"USA popełniają ogromny błąd". Konsekwencje mogą być tragiczne
- Samą obroną Ukraina nie odniesie zwycięstwa. USA nie chcą dać Ukrainie pocisków dalekiego zasięgu, co moim zdaniem jest błędem - twierdzi gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. Jego zdaniem, Zachód nie docenia Rosji. A Ukraina niektórymi działaniami propagandowymi sama sobie szkodzi.
23.12.2022 | aktual.: 23.12.2022 21:02
Rosja szykuje się do ofensywy, która według doniesień wywiadu, może zacząć się jeszcze zimą, na przełomie stycznia i lutego. Na Białorusi trwają intensywne szkolenia wojsk, a Putin niedawno osobiście odwiedził Łukaszenkę. Z kolei rosyjski minister obrony mówi, że "dla zagwarantowania bezpieczeństwa militarnego Federacji Rosyjskiej konieczne jest zwiększenie liczebności Sił Zbrojnych do 1,5 mln żołnierzy, w tym 695 tys. żołnierzy kontraktowych".
Ukraina z kolei dostaje duże wsparcie od Zachodu. Pierwsza zagraniczna wizyta prezydenta Zełenskiego, która miała miejsce w Stanach Zjednoczonych, przypieczętowała przekazanie pomocy o wartości ponad 1,85 mld dolarów. Do Ukrainy trafi nowoczesny sprzęt i amunicja, a wśród nich system obrony Patriot.
Putin publicznie nie przejął się tymi doniesieniami i skomentował, że "zawsze znajdzie się na nie antidotum". - Ci, którzy je dostarczają, robią to na próżno. To tylko przedłużanie konfliktu i tyle - stwierdził rosyjski dyktator.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem gen. Waldemara Skrzypczaka, nie powinniśmy bagatelizować Rosji. - Przygotowują się do ofensywy. Być może zacznie się ona po prawosławnych świętach bożonarodzeniowych, czyli po 7 stycznia. Moim zdaniem, Ukraińcy w tej chwili nie są w stanie przeprowadzić dużej ofensywy i muszą pilnować granicy na północy. Rosjanie odtwarzają odwody operacyjne m.in. na Białorusi. Szkolą się, wyposażają. One na pewno trafią na front, do ofensywy. Moim zdaniem będzie przeprowadzona z północy w kierunku Sum, Dniepropietrowska. Ale nie można wykluczyć innych działań. Rosjanie są nieobliczalni - twierdzi były dowódca Wojsk Lądowych.
Zdaniem Skrzypczaka, Rosja ma przewagę nad Ukrainą, bo nie musi pilnować swoich granic. - Ukrainie nie wolno zaatakować Rosji, dlatego USA nie chcą dać im pocisków lecących na odległość 300 kilometrów. Moim zdaniem, to jest duży błąd, bo Ukraina obroną nie osiągnie zwycięstwa - ocenia.
- Zasadniczym problemem, z którym borykają się Rosjanie, jest to, że mają dużo ludzi, ale mało nowoczesnego sprzętu. Ukraina z kolei dostaje sprzęt, ale będzie im brakować żołnierzy. Obie armie wykorzystują czas, żeby nadrobić braki. Pytanie, która armia to szybciej zrobi i pierwsza uderzy? Moim zdaniem, Ukraina nie będzie w stanie. Działania Rosjan na Białorusi odciągają ich ze wschodu - dodaje.
Skrzypczak zauważa, że Rosjanie chwytają się każdego sposobu, żeby prowadzić mobilizację. - Ja cały czas przestrzegam przed niedocenianiem i lekceważeniem Rosjan. Dopóki nie ma białej flagi nad Kremlem, to trzeba cały czas walczyć. Ci, którzy lekceważą przeciwnika, zawsze przegrają. Proszę mi wierzyć, oni odtwarzają zdolności bojowe i będą mieli duży potencjał. Im brakuje sprzętu, ale widać, że na froncie pojawia się nowy, chociażby t90. Nie wiadomo, skąd on pochodzi, bo Rosja nie ma takich zdolności produkcyjnych. Putinowi przybywa sprzętu, ale na pewno nie pochodzi on z rosyjskich fabryk - alarmuje.
Zdaniem naszego rozmówcy, nie warto też wierzyć cyfrom, które są w obiegu medialnym. - Dzisiaj mieliśmy informację, że w Kachówce zabili 150 Rosjan, a ja się pytam: kto policzył tych zabitych? Narracja, którą stosują Ukraińcy, niestety szkodzi im samym. Ludzie na Zachodzie przyzwyczaili się, że Ukraińcy wygrywają, przez co tracą zainteresowanie wojną - podsumowuje.
Tymczasem Putin realizuje swój kolejny plan. Wykorzystuje biedę i zadłużenie ubogich Rosjan do propagowania pracy na rzecz armii i pójścia na front. Pojawiły się spoty, które mają przekonać społeczeństwo, że zapisanie się do wojska i zarabianie jako żołnierz będzie sposobem na kryzys, który przez wojnę dotknął społeczeństwo.
- Nam na Zachodzie wydaje się, że Rosjanie zubożeją, a to znaczy, że się zniechęcą do wojny. Tam jest odwrotnie, ta bieda jest wykorzystywana do mobilizacji. Ona jest zachętą. Tu nie ma co oczekiwać, że Rosjanie się zbuntują - twierdzi Maciej Milczanowski, były żołnierz i ekspert ds. bezpieczeństwa z Instytutu Nauk o Polityce Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Jego zdaniem, wojna może zakończyć się tylko i wyłącznie decyzją Putina. - To jego trzeba przekonać, że ona nie ma sensu, bo nawet jeśli Ukraińcy obronią kolejne terytoria, to będzie im trudno odeprzeć kolejne fale żołnierzy i przepchnąć ich za granicę. Putin nie ukrywa, że swoich żołnierzy traktuje jak mięso armatnie. Dla niego naturalne jest, że ludzie giną w imię wojny - mówi Milczanowski, który popiera słowa gen. Skrzypczaka.
- Mamy doniesienia o pociągu z Korei Północnej, który ze sprzętem pojechał do Rosji. Zdaje się, że wywiady nie do końca wiedzą, co jest w środku. Jest bardzo dużo niepokojących doniesień, być może dlatego USA zdecydowały się na dostawę sprzętu. Pamiętajmy, że to nie jest tylko przekazanie Patriotów, ale też system szkoleń. Te działania są szykowane w odpowiedzi na to, co planuje Rosja. Informacje są niepokojące, ale Stany Zjednoczone mogą wiedzieć, co szykuje Putin i uprzedzić niektóre działania - twierdzi i dodaje, że ta wojna może potrwać bardzo długo, a straty mogą być potężne.
- Dopóki nie będzie rozwiązań, które zmuszą Putina do pokoju. A na pewno nie są to propozycje, jakie niedawno przedstawił Macron - podsumowuje Milczanowski.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski