5. rocznica katastrofy smoleńskiej
Nie odpisał na sms-a
None
Zuzanna Kurtyka najpierw usłyszała, że pali się samolot, którym do Smoleńska poleciał jej mąż. - Jechałam na konferencję naukową do Mszany Dolnej. Zdążyłam przejechać parę kilometrów, gdy zadzwoniła moja mama. Wróciłam do domu, włączyłam telewizor, poraziło mnie - wszyscy zginęli - opowiada WP żona ówczesnego prezesa IPN Janusza Kurtyki.
Zuzanna Kurtyka wspomina, że głośno włączony telewizor obudził jej syna. - Gdy zobaczył, co się dzieje, zapytał, czy tata zginął. Drugi syn był na praktykach. Już wcześniej od swojej dziewczyny słyszał, że stało się coś złego. Nie przypuszczał jednak, że pogłoski są prawdziwe - mówi wdowa po Januszu Kurtyce. I dodaje, że całą sobotę wraz z bliskimi jak zahipnotyzowani wpatrywali się w telewizor.
Wdowa po Januszu Kurtyce 10 kwietnia ok. godz. 9:00 wysłała do męża sms-a. Jeszcze zanim dowiedziała się o katastrofie. - Napisałam, by dał znać, jak wyląduje, bo zawsze denerwowałam się, gdy gdzieś leciał. Po trzech dniach dostałam od operatora komórkowego komunikat, że mój sms nie został doręczony. To był szok. Jeszcze kilka razy wykręcałam jego numer, mając nadzieję, że odbierze... - przyznaje Zuzanna Kurtyka.