Świat bez broni nuklearnej? Ameryka nie daje rady
Na początku swej prezydentury Barack Obama nakreślił ambitną ideę świata bez broni nuklearnej. Za tę inicjatywę został nagrodzony pokojowym Noblem. Jednak o ile pierwszy element realizacji tego planu, czyli redukcja istniejących już arsenałów, został choć w części zrealizowany poprzez zawarcie nowego traktatu z Rosją, o tyle zobowiązanie do zabezpieczenia i kontroli wszystkich materiałów rozszczepialnych mogących służyć budowie broni jądrowej, staje się czczą mrzonką.
Jak wskazuje magazyn "Foreign Policy" powołując się na oficjalne dane Government Accountability Office, instytucję kontrolną Kongresu USA, Waszyngton nie może doliczyć się ponad 2,5 ton materiałów rozszczepialnych, które w przeszłości zostały przekazane niektórym państwom w ramach pomocy przy ich cywilnych programach nuklearnych. A teoretycznie mogą one zostać wykorzystane do budowy bomby atomowej. Ponadto Stany Zjednoczone w ostatnich latach znacznie zredukowały środki na finansowanie programu zabezpieczania i neutralizacji instalacji nuklearnych na terenie byłego Związku Radzieckiego, co na pewno nie służy globalnemu bezpieczeństwu.
W ciągu ostatnich 15 lat zanotowano ponad 500 prób przemytu substancji radioaktywnych, przypuszczalnie o wiele więcej pozostaje nie wykrytych. Tymczasem jak pisze "Foreign Policy", w amerykańskim Kongresie uchwalenia wciąż nie może doczekać się ustawa, która zaostrza kary za tego typu przestępstwa. Podobnie jest w przypadku ratyfikacji traktatu zabraniającego testów jądrowych, podpisanego jeszcze przez Billa Clintona. Ameryka miała wskazywać drogę ku świetlanej przyszłości bez broni nuklearnej, a okazuje się, że sama ma niemałe grzechy na sumieniu.