brano na poważnie partii Alternative fuer Deutschland
• Dziś antyimigranckie ugrupowanie jest trzecią siłą polityczną w Niemczech
• Droga do Bundestagu jest dla AfD otwarta
• Tymczasem niemieccy satyrycy widzą w jej hasłach podobieństwa do polskiej partii
09.02.2016 | aktual.: 12.02.2016 13:51
- W ostateczności policja może strzelać do uchodźców przekraczających granicę - miała powiedzieć pod koniec stycznia Frauke Petry gazecie "Mannheimer Morgen". Te słowa wywołały burzę w Niemczech i zagranicą. Petry nie jest bowiem zwykłą obywatelką, tylko szefową AfD, Alternative fuer Deutschland (Alternatywa dla Niemiec), partii pretendującej do Bundestagu. Petry twierdziła co prawda, że to gazeta "wyrwała z kontekstu" jej wypowiedź, ale redakcja zaprzeczyła, mówiąc, że wywiad w tej formie został autoryzowany przez samą polityk.
Dziennikarzy poparła inna gazeta - "Rhein-Zeitung", która przedstawiła nagranie własnego wywiadu z Petry. 41-letnia szefowa AfD otwarcie odwoływać się ma w nim do słów swojego partyjnego kolegi i partnera życiowego z Nadrenii, Markusa Pretzella, który już w listopadzie opowiadał się za użyciem broni jako ostatecznego środka. Oliwy do ognia dolała Beatrix von Storch, wiceszefowa AfD i europosłanka. Zapytana na Facebooku, czy broń powinna być też używana wobec kobiet i dzieci, odpowiedziała krótko: "Tak". Po fali krytyki częściowo wycofała się z tego stwierdzenia, tłumacząc, że "wobec dzieci nie można używać broni. Ale (dorosłe) kobiety są świadome sytuacji". W końcu polityk napisała na swoim profilu, że cała sprawa jest nieporozumieniem, spowodowanym "osunięciem się ręki na myszce komputerowej".
To nie USA, tylko Europa. To koniec AfD - zapowiadała część mediów. Przewodniczący Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) i wicekanclerz Sigmar Gabriel zażądał, aby partia AfD była obserwowana przez Urząd Ochrony Konstytucji (monitoruje on organizacje i osoby stanowiące ewentualne zagrożenie dla konstytucji, np. grupy neonazistowskie czy podejrzewane o islamski ekstremizm). Według brytyjskiego instytutu badań opinii publicznej YouGov z opinią wicekanclerza zgodziło się 58 proc. obywateli Niemiec. Ale cóż z tego? Jak pokazały wyniki innego sondażu, przeprowadzonego przez instytut Emnid w dniach 3-6 lutego, wypowiedź liderek AfD nie zmniejszyła poparcia dla ich partii - nadal gotowych jest głosować na nią 12 procent obywateli. Nic w tym dziwnego, jeżeli popatrzeć na dalsze wyniki badań YouGov. Choć 60 procent Niemców zdecydowanie odrzuciło słowa Petry, 29 procent nie widziało w nich nic złego.
Do tej pory szum medialny działa na korzyść partii - również kiedy w styczniu tego roku regionalna telewizja publiczna SWR (Badenia-Wirtembergia) zapowiedziała niezaproszenie przedstawicieli AfD do tzw. Elephantenrunde, "słoniowej rundy", przedwyborczej debaty w landzie. Szefostwo przyznało, że zdecydowało się na taki krok po tym, jak Zieloni i SPD odmówili wspólnego wystąpienia przed kamerą z AfD. To oburzyło społeczeństwo, a nawet krytyków Alternatywy, m.in. CDU, którzy uznali próby wpływu na debatę za łamanie zasad demokratycznych.
Blisko porażki
Dotychczasowy sukces partii jest spektakularny. Powstała w 2013 roku jako odpowiedź na kryzys w strefie euro i stawiała sobie za cel powrót do własnej waluty. Trzy lata później ma swoich posłów w parlamentach krajowych i spore szansę na wejście do federalnego Bundestagu. Takie "błyskawiczne kariery" się zdarzają, ale najczęściej - jak i w Polsce - kończą po jednej kadencji. Tak było w przypadku berlińskiej Partii Piratów, która weszła do parlamentu Berlina, była trzecia w notowaniach ogólnoniemieckich, a potem praktycznie zniknęła z polityki.
Również Alternative fuer Deutschland była blisko porażki - w 2015 roku odeszło z partii, według jej własnych informacji, 20 procent członków, w tym jej założyciel Bernd Lucke. Jak mówili sami odchodzący, powodem ich decyzji był rasizm, rosnące prorosyjskie nastawienie AfD, nadmierna islamofobia czy kwestionowanie demokracji. Nawet krytycy z szeregów partii twierdzili, że "skręciła ona za bardzo w prawo", zwłaszcza we wschodnich landach, gdzie regionalni szefowie ze swoją retoryką porównywani byli do NPD (Narodowodemokratycznej Partii Niemiec).
W sierpniu zeszłego roku AfD dostawała w sondażach 3 proc. głosów. Ale kiedy już wielu głosiło jej koniec, partia się odrodziła. Paradoksalnie Alternatywę uratowali uchodźcy, a raczej strach przed nimi. To właśnie po szczycie kryzysu migracyjnego, wczesną jesienią 2015, słupki partii w sondażach wyborczych poszły ostro w górę.
- Alternative fuer Deutschland to partia bazująca na strachu społeczeństwa - twierdzi profesor Hajo Funke, politolog z Freie Universitaet w Berlinie. Rosnący strach przed destabilizacją kraju, zwątpienie w skuteczność władz czy obawa o miejsca pracy i pomoc społeczną, zwłaszcza na wschodzie kraju, przysparza AfD zwolenników, którzy niekoniecznie pójdą do otwarcie neonazistowskiej NPD.
Straszenie kryminalistami z Polski i Czech
Uchodźcy to nie pierwsze nośne hasło Alternative fuer Deutschland. Swoje sukcesy partia osiągnęła m.in. dzięki "kryminalistom ze wschodu". W kampanii wyborczej w Brandenburgii i Saksonii w 2014 roku Frauke Petry wraz z kolegami żądała przywrócenia kontroli na granicy z Polską i Czechami, zamknięcia mostów czy zwiększenia obecności policji na terenach przygranicznych, które miały "odstraszać element kryminalny" z tychże krajów. Rzeczywiście masowy wzrost liczby włamań i kradzieży w Brandenburgii, Saksonii czy Meklemburgii przerażały mieszkańców. Pojawiły się patrole obywatelskie, wzmocniły nastroje antypolskie. Zyskiwała na tym nie tylko AfD, ale i otwarcie neonazistowska NPD. Policji apelowała co prawda, by nie łączyć kradzieży (tylko) z Polakami, ale na niewiele się to zdało.
W Lawitz, wsi nad Odrą, niedaleko Eisenhuettenstadt i granicy z Polską, partia w wyborach do brandenburskiego Landtagu dostała ponad 28 procent głosów. AfD zorganizowało tam swoisty happening: inscenizację budowy płotu granicznego z kolczastego drutu. Przy drodze tablica po niemiecku, polsku i rosyjsku "chronimy się tu sami!". Dziś mieszkańcy są rozczarowani, bo przestępczość nie zmalała, a i płot się nie pojawił.
Konserwatywna, antyimigrancka... podobna do polskiej partii
Najciekawsze, że znajomość programu partii w powszechnej opinii ogranicza się przede wszystkim do jej wizji polityki migracyjnej. Nie jest on znany nawet wszystkim jej zwolennikom. W kwestiach światopoglądowych AfD jest konserwatywna: opowiada się za zachowaniem tradycyjnych ról mężczyzn i kobiet, choć uznaje ich równouprawnienie. Jest zdecydowanie przeciwko zrównaniu związków hetero i homoseksualnych, co prowadziło w przeszłości do komicznych efektów. Kiedy w Hamburgu planowano wprowadzenie na sygnalizatorach świetlnych symboli par jednopłciowych, przedstawiciele AfD zaprotestowali, motywując to.... możliwą obrazą uczuć muzułmanów. Choć, według partii, muzułmanów powinno być jak najmniej, podobnie jak wszystkich imigrantów. Zapobiec kurczeniu się niemieckiego społeczeństwa ma zarówno zakaz aborcji, jak i zwiększenie
dzietności. Optymalna sytuacja rodzinna, według partii, to trójka dzieci. Może właśnie konserwatywna wizja rodziny i roli kobiety nie pasuje zbytnio Niemkom - według sondażu z 20 stycznia instytut badań opinii publicznej Emnid na partię gotowych jest głosować tylko dwa procent kobiet, ale za to 17 procent mężczyzn.
Zresztą cała AfD to raczej partia mężczyzn i to nie najmłodszych: panowie stanowią 84 procent jej członków, a średnia wieku wynosi 51 lat. Umacnianie Niemiec to nie tylko demografia, ale i wzmacnianie tożsamości - temu ma służyć choćby częstsze emitowanie niemieckiej muzyki i piosenek w radio i telewizji.
AfD występuje też przeciwko energii ekologicznej, chce likwidacji opłaty audiowizualnej i powrotu do obowiązkowej służby wojskowej. Jest za to przeciw europejskiej solidarności gospodarczej, a płacę minimalną uważa za nieskuteczną.
Niemieccy satyrycy zauważyli wiele paraleli do Polski. Po słynnym wywiadzie ministra Witolda Waszczykowskiego dla niemieckiego dziennika "Bild", w którym mówił on o polskich "wegetarianach i rowerzystach spychających kraj w kierunku odnawialnej energii i zwalczających religię", felietonista dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung" zastanawiał się żartobliwie, czy polski polityk mógłby się stać maskotką AfD, a Polska pod rządami jego partii krajem idealnym dla sympatyków AfD. "Tylko co powiedziałby minister, gdyby zachodnią granice Polski zaczęło szturmować jakieś 900 tysięcy członków AfD uciekających z Niemiec?"
Dziś partia reprezentowana jest w parlamentach pięciu krajów związkowych: miast-landów Hamburga i Bremy oraz wschodnioniemieckich Brandenburgii, Turyngii i Saksonii. W 2014 r. dostała się też do Parlamentu Europejskiego, ale od tej pory wystąpiło z niej pięciu z siedmiu wybranych europarlamentarzystów. Teraz ma szansę na dostanie się do parlamentów krajowych w Badenii-Wirtembergii, Nadrenii- Palatynacie i Saksonii-Anhalt. Drogę do Bundestagu podczas wyborów w 2016 roku ma również otwartą. Temat uchodźców do tej pory zapewne nie zniknie. Mimo wszystko, według sondaży "Bilda" aż 68 procent Niemców uważa AfD za "zjawisko przejściowe".