Świat"48 godzin do inwazji". Wyjeżdżać czy nie wyjeżdżać – trudne wybory mieszkańców Kijowa - korespondencja WP z Ukrainy

"48 godzin do inwazji". Wyjeżdżać czy nie wyjeżdżać – trudne wybory mieszkańców Kijowa - korespondencja WP z Ukrainy

Według źródeł Newsweeka i CNN, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski został w środę ostrzeżony przez Waszyngton, że Rosja przygotowuje się do przeprowadzenia inwazji na pełną skalę w ciągu 48 godzin. Amerykański wywiad podtrzymuje, że atak może sięgnąć Kijowa. Niektórzy mieszkańcy ukraińskiej stolicy w rozmowie z dziennikarzem Wirtualnej Polski przyznają, że stają przed trudnym wyborem: wyprowadzić się czy zostać. Inni masowo przygotowują się do ewentualnej obrony miasta. Od północy w Ukrainie ma zacząć obowiązywać stan wyjątkowy.

Niektórzy Ukraińcy chcą opuścić kraj
Niektórzy Ukraińcy chcą opuścić kraj
Źródło zdjęć: © East News | Albin Marciniak
Patryk Michalski

23.02.2022 21:41

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Korespondencja Patryka Michalskiego, wysłannika Wirtualnej Polski do Kijowa.

Część ukraińskich firm w Kijowie, które mają również swoje siedziby na zachodzie kraju, proponuje swoim pracownikom możliwość przeprowadzenia się. To reakcja na zagrożenie rosyjską inwazją. Podobne propozycje pojawiają się w międzynarodowych firmach. – Dostaliśmy informację, że nasze biuro w każdej chwili może zostać przeniesione do Dubaju – mówi w rozmowie z WP Igor, trzydziestoletni pracownik firmy informatycznej.

Podobną wiadomość dostała Wiktoria, 50-letnia analityczka finansowa, wieloletnia pracowniczka jednego z największych banków w Ukrainie. – Usłyszałam, że ja i mój syn możemy przeprowadzić się do Wrocławia, gdzie firma ma swoje biuro. Uwielbiam to miasto, mieszka tam czworo moich przyjaciół, więc nawet nie musiałabym wynajmować mieszkania, ale to tutaj jest mój dom – mówi.

Wiktoria podkreśla, że choć nie chce wyjeżdżać, to poważnie się nad tym zastanawia. – Całe życie ciężko pracuję, mam daczę pod Kijowem i właśnie umówiłam się na pomiar okien, bo chcę je wymienić. Miałam zamiar przeprowadzić tam remont i zamieszkać późną wiosną i latem. To piękna okolica, daleko od miasta. Na razie nie odwołałam pomiarów, ale nie wiem, czy to się uda – tłumaczy.

Kobieta podkreśla, że "choć jest gotowa wyjść na ulicę i walczyć", to nie chce, by jej dwudziestoletni syn został wcielony do wojska. – On jest taki młody. Chociaż mówi mi, że pójdzie walczyć, to ja chcę dla niego lepszego życia. Dlaczego ma iść na wojnę przez opętanie Putina? Po rozwodzie mam tylko jego, dlatego jestem gotowa wyjechać do Wrocławia w każdej chwili.

"Nikt nie jest w stanie powiedzieć, że inwazji nie będzie"

Wika – jak sama o sobie mówi – obawia się, że po ostatnich wystąpieniach Putina nikt nie jest w stanie powiedzieć, że inwazja na wielką skalę nie nadejdzie. – Mój wujek, który w czasie katastrofy w Czarnobylu pracował w KGB, mówi, że on zostaje. Jest zamożnym człowiekiem i nas uspokaja. Jest przekonany, że nawet jeśli inwazja się zacznie, Putin zatrzyma się na Donbasie i może próbować zagarnąć Charków.

Kobieta nie czuje się jednak uspokojona. - Żyję z umiejętności analizowania i przewidywania zagrożeń w finansach. Gdybym stosowała podobne narzędzia do analizowania obecnej sytuacji, to wnioskuję, że nie można wykluczyć inwazji, również na Kijów. Podobnie uważa mój kolega analityk, którego bardzo cenię. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, jak będzie, ale zagrożenie trzeba brać poważnie pod uwagę – mówi.

Yulia, trzydziestoletnia nauczycielka w Kijowie, zdecydowała się wyjechać już w ubiegłym tygodniu. – Przerażało mnie to, co słyszę. Nie czułam się bezpiecznie. Nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. Kobieta razem z rocznym synem wyjechała do rodziców, którzy mieszkają w niewielkim mieście w obwodzie iwanofrankiwskim. Mówi, że ma nadzieję, że będzie mogła wrócić do mieszkania w Kijowie, które kupiła kilka lat temu.

Jeszcze nie powszechna mobilizacja

Nie wszyscy jednak zastanawiają się nad wyjazdem. Oleksandr, bohater reportażu Wirtualnej Polski "Tata szykuje się na wojnę", podkreślał, że w przypadku rozpoczęcia inwazji, chwyci za broń i będzie bronił swojego kraju. Podobnie jak dziesiątki tysięcy członków Wojsk Obrony Terytorialnej, która od początku roku stała się odrębnym rodzajem ukraińskich sił zbrojnych. Rezerwiści co najmniej raz w tygodniu doskonalą swoje umiejętności wojskowe pod okiem profesjonalistów.

Podobne ćwiczenia odbywają się w całej Ukrainie. Dziennikarze Wirtualnej Polski na początku lutego obserwowali również przygotowania rezerwistów w Charkowie, który według najnowszych doniesień amerykańskiego wywiadu może być jednym z pierwszych miejsc rosyjskiego ataku. "Potwierdzam doniesienia Newsweeka, że Stany Zjednoczone wydały nowe ostrzeżenie dla ukraińskiego rządu, że najnowsze dane wywiadowcze wskazują na rychły atak na pełną skalę. Ostrzeżenie mówi, że szczególnie zagrożone jest północno-wschodnie miasto Charków" – napisała Katie Bo Lillis, dziennikarka CNN.

Zgodnie z decyzją prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, w Ukrainie rozpoczął się pobór rezerwistów w wieku 18-60 lat. Nie jest to jeszcze powszechna mobilizacja, bo pobór dotyczy przede wszystkim wojskowych na kontraktach, którzy odeszli ze służby, a także weteranów wojny w Donbasie. "To zarówno oficerowie, szeregowi i sierżanci. Maksymalny termin służby to jeden rok" – napisano w komunikacie.

W związku z napiętą sytuacją Ukraina wprowadzi stan wyjątkowy. Taka decyzja została rekomendowana przez Radę Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Według zapewnień ukraińskich służb, nowe restrykcje nie wpłyną znacząco na życie Ukraińców. Możliwe będzie wprowadzenie m.in. godziny policyjnej na określonych obszarach i częstsze kontrole dokumentów. Zakazane mogą zostać również zgromadzenia publiczne. Stan wyjątkowy ma obowiązywać od północy.