PolskaAdresy i telefony świadków ws. Smoleńska wyciekły z prokuratury do internetu

Adresy i telefony świadków ws. Smoleńska wyciekły z prokuratury do internetu

Z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wyciekły protokoły z zeznaniami składanymi przez pilotów Jaka-40, który lądował 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku na godzinę przed prezydenckim Tu-154M. Wystarczy poświęcić kilka minut, aby znaleźć je w internecie. Zamieszczone w sieci fotografie dokumentów zawierają dokładne dane osobowe, w tym adresy i numery telefonów pilotów. Ze składanych przez załogę zeznań wynika, m.in. że kontrolerzy lotów ze Smoleńska, chwilę po katastrofie nie byli w stanie powiedzieć, jakie dane podawali pilotom Tu-154M.

Adresy i telefony świadków ws. Smoleńska wyciekły z prokuratury do internetu
Źródło zdjęć: © WP.PL
Marcin Bartnicki

Przeczytaj też: Przeciek ws. zeznań Remigiusza M. Urządzenia na lotnisku w Smoleńsku podawały błędne dane?

Protokoły, które wyciekły do internetu zawierają zeznania składane przez pilotów Jaka-40 por. Artura W. i por. Rafała K. Zostały sporządzone na podstawie przesłuchań z 21 czerwca 2010 roku składanych w Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Na serwerze, na którym znaleźliśmy plik z fotografiami dokumentów, widnieje data 14 października 2010 roku. Drugi z opublikowanych protokołów - z przesłuchania Rafała K. urywa się w miejscu, w którym zaczyna się opis relacji z miejsca katastrofy.

Wcześniej dokumenty zostały opublikowane przez mało znany portal internetowy, który do tej pory zamieścił wiele niepotwierdzonych informacji, zwykle ukazujących w bardzo negatywnym świetle polskie tajne służby. Z ujawnionych protokołów wynika m.in., co mogło być podstawą dla komisji MAK do próby zrzucenia odpowiedzialności za katastrofę na gen. Andrzeja Błasika.

Trzeci z członków załogi Jaka-40 - technik pokładowy Remigiusz M., zginął w ubiegłą sobotę, 27 października. Składane przez niego zeznania także wyciekły z prokuratury, prawdopodobnie również z jego danymi osobowymi.

"Nieprawidłowa praca radiolatarni"

Pierwszy pilot Jaka-40 Artur W. potwierdził w zeznaniach informacje, które znalazły się również w protokole przesłuchania technika pokładowego chor. Remigiusza M., dotyczące złych wskazań jednej z radiolatarni na lotnisku Siewiernyj. "Kontynuując podejście do bliższej radiolatarni, zauważyłem, że po przełączeniu ARK (automatyczny radiokompas) na bliższą, nie mam dokładnych wskazań. Wskazówka ARK na przyrządzie NPP wychylała się o ok. 10 stopni raz w prawo raz w lewo. To świadczyło moim zdaniem o nieprawidłowej pracy radiolatarni. Podjąłem wobec tego decyzję o przełączeniu ARK na dalszą radiolatarnię i kontynuowanie podejścia, uwzględniając wskazania tejże radiolatarni" - czytamy w zeznaniach pilota.

Por. W. mówił w prokuraturze, że gdy podchodził do lądowania, na godzinę przed przylotem Tu-154M, nie widział oświetlenia lotniska. "Pomiędzy dalszą a bliższą [radiolatarnią - przyp. red.], oprócz świateł APM nie widziałem innego oświetlenia lotniska. Identyczna sytuacja była po wylądowaniu na pasie, tzn. nie widziałem oświetlenia, ani pasa, ani też dróg kołowania" - wyjaśniał. Zaznaczał również, że nie widział żadnego oświetlenia przed lądowaniem Tu-154M. "Tak jak zeznałem poprzednio, po katastrofie ja widziałem, jak były wykonywane jakieś czynności przy oświetleniu drogi startowej" - mówił w prokuraturze.

Kontroler lotu nie wiedział, co mówił

Według relacji przedstawionej w zeznaniach por. Artura W., zaraz po katastrofie załoga Jaka-40 rozmawiała z kontrolerem lotu. "Pytaliśmy się go, jakie ciśnienie podał Tu-154M/101. Zadaliśmy mu pytanie, czy było to QFE (ciśnienie na wysokości lotniska), czy QNH (uśrednione ciśnienie na poziomie morza). Nie był on w stanie nam odpowiedzieć. Był bardzo zdenerwowany" - relacjonował pierwszy pilot Jaka-40.

Obraz
© Fragment protokołu z przesłuchania Artura W. (fot. WP.PL)

Drugi pilot por. Rafał K. opowiadał m.in. o spostrzeżeniach z miejsca katastrofy, na którym znalazł się ok. 90 minut po upadku tupolewa: "Te ciała, szczątki ciał, które widziałem, były nagie, tzn. pozbawione ubrań. Nikt z ekip ratunkowych nie przykrywał tych ciał. Moją uwagę przykuło to, że te ciała były nagie." W podobnym tonie wypowiadał się w prokuraturze również technik pokładowy Jaka-40 Remigiusz M. Zwracał uwagę, że nikt nie zajmował się ciałami, zbierano za to fragmenty wraku i znoszono je w kilka ustalonych miejsc.

Generał za sterami

Z zeznań drugiego pilota Jaka-40, por. Rafała K. wynika, że prokuratorzy pytali m.in. czy gen. Andrzej Błasik lub inny z pasażerów wywierał naciski na pilotów podczas wcześniejszych lotów i czy gen. Błasikowi zdarzało się siadać za sterami. "Były takie sytuacje z gen. Błasikiem, że wyżej wymieniony przychodził do kabiny i mówił do mnie: 'panie poruczniku, pan siedzi na moim miejscu, ja będę leciał'. Ja takich sytuacji miałem około trzech. Nie jestem w stanie powiedzieć, co robił gen. Błasik po tym, jak ja opuściłem fotel II pilota. Ja w tym czasie siedziałem w przedziale pasażerskim. Gen. Błasik kazał mi opuścić fotel II pilota jeszcze przed startem. I siedział na moim miejscu do momentu lądowania. Takie zdarzenia miały miejsce w 2008 i 2009 roku. Były to loty do Dęblina i Malborka. W przypadku lotu do Malborka gen. Błasik był ujęty w rozkazie. We wcześniejszych lotach nie pamiętam jak to było" - zeznawał por. Rafał K.

Wyjaśniał, że inne załogi również doświadczyły podobnego zachowania gen. Błasika. Generał miał zamieniać się z drugim pilotem przed startem i wykonywać od początku do końca cały lot. "Czasami było tak, że II pilot wykonywał przed startem swoje obowiązki, a następnie zostawał na ziemi." - mówił świadek. Por. Rafał K. zaznaczał jednak, że nigdy nie odnosiło się to do załóg Tu-154M. Pilot twierdził także, że nigdy nie spotkał się z naciskiem na załogę, aby wystartować lub wylądować.

Prokurator pytał też pilota o mjr. Roberta Grzywnę - drugiego pilota prezydenckiego tupolewa i jego skłonność do podejmowania ryzyka. "Oceniam go jako dobrego pilota, doświadczonego opanowanego. Nie miał skłonności do podejmowania ryzykownych działań. Wręcz przeciwnie, zawsze mówił mi, abym 'myślał do przodu'" - odpowiedział por. Rafał K.

W protokole zeznań por. K. czytamy również, że nie przekazywał do Warszawy informacji o pogodzie. Nie potrafił jednak z całą pewnością stwierdzić, czy takich danych nie przekazali inni członkowie załogi.

Po samobójstwie technika pokładowego Jaka-40 Remigiusza M. szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Jacek Cichocki, mówił w rozmowie z TVN24, że prokuratura może objąć pozostałych członków załogi ochroną. Płk Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej odpowiedział w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", że prokuratura "nie posiada wiedzy na temat zagrożeń dotyczących świadków w śledztwie", dlatego piloci nie dostaną ochrony.

Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1529)