Większość spraw zakończyła się wyrokami
Po katastrofie do sądów w Katowicach i Chorzowie wpłynęło ok. stu jednostkowych spraw o odszkodowania. Większość zakończyła się wyrokami - sądy zwykle przychylały się do roszczeń, choć zasądzały odszkodowania, zadośćuczynienia i renty w niższej kwocie niż domagali się poszkodowani - od kilku do kilkuset tysięcy złotych.
Pod pozwem podpisała się także Jadwiga Kawa z położonego niedaleko Zielonej Góry Jasienia. Jest rozgoryczona i także uważa, że państwo nie zadbało o poszkodowanych. Po śmierci męża, przekonywana przez przedstawicieli MTK, zgodziła się na zawarcie ugody. Miała otrzymać 50 tys. złotych, ale w 2010 roku spółka przestała płacić i dostała tylko 24 tysiące złotych. Uważa, że państwo powinno wypłacić pieniądze poszkodowanym, a później ewentualnie ściągać należność od bezpośrednio odpowiedzialnych za tragedię. Pisała w tej sprawie do przedstawicieli rządu i prezydenta. Bezskutecznie.
Także pani Jadwiga podkreśla, że bolesne wspomnienia ciągle do niej wracają, zwłaszcza przy okazji kolejnych rocznic katastrofy. - Każdy styczeń to po prostu tragedia. Nie można tego zapomnieć - podkreśla. - Taki śnieg padał. Mówiłam mężowi: "Nie jedź, po co? Już tyle razy byłeś na różnych wystawach". Ale jak ciągnie, to co zrobić? Pojechali. Byłam w tym czasie w domu, dziwnie niespokojna. Po powrocie z kościoła oglądałam telewizję, mówili o tragedii - wspomina.
- Ciągle dzwoniliśmy, gdzie tylko się dało, mieliśmy nadzieję, że mąż żyje. Dowiedzieliśmy się drugiego dnia, że jednak nie. Jak przywieźli zwłoki, była tam kartka z informacją, że doszli do niego po pierwszej w nocy, wtedy już nie żył - mówi pani Jadwiga.