Porwanie następnej dziewczyny
"'Wczoraj, 21 kwietnia zgłoszono zaginięcie szesnastoletniej Amandy Berry' - kiedy usłyszałam te słowa w wiadomościach, wstałam i nachyliłam się, żeby trochę pogłośnić telewizor. 'Dziewczynę widziano po raz ostatni, kiedy wychodziła z restauracji Burger King przy skrzyżowaniu Lorain Avenue i 110. Zachodniej w Cleveland, gdzie pracowała'.
To niedaleko stąd - pomyślałam. Na ekranie pojawiło się zdjęcie blondynki. Rozpoznałam ją! Zdałam sobie sprawę, że w szkole chodziłam z nią na plastykę. Była ode mnie dużo młodsza, ale ze względu na moje zaległości niektóre lekcje miałyśmy razem. Natychmiast naszło mnie straszne przeczucie, że to on porwał Amandę. Często powtarzał: 'Wypuszczę cię, jak tylko zdobędę dwie nowe dziewczyny'.
Kilka dni po obejrzeniu tamtych wiadomości zaczęłam nasłuchiwać, czy w domu nie ma jakichś nowych odgłosów. Niczego nie usłyszałam, więc pomyślałam, że musiałam się pomylić. Trzy lub cztery tygodnie później coś się jednak wydarzyło. On zaczął częściej niż zwykle włączać muzykę na cały regulator. Wydawało mi się, że dźwięk nie dochodzi z jego pokoju, tylko z piwnicy.
Pewnego popołudnia przyszedł do mojego pokoju i usiadł na materacu. - Chcę cię przedstawić komuś, kogo przyprowadziłem do domu - oświadczył. Przez chwilę milczałam, wściekła, że porwał następną dziewczynę.
Następnego dnia zdjął mi łańcuchy i znów zniknął bez słowa. Po chwili wrócił z Amandą. Rozpoznałam ją z lekcji plastyki i z telewizji. Na jej widok natychmiast przykryłam gołe ciało jakimś skrawkiem materiału" - wspomina Michelle.
Na zdjęciu: Ariel Castro.