Afera NIK i badania partii rządzącej. Wyborcy PiS nie rozumieli obrony Mariana Banasia. Dziś władza płaci za to cenę
Z niepublikowanych badań wewnętrznych zamówionych przez Prawo i Sprawiedliwość wynika, że elektorat tej partii nie akceptuje działalności szefa Najwyższej Izby Kontroli. Między innymi dlatego w retoryce i działaniach formacji rządzącej wobec Banasia widać tak radykalny zwrot.
Koniec września. Telewizja TVN emituje reportaż pokazujący sutenerskie interesy gangsterów w krakowskiej kamienicy należącej do Mariana Banasia, szefa Krajowej Administracji Skarbowej w czasach "dobrej zmiany", później – ministra finansów w rządzie Mateusza Morawieckiego, a wreszcie – prezesa NIK, jednej z najważniejszych instytucji w państwie. Obok toczy się dyskusja o nieprawidłowościach w oświadczeniach majątkowych Mariana Banasia, o których Wirtualna Polska informowała już prawie rok temu.
Mimo to politycy PiS – nawet po uderzającym reportażu "Superwizjera" – przez kolejne tygodnie bronią szefa NIK, którego chwilę wcześniej wybrali w Sejmie na najważniejszego kontrolera w kraju. Były już marszałek Senatu Stanisław Karczewski nazwie nawet Mariana Banasia "człowiekiem kryształowym" (później – gdy wyjdą na jaw kolejne kompromitujące dla szefa NIK fakty – polityk PiS się z tych słów wycofa).
Już wtedy jednak – około dwóch miesięcy temu – stanowisko PiS wobec Banasia zaczyna rozmijać się z nastrojami panującymi wśród elektoratu partii Jarosława Kaczyńskiego.
Wyborcy PiS – już po wyborach 13 października – po kolejnych medialnych publikacjach uznają, że nie rozumieją, jak partia rządząca – ta, która ich zdaniem powinna wyznaczać najlepsze standardy – może bronić człowieka, który swoim profilem mógłby pasować do "aferalnych" rządów PO-PSL.
Politycy PiS – jak słyszymy – zobaczyli to po zamówieniu badań na użytek partii. Wynikało z nich, że obrona Banasia przez PiS dla wyborców tej formacji jest nieakceptowalna.
Informuje o tym także tygodnik "Do Rzeczy": "Zza kulis sprawy Banasia dotarły do nas interesujące wyniki badań. Otóż PiS sondował elektorat w sprawie rozmaitych wydarzeń i postaci. I okazało się, że elektorat za bardzo obrony Banasia nie rozumie. Co gorsza, elektorat niespecjalnie dumny jest także z Krystyny Pawłowicz i ze Stanisława Piotrowicza. Rozumiemy już, w jakim celu trafili do Trybunału Konstytucyjnego. Aby tam godnie milczeć i nie być widoczni na co dzień" – piszą dziennikarze bliskiego partii władzy tygodnika.
Szef NIK Marian Banaś traci zęby, zakłada szczękę
Marian Banaś milczeć nie zamierza. W ubiegłym tygodniu opublikował wideo-oświadczenie i rozsierdził nim polityków PiS, a zwłaszcza tego najważniejszego – Jarosława Kaczyńskiego.
Banaś na nagraniu broni się przed zarzutami i twierdzi, że stał się obiektem "brutalnej rozgrywki politycznej". I że nie zamierza – mimo presji najważniejszych polityków obozu władzy – podawać się do dymisji. Ale szef NIK zrobił jeszcze coś: powołał się na autorytet i pamięć śp. Lecha Kaczyńskiego, prezesa NIK w latach 90.
– Tu granica została przekroczona absolutnie cynicznie i świadomie. Banaś zagrał na cienkiej strunie, na emocjach, na zimno. Jarosław takich rzeczy nie wybacza. Nigdy nie zaakceptuje wykorzystywania jego śp. brata bliźniaka do politycznej walki – tak jeden z ważnych polityków PiS komentował w rozmowie z WP oświadczenie Banasia.
Ale Banaś do sprawy także ma stosunek osobisty. Szef NIK wprost przyznaje dziś: "trwa atak na moją rodzinę". I że atak ten ma na celu wymuszenie jego ustąpienia. Jak pisały media, "kartą przetargową" w żądaniu dymisji Banasia przez polityków miała być "kwestia spółek i fundacji syna Mariana Banasia", Jakuba. Ten – pod naciskiem PiS – wyleciał kilka dni temu z intratnej posady z państwowego banku. – To Mariana wku...o na amen – przyznaje polityk PiS znający szefa NIK. Inny dodaje obrazowo: – Marianowi służby wybiły zęby, ale chłop zakłada sztuczną szczękę i jeszcze gryzie.
Faktem jest, że Banaś przechodzi do ofensywy. Najwyższa Izba Kontroli pod jego kierownictwem planuje opublikować niebawem raporty na temat GetBacku i Krajowej Administracji Skarbowej. Oba mogą być problematyczne dla PiS. Politycy tej partii odczytują to działanie jako "zemstę" ze strony Banasia.
Marian Banaś i PiS. Kontratak i grill
Ale ten idzie jeszcze dalej: "Dziennik Gazeta Prawna" piórem Bartka Godusławskiego poinformowała w niedzielę, że Najwyższa Izba Kontroli z Banasiem na czele w najbliższym czasie ma poinformować prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstw w związku z funkcjonowaniem podległego Ministerstwu Sprawiedliwości Funduszu Sprawiedliwości. NIK ma przedstawić kilkanaście (!) zawiadomień do prokuratury złożonych w związku z jego funkcjonowaniem. Wątpliwości budzi także program "Praca dla więźniów".
Przypomnijmy: Fundusz Sprawiedliwości podlegający ludziom z resortu Zbigniewa Ziobro jest zasilany jest przez nawiązki, które w sądach zasądzane są sprawcom przestępstw. Ze zgromadzonych środków udzielane są organizacjom pozarządowym dotacje z przeznaczeniem na pomoc ofiarom przestępstw i osobom im najbliższym.
W 2017 r. zakres możliwości Funduszu został rozszerzony przez ministra sprawiedliwości. NIK już w czerwcu 2018 r. informowała, że nie zapewnia on adekwatnej i skutecznej pomocy ofiarom przestępstw. Z danych ministerstwa wynika, że policja w 2015 r. zarejestrowała 800 tys. przestępstw, natomiast z pomocy z funduszu skorzystało 24 tys. osób. Ówczesna kontrola wykazała, że wartość ta może być kilkukrotnie zawyżona.
Banaś chce o tym przypomnieć. I najwyraźniej ujawnić nowe, bolesne dla rządu sprawy. Wszystko w imię wojny z obecną władzą – z rodziną w tle (więcej pisaliśmy o tym TUTAJ).
PiS w tej wojnie jeńców nie bierze. Obóz władzy wytoczył już przeciwko Banasiowi ciężkie działa: skierowanie przez Centralne Biuro Antykorupcyjne wniosku do prokuratury w sprawie oświadczeń majątkowych szefa NIK; błyskawiczna decyzja prokuratury o wszczęciu śledztwa (być może to dlatego Banaś dziś "odgryza" się Zbigniewowi Ziobro); wszczęcie przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego kontrolnego postępowania sprawdzające wobec Banasia, a wreszcie – odebranie mu dostępu do informacji niejawnych (co powinno było zostać zrobione w czasie, gdy CBA prowadziło dochodzenie w sprawie byłego szefa skarbówki, a późniejszego ministra finansów w rządzie PiS).
Do tego dochodzi presja polityczna i medialna, o której wprost mówi m.in. ważny polityk Zjednoczonej Prawicy Adam Bielan. – Ta presja medialna, ale także olbrzymia presja z naszej strony, będzie trwała do momentu, aż Banaś nie ustąpi – przekonuje europoseł PiS. I dodaje w Radiu Plus, że szef NIK "będzie grillowany tak długo, aż nie odejdzie z funkcji".
Póki co na Banasiu presja ta wrażenia nie robi.
Marian Banaś. Teflon PiS i pancerz szefa NIK
Sprawa Banasia jest dziś największą polityczną bolączką Jarosława Kaczyńskiego. I – jak wskazują niektórzy politycy PiS – być może największym błędem personalnym w jego karierze. Za który długo może płacić cały obóz Zjednoczonej Prawicy.
Kryzys polityczny wokół szefa NIK to – jak trafnie analizuje "Rzeczpospolita" – nie kolejna historia, która zajmuje media i opozycję oraz utrudnia rządowi narzucenie własnej agendy. Ten problem uderza w podstawy całego projektu "dobrej zmiany" i grozi demobilizacją twardego elektoratu. A to ta mobilizacja właśnie – podkreślają dziennikarze – przez lata utrzymywała PiS u władzy i była elementem składowym teflonu partii rządzącej.
Polityk Zjednoczonej Prawicy: – PiS teflonowy być przestaje, a Marian dalej jest pancerny. I nawet nie zardzewiał, taranem jedzie dalej.