PolitykaAdam Eberhardt: Za Łukaszenką stoi Putin. Tylko czeka, kiedy wkroczyć do gry

Adam Eberhardt: Za Łukaszenką stoi Putin. Tylko czeka, kiedy wkroczyć do gry

- Łukaszenka do tej pory zyskał niewiele na kryzysie na granicy. Polska efektywnie jej pilnuje, dlatego Białoruś będzie eskalować konflikt przy zielonym świetle z Rosji. Myślę, że poleje się krew, możemy się spodziewać liczniejszych i groźniejszych incydentów zbrojnych na granicy. Niestety - przestrzega w rozmowie z WP Adam Eberhardt, dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich.

Kuźnica, 08.11.2021. Na kadrze z filmu udostępnionego przez Straż Graniczną polskie służby oraz kilkusetosobowa grupa migrantów przy granicy polsko-białoruskiej w okolicy przejścia granicznego w Kuźnicy, 8 bm
Kuźnica, 08.11.2021. Na kadrze z filmu udostępnionego przez Straż Graniczną polskie służby oraz kilkusetosobowa grupa migrantów przy granicy polsko-białoruskiej w okolicy przejścia granicznego w Kuźnicy, 8 bm
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Straż Graniczna
Marcin Makowski

Marcin Makowski: W ostatnich dniach obserwujemy radykalizację zachowań białoruskich służb i wojska oraz celowe podnoszenie napięcia na granicy z Polską. Tysiące imigrantów zostało zlokalizowanych w okolicy przejścia granicznego w Kuźnicy. W co gra dzisiaj długodystansowo Alaksandr Łukaszenka? Jaki jest jego cel?

Adam Eberhardt, dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich: Myślę, że Łukaszenka chce sprowokować konflikt, a w ten sposób wymusić ze strony Unii kompromis, złagodzenie sankcji i zaakceptowanie jego rządów. W najbliższych tygodniach możemy się spodziewać dalszego zwiększania presji migracyjnej na czele z forsowaniem granicy przez coraz większe i zorganizowane siły. Wraz z pogarszaniem się pogody do gry wejdzie również czynnik humanitarny, ludzie mogą zamarzać. To jest na rękę reżimowi z Mińska. 

"Reżim Aleksandra Łukaszenki może doprowadzić do sytuacji, w której zostanie użyta broń palna, by stworzyć konflikt wojskowy na granicy. Będzie trudno ustalić, kto pierwszy strzelał, posypią się wzajemne oskarżenia. Celem będzie zweryfikowanie skuteczności artykułu 5 NATO i testowanie reakcji pozostałych krajów sojuszu" – mówi "Rzeczpospolitej" Paweł Łatuszka, były minister kultury Białorusi i wieloletni dyplomata. Gdy mówi pan "konflikt", myśli pan o ostrej amunicji?

Wiem na pewno, że hybrydowy potencjał operacji Białorusi nie wyczerpał się na dotychczasowych działaniach. Łukaszenka zyskał mimo wszystko niewiele, Polska efektywnie pilnuje granicy, dlatego Białoruś będzie eskalować konflikt przy zielonym świetle z Rosji. Myślę, że poleje się krew, możemy się spodziewać liczniejszych i groźniejszych incydentów zbrojnych na granicy. Niestety.

Wspomniał pan o Rosji, stawiając równocześnie następującą tezę w mediach społecznościowych: "Jeszcze kilka tygodni kryzysu migracyjnego, a otwarcie do gry wejdzie Putin, zakulisowo zadaniujący dotąd Łukaszenkę. Zakończy się rosyjskimi pogranicznikami na granicy Białorusi z UE". Co wtedy?

W tej chwili Moskwa otwarcie solidaryzuje się z Mińskiem, a operacja białoruskiego KGB wymierzona w nasz kraj ma bezpośrednie wsparcie rosyjskich służb. Dotyczy to również coraz agresywniejszej narracji płynącej ze Wschodu odnośnie Unii i Warszawy, prowokacji, podkręcania napięcia wewnętrznego. Rosja na tym korzysta, bo reżim białoruski wykorzystywany jest od lat przez Moskwę do robienia rzeczy, które jej nie zawsze robić wypada. Putin będzie się starał dystansować wobec sytuacji na granicy aż do chwili, gdy za kilka tygodni albo miesięcy odezwą się telefony z państw zachodnich z prośbą o interwencję. "Uporządkowanie sytuacji" i wypracowanie rozwiązania kompromisowego. 

Unia jest gotowa dogadać się z Rosją?

To jeszcze nie ten moment, bo skala kryzysu jest znacznie mniejsza niż w 2015 roku, ale wszyscy pamiętają w Berlinie czy Paryżu, czym to się wtedy skończyło. Jeśli moja teza o zwiększaniu się presji jest prawdziwa, z czasem pojawi się również presja na Unię, aby zaczęła rozmawiać, omijając Łukaszenkę.

W ubiegłym tygodniu spotkała się Rada Najwyższa Państwa Związkowego Białorusi i Rosji. Podjęła decyzje zmierzające do jeszcze większej integracji obydwu państw. Społecznej, gospodarczej, militarnej. Czy to coś na wzór symbolicznego odrodzenia Związku Radzieckiego?

Myślę, że to nie jest ten moment. Relacje rosyjsko-białoruskie wbrew pozorom są bardzo skomplikowane. Choć Łukaszenka jest wykonawcą wielu planów płynących z Kremla i jest mu przydatny, zarazem zdaje sobie sprawę, że nadmierne podporządkowanie Rosji niczym dobrym dla jego kraju się nie zakończy. Pytanie: czy ma dzisiaj inne wyjście? Można kluczyć, zwlekać z wdrażaniem rozwiązań bilateralnych, ale nie da się tego procesu zatrzymać choćby ze względu na coraz trudniejszą sytuację gospodarczą. 

Coraz wyraźniej mówi się również o objęciu Białorusi ochroną zbrojną Rosji, rozłożeniu "parasola atomowego", przez co każdy atak na jej terytorium może się skończyć jądrową odpowiedzią arsenału rosyjskiego. Czy to realne zagrożenie?

W wymiarze wojskowym właściwie od dekad Białoruś podporządkowana jest Federacji Rosyjskiej. To, co się wydarzyło na początku listopada, czyli zatwierdzenie nowej doktryny wojskowej państwa związkowego, zwiększa koordynację w polityce obronnej, również atomowej. Ale to nie jest nowość. Obiekty wojskowe, wspólne manewry - to już jest codzienność relacji obydwu państw. Brakuje jedynie rosyjskich pograniczników i zgrupowań wojskowych, co - jak już wspominałem - może się wydarzyć. 

Za nimi przetransportowana zostanie broń jądrowa?

Może być przetransportowana, ale to ma charakter bardziej symboliczno-polityczny niż faktyczny. Ta broń i tak znajduje się w Obwodzie Kaliningradzkim i ma skuteczny zasięg rażenia w naszej części Europy wystrzelona z terytorium Rosji. Jeśli Putin uzna, że taka manifestacja się opłaca, to zrobi to. Długodystansowo chodzi o takie rozhuśtanie łodzi, aby odegrać rolę mediatora, występując z "bratnią pomocą", pogłębiając wasalizację Białorusi z przychylnością niektórych państw Europy Zachodniej. 

Czy pana zdaniem NATO i partnerzy z Unii Europejskiej stają na wysokości zadania w kontekście sytuacji na naszej granicy? A może po prostu Polska nie chce prosić o wsparcie?

Ostatnie deklaracje przewodniczącej Komisji Europejskiej oraz wypowiedzi polityków niemieckich wskazują, że wsparcie dla Polski jest jednoznaczne i bardzo wyraźne. Skończyły się czasy polityki otwartych drzwi i otwierania granic Unii Europejskiej. Należy się jednak spodziewać, że gdy sytuacja będzie się komplikować, a pogoda zbierać swoje żniwo, ta presja humanitarna będzie narastać. Dlatego tak ważne jest połączenie skuteczności obrony wschodniej granicy UE z np. próbą dostarczania żywności koczującym imigrantom. W tej sposób unikniemy scenariusza, na który czeka Łukaszenka.

Rozmawiał Marcin Makowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Alaksandr Łukaszenkabiałoruśgranica
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1083)