Baszar al-Asad
Protesty Arabskiej Wiosny, jakie rozpoczęły się na przełomie 2010 i 2011 r., nie ominęły też Syrii. Podczas gdy w Tunezji i Egipcie masowe demonstracje zmiotły ze stołków tamtejszych przywódców, w Syrii policja krwawo stłumiła wystąpienia. Efekt był jednak odwrotny, niż planowano. Zamiast spokoju przez zastraszenie (jak po masakrze w Hamie), wybuchła zbrojna rewolta.
Krwawy konflikt kosztował do tej pory życie przeszło 126 tys. ludzi. Organizacje broniące praw człowieka oskarżają obie jego strony, i rebeliantów, i rządowe siły, o zbrodnie wojenne. Podczas walk doszło do użycia broni chemicznej, która zabiła m.in. setki dzieci. Asadowi udało się jednak "wymanewrować" z groźby międzynarodowej zagranicznej interwencji w Syrii. Nadal mówi twardo: nie ustąpię przed terrorystami, jak nazywa powstańców. Część rebeliantów spod znaku radykalnego islamu też nie zamierza siadać z prezydentem do stołu rozmów. To kiepsko wróży zapowiadanej na styczeń konferencji pokojowej.
Na zdjęciu: mężczyzna pomaga rannemu podczas nalotów w jednej z dzielnic Aleppo, 17 grudnia.