Na dachu hali zalegała gruba warstwa śniegu i lodu
Choć już w czasie akcji ratowniczej wiele osób zwracało uwagę, że na dachu hali zalegała gruba warstwa śniegu i lodu, kierownictwo MTK na zwołanej po katastrofie konferencji prasowej zapewniło, że dach był odśnieżany.
Jak mówi dowodzący akcją ratowniczą ówczesny komendant wojewódzki Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach Janusz Skulich, strażakom początkowo trudno było uwierzyć w rozmiary katastrofy. - Kiedy zadzwonił do mnie dyżurny, mówił, że zawaliła się hala, ale sam w to nie wierzył i mówił, że pod spodem jest wiele osób. Mówił to takim tonem, z pytajnikiem na końcu - wspomina nadbrygadier Skulich.
Szybko okazało się, że rzeczywiście doszło do wielkiej tragedii. Na miejscu spod zawalonego dachu słychać było nawoływania uwięzionych. Ratownicy zakładali, że pomocy będzie potrzebowało ok. 150 osób. Przez pierwszych pięć godzin narastała liczba informacji o osobach, których nie da się już uratować.