Akcja Polskiej Fundacji Narodowej to nie kampania informacyjna, tylko testowanie granic
Prawo i Sprawiedliwość sprawdza, jak głośno może krzyknąć nam w twarz "nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz?". Taki wniosek płynie z rozmowy Roberta Mazurka z Maciejem Świrskim, wiceszefem Polskiej Fundacji Narodowej.
"Jak nastroje? Można? Można!" - napisał na Twitterze w środku nocy Cezary Jurkiewicz, radny PiS i szef Polskiej Fundacji Narodowej. To był komentarz do fragmentu wywiadu z Maciejem Świrskim, jego zastępcą. Ale to "Można? Można!" bardziej jawi się jako komentarz do ogółu działań PFN w ostatnich tygodniach.
Bo przypomnijmy, że to instytucja powołana za pieniądze państwowych spółek na polecenie byłego ministra skarbu Dawida Jackiewicza i w obecności premier Beaty Szydło. I to w konkretnym celu: miała zająć się promowaniem wizerunku Polski za granicą. Po roku wymyśliła, że będzie dofinansowywać sportowców, co trudno uznać za innowacyjną metodę promocji. Ale można uznać, że to jeszcze mieści się w zadaniach fundacji.
Polska Fundacja Narodowa: kto wydaje nasze pieniądze?
Za to trudno uznać, że Polską Fundację Narodową powoływano do prowadzenia kampanii politycznych rządu. Dlatego od kilku dni przedstawiciele PFN przekonują w mediach, że jednak wszystko gra. Najbardziej aktywny jest wiceprezes Maciej Świrski, znany dobrze z aktywności w Reducie Dobrego Imienia. Ale o ile w TVP Info może liczyć na pomocną dłoń, to Robert Mazurek w porannej rozmowie w RMF FM ostro przepytał działacza.
Kuriozalny wywiad
I wynik starcia nie jest zbyt dobry ani dla Polskiej Fundacji Narodowej, ani dla samego Macieja Świrskiego. Bo z rozmowy wyłonił się obraz buty, arogancji i przekonania, że wyborcy pozostaną obojętni nawet wobec największego skandalu. Wiceprezes PFN przekonywał, że nie realizuje akcji w imieniu PiS czy rządu, tylko w imieniu obywateli. - W imieniu obywateli - obywatele dali panu taki mandat? - dopytywał Robert Mazurek. Ale odpowiedź Macieja Świrskiego to był już unik. - Wie pan, jestem obywatelem, poczuwam się do odpowiedzialności za Polskę. W związku z czym jako obywatel także działam - stwierdził.
Jeszcze bardziej kuriozalna była odpowiedź na zarzuty, że trzyosobowy zarząd Fundacji stanowią ludzie związani z PiS. - A kto miałby być w zarządzie - niech pan powie? - obruszył się Świrski. I tyle zostało z zapewnień ekipy PiS o nowych standardach, o zerwaniu z układzikami opartymi na znajomościach i przynależności partyjnej. W podobnym tonie brzmiała odpowiedź na pytanie o wybór firmy byłych pracowników Kancelarii Premiera do przygotowania Kampanii.
Bo można...
- Mieliśmy prawo to zrobić - stwierdził Maciej Świrski, tłumacząc, że PFN nie podlega rygorowi ustawy o finansach publicznych. - Poszukiwaliśmy partnera, który będzie w stanie w sprawny, odpowiedzialny, a co więcej - w sposób zaufany - działał. Zaufany - to znaczy, że nie będzie przepuszczał informacji do ośrodków, które chciałyby przeciwdziałać naszej akcji - wyjaśniał wiceszef Polskiej Fundacji Narodowej.
Kiedy zauważył, że przegrywa pojedynek na argumenty, zaczął zarzucać Mazurkowi czepianie się "nieistotnych szczegółów". Później przekonywał, że Polska jest skolonizowana, a kolonizacja zaczęła się od 1989 roku, mówił o niemieckim kapitale w mediach i akcji "German Death Camps". - Niech się pan nie gniewa, ale pan robi w tym momencie nie mnie, ale naszych słuchaczy w balona - zarzucił Robert Mazurek.
Nagonka na PiS?
Perełki przynosi internetowa część rozmowy, w której Robert Mazurek pyta o chronologię. Domenę sprawiedliwesady.pl firma działaczy PiS zarejestrowała dzień po prezydenckim wecie, a po trzech tygodniach PFN dała im zlecenie na akcję o tej samej nazwie. - Wie pan, ludzie z podobnego środowiska myślą podobnymi torami - tłumaczył Maciej Świrski.
Przekonywał też, że trwa nagonka na członków PiS. - Taka jest atmosfera w Polsce teraz, ściga się członków Prawa i Sprawiedliwości - narzekał. - Media spowodowały, że określenie "PiS-owski" nabrało negatywnego wydźwięku - przekonywał Maciej Świrski. Spytany o to, czy nie widzi w kampanii PFN nic niestosownego przedstawił ostateczny argument: - Gdybym widział w tym coś niestosownego, nie brałbym w tym udziału. Ale biorę, więc wszystko jest w porządku.
To samo, tylko bardziej
Nie wiem jak czytelników i słuchaczy RMF, ale mnie pan prezes przekonał. A poważnie: kampania wymierzona w sądy, finansowana z publicznych pieniędzy to test zrobiony przez Prawo i Sprawiedliwość. Rządzący chcą sprawdzić, jak daleko mogą się posunąć i ile zniosą wyborcy, zanim zaczną się oburzać. Inaczej nie robiliby tego tak na bezczela.
To zadziwiająca strategia i dowód na to, że w PiS emocje wygrywają z rozsądkiem. Wszak to dzięki podobnym akcjom Platforma Obywatelska po dwóch kadencjach pożegnała się z władzą. Bo każde doniesienie o złamaniu dobrych obyczajów (jeśli nie prawa), odkładało się na koncie PO, aż ostatecznie tych grzechów nagromadziło się tyle, że wyborcy w końcu zapragnęli zmiany. Na razie dostają to samo, tylko bardziej i szybciej.