"Afery nie ma, ale jest problem". "Niebieska Linia" zawiesza do odwołania numer do Poradni Telefonicznej
To prawda, że "Niebieska Linia" zawiesiła działanie warszawskiego numeru stacjonarnego m.in. dla ofiar przemocy w rodzinie. Powód - brak pieniędzy. Ministerstwo Sprawiedliwości nie przyznało środków. Ale zadziałała konwencja antyprzemocowa.
24.01.2017 | aktual.: 24.01.2017 19:02
Alternatywna pomoc
- Nie jest tak, że zapanowała kompletna cisza w słuchawkach. Ludzie mają się gdzie dodzwonić. Natomiast te osoby, które korzystały z naszej Poradni Telefonicznej dla Osób Pokrzywdzonych Przestępstwem, a było ich ponad 4000 rocznie i były to nie tylko ofiary doświadczone przemocą w rodzinie, ale też osoby z niepełnosprawnościami, chorujące, mieszkające w małych miejscowościach lub przebywające poza granicami kraju, muszą zadzwonić pod inny numer - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską kierowniczka Pogotowia "Niebieska Linia" Renata Durda.
Od 1 stycznia działa numer komórkowy 800-120-002. Uruchomiła go Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Mogą pod niego dzwonić przez całą dobę, 365 dni w roku ofiary oraz świadkowie przemocy domowej. Pojawienie się tego telefonu to konsekwencja ratyfikowania przez Polskę tzw. konwencji antyprzemocowej. Warto przypomnieć, że gdyby wszedł w życie projekt resortu ministra Zbigniewa Ziobry o wycofaniu się z Konwencji, nieodpłatnego telefonu dla ofiar przemocy by nie było.
Siła mediów społecznościowych
Problem z niedziałającym numerem tel. 22 668-70-00, czyli kontaktem do Poradni Telefonicznej "Niebieskiej Linii" nagłośniła m.in. Krystyna Janda. Aktorka zrobiła to za pośrednictwem swojego konta na Facebooku. A to, jak wiadomo, śledzi ponad 300 tys. osób.
Zasięg wpisu Jandy spowodował, że w internecie zawrzało. Pojawiły się setki komentarzy. Jeden z nich uderza w rząd PiS: "Trzymanie kobiet w strachu automatycznie eliminuje je z życia społecznego. Są wygodne dla pis bo przytoczone własnym cierpieniem, bez wsparcia będą cicho cierpiały w domu. Nie pójdą demonstrować bo są na to za bardzo obolałe....pozbawianie kobiet godności trwa......" (zachowano oryginalna pisownię).
Renata Durda podkreśla, że "Niebieska Linia" świadomie nie wszczynała alarmu, by nie nakręcać spirali oskarżeń i insynuacji. Zwłaszcza, że brak pieniędzy na pomoc ofiarom przestępstw to problem, który nie powstał ani w tym, ani w ubiegłym roku. - Na ten cel pieniędzy brakowało każdemu rządowi czy to prawicowemu, lewicowemu czy liberalnemu - podkreśla Durda.
- Na razie byliśmy zmuszeni zawiesić tylko część naszej działalności, a nie zlikwidować całość. Mam nadzieję, że do tego drugiego nigdy nie dojdzie. A problem jest taki, że od 2009 roku prowadzimy Poradnię Telefoniczną dla osób doświadczonych przestępstwem o dość szerokim zakresie działania. Przez telefon stacjonarny o którym mowa, udzielaliśmy porad nie tylko ofiarom przemocy domowej, ale także poszkodowanym w wyniku innych przestępstw, np. w pracy. Jednak warunki konkursu ogłoszonego przez Ministerstwo Sprawiedliwości nie zakładały pomocy zdalnej, czyli porad udzielanych drogą e-mailową i telefoniczną. W związku z tym nie pozyskaliśmy środków na naszą tegoroczną działalność.
Znany, ale nieczynny telefon
Ludzie mimo oficjalnego komunikatu zamieszczonego na stronie Ogólnopolskiego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" już 2 stycznia nadal dzwonią pod znany od lat numer. Nie dziwi to adwokata Grzegorza Wronę, który od lat pomaga ofiarom przestępstw. - Proces przyzwyczajania społeczeństwa, wyrabiania u ludzi odruchu, gdzie można poprosić o pomoc jest długotrwały. Nie da się załatwić tego jedną kampanią informacyjną. To są lata ciężkiej i trudnej pracy. A jej efektem jest to, że jak się dziś powie "Niebieska Linia" to każdy wie, o co chodzi. Te marki dla bezpieczeństwa ludzi są bardzo ważne. Oczywiście mogą powstawać nowe, bo takich miejsc powinno być jak najwięcej - wyjaśnia Wrona.
Adwokat nie znajduje racjonalnych przesłanek dla zaprzestania finansowania "Niebieskiej Linii". - Słyszymy zarówno z Centrum Praw Kobiet jak i "Niebieskiej Linii" czy innych miejsc, że te tradycyjne miejsca, których nauczyli się ludzie i z których pomocy korzystają od lat mają problemy z finansowaniem. Trudno to racjonalnie wytłumaczyć, bo nie słychać o żadnych zarzutach merytorycznych pod ich adresem - dodaje Wrona.
Na utrzymanie "Niebieskiej Linii" potrzebne było wsparcie państwa w kwocie 100 tys. rocznie. Z tym że sama organizacja wykładała ze swoich środków około 7 proc., a wolontariusze jak to wolontariusze świadczyli swoją pomoc za darmo.
RPO czeka
Rzecznik Praw Obywatelskich zainteresował się sprawą. W odpowiedzi na nasze pytania otrzymaliśmy odpowiedź z jego biura dość krótką odpowiedź :" Ponieważ obecnie toczą się rozmowy pomiędzy “Niebieską Linią”, a Ministerstwem Sprawiedliwości komentarz Rzecznika Praw Obywatelskich byłby przedwczesny".
Zawieszenie działania "Niebieskiej Linii" niepokoi psycholog dr Aleksandrę Piotrowską. - Zawieszono, co prawda, tylko warszawski numer, ale ta sytuacja wpisuje się w ciąg pewnych zdarzeń. Wiemy, że Centrum Praw Kobiet ma problemy z finansowaniem swojej działalności, słyszeliśmy też o próbie wypowiedzenia tzw. konwencji antyprzemocowej, a teraz to. Obawiam się, że wiele organizacji działających na rzecz praw kobiet, choć "Niebieska Linia" pomaga nie tylko kobietom, może zostać wyciętych. A każde takie miejsce jest na wagę złota. Bo tutaj udziela się kompleksowej pomocy, zachęca kobiety do natychmiastowego działania - podkreśla Piotrowska.
Szukanie oszczędności, bo trudno inaczej wytłumaczyć brak pomocy ze strony państwa dla "Niebieskiej Linii", wydaje się nieuzasadnione z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że pieniądze na tę działalność pochodzą od sprawców przestępstw, konkretnie z tzw. nawiązek sądowych, czyli kary finansowej nałożonej na skazanych. Po drugie dlatego, że każde 1 euro zainwestowane w przeciwdziałanie przemocy w rodzinie przynosi 87 euro zysku. A co zyskujemy? Oszczędności na wszystkich kosztach związanych z: interwencjami policji, pracą wymiaru sprawiedliwości, zakładami karnymi, z usługami medycznymi i, w końcu, stratami wynikające z tego, że ludzie nie pracują lub pracują nieefektywnie, kiedy doświadczają przemocy. Tak wynika z europejskich badań.