Taki światowiec, a rządzą nim tanie emocje?
Radosław Sikorski, podczas spotkania z politykami PO w Bydgoszczy, ostro skrytykował prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Aż 69% Internautów Wirtualnej Polski ocenia jego wystąpienie negatywnie. – Pretendenta do najbardziej prestiżowego w państwie organu poniosły emocje. Kiedy osoba pełniąca urząd ministra spraw zagranicznych, oksfordczyk i światowiec, mówi o ludziach małych i wałęsaniu się po górach Kaukazu, to jest to wyraźny dysonans poznawczy. To nie jest język na poziomie pretendenta do prezydentury, dyplomaty – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Jacek Zaleśny, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
02.03.2010 | aktual.: 09.03.2010 13:58
Prawybory w PO rozpoczęte. Pierwsze spotkanie Radosława Sikorskiego odbyło się w bydgoskiej Operze Nova. Szef MSZ zapowiedział, że „w miejsce nadęcia, tuzinów ochroniarzy, doradców od wszystkiego, obiecuje republikańską skromność”. Skrytykował uwikłanie Lecha Kaczyńskiego w bieżącą politykę, nazywając go "rzecznikiem brata, szefa opozycji". - Prezydent powinien zachować trzeźwość oceny, a nie zgrywać zucha, wałęsając się gdzieś po górach Kaukazu - powiedział Radosław Sikorski, dodając, że „prezydent wolnej Polski może być niski, ale nie powinien być mały”. Wyraził deklarację, że zamierza jednoczyć Polaków wokół projektów naprawy państwa.
Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski spotkał się z politykami PO w Białymstoku. Zapowiedział, że jeśli będzie kandydatem PO na prezydenta, chciałby, żeby kampania wyborcza była fair, bez stosowania „haków i uderzeń poniżej pasa”. Źle bowiem czuje się w nieczystej grze wyborczej, gdzie nie obowiązują żadne „reguły walki”.
O tym, kto będzie kandydatem PO w wyborach prezydenckich, zdecydują wszyscy członkowie partii. Do 18 marca mogą oni przesyłać swe głosy pocztą, a od 19 do 25 marca głosować poprzez internet.
WP: Anna Kalocińska: Jak Pan ocenia pierwsze wystąpienia obu kandydatów?
Dr Jacek Zaleśny: – Pokazali nie tylko odmienny stosunek względem rywalizacji z Lechem Kaczyńskim, ale również, że – choć przynależą do tej samej partii - to różnią się między sobą. Inny jest Bronisław Komorowski, a inny Radosław Sikorski. Podkreślili, że cenią się wzajemnie jako kontrkandydaci, ale i widzą u przeciwnika pewne braki, których nie omieszkają punktować.
Radosław Sikorski silnie akcentuje swoje funkcjonowanie w środowisku międzynarodowym i dobrą znajomość języków obcych. Postawa taka jest niewątpliwie wyraźnym przytykiem w stronę Bronisława Komorowskiego. Ten z kolei pokazuje, że jest politykiem doświadczonym, stabilnym, przewidywalnym; takim, jakim powinien być polski prezydent, czyli mężem stanu stroniącym od bieżących sporów i emocji. A takim, co między wierszami zaznacza Marszałek Sejmu, nie jest Sikorski. Oczywiście, wzajemne braki muszą być pokazywane mniej lub bardziej, ale jednak subtelnie. Prawdziwym kontrkandydatem obu polityków jest bowiem Lech Kaczyński.
Ważne więc, żeby kampania toczona w obrębie PO nie była zbyt agresywna i stanowcza. W przeciwnym razie może wymknąć się spod kontroli i z jednej strony wzmocnić podziały zachodzące w Platformie, z drugiej zaś strony – pokazać, że cechy wiązane z urzędującym prezydentem są właściwe także kandydatowi Platformy, co z kolei wzmacniałoby szanse Lecha Kaczyńskiego na reelekcję.
WP: Ponad połowa, bo 69% Internautów Wirtualnej Polski źle oceniło pierwsze wystąpienie Radosława Sikorskiego. Jak na stosowanej przez niego taktyce atakowania obecnie urzędującego prezydenta Lecha Kaczyńskiego może zyskać Bronisław Komorowski?
– Podczas wystąpienia w Bydgoszczy szef MSZ Radosław Sikorski pokazał najmniej pożądane cechy, jakich oczekujemy od głowy państwa. To, na przykład, że nie do końca jest doświadczonym kandydatem, stabilnym i przewidywalnym w zachowaniu. A pamiętajmy, że z prezydentem związane są określone oczekiwania społeczne. Choćby takie, że będzie arbitrem w systemie politycznym, tym, który w ramach bieżących konfliktów – poprzez autorytet instytucji i osobisty – jest w stanie służyć wypracowywaniu porozumień. Trudna zaś oczekiwać, że tego typu funkcję właściwie może wykonywać osoba o podwyższonym poziomie ekspresji emocji.
Od prezydenta oczekujemy, że w sposób godny i przewidywalny będzie reprezentował Polskę na arenie międzynarodowej, że nie będzie się zbytnio angażował w bieżące sprawy krajowe, a w sprawach międzynarodowych będzie godnym partnerem. Kiedy zaś kandydat na prezydenta, oksfordczyk i światowiec, mówi o wałęsaniu się po górach Kaukazu czy ludziach małych, to nie jest to język i dyskurs, którego oczekujemy nie tylko od potencjalnego przyszłego prezydenta, ale również od osoby, która piastuje wysoki urząd publiczny.
WP: Emocjonalna reakcja szefa MSZ mogła być odwetem za domniemane „haki”?
– Gdyby tak było, że na jedne emocje próbuje się nakładać kolejne emocje, to nie jest poziom rywalizacji o urząd głowy państwa. Trudno powiedzieć, co było bezpośrednią przyczyną jego zachowania. Natomiast faktem jest, że doskonale się ono wpisuje w dotychczasowe relacje Radosława Sikorskiego względem Lecha Kaczyńskiego. Pamiętajmy jednak, że sprawa z „hakami” jest bardzo niejednoznaczna. Chodzi bowiem o informacje pochodzące sprzed kilku lat. Wówczas omawiane z premierem nie zostały przez niego uznane za istotne, a przynajmniej na tyle ważne, aby uniemożliwiły powołanie Radosława Sikorskiego na urząd ministra spraw zagranicznych.
Zarówno Jarosław, jak i Lech Kaczyński, również mówią o całej sprawie w sposób bardzo enigmatyczny, z powołaniem się na związanie tajemnicą państwową. Co istotne, ze sprawą nie wystąpili do prokuratury. Wiele wskazuje więc na to, że było to zachowanie ich zdaniem niepożądane, ale takie, które nie wypełnia znamion czynu prawnie zabronionego. Gdyby był to bowiem czyn przestępczy, prawnie zabroniony, to prezydent – chociażby jako stojący na straży przestrzegania konstytucji - musiałby wystąpić do prokuratury, a nic takiego nie miało miejsca. WP: Władysław Stasiak, szef kancelarii prezydenta, uważa, że wystąpienie Radosława Sikorskiego wskazuje raczej na to, że ma on obsesję na punkcie Lecha Kaczyńskiego, którym to emocjom nie powinien ulegać. Zgadza się Pan z taką interpretacją?
– Radosławem Sikorskim niewątpliwie targają emocje. W jego wystąpieniu było wiele tanich emocji, do których chętnie i często powracał. Na przykład wątek o małości prezydenta. Odwoływanie się, nawet zawoalowane, do fizjonomii konkurenta, nie spełnia standardu debaty publicznej. Wymowna jest przy tym reakcja audytorium. Sama prezydentura Lecha Kaczyńskiego w wielu jej wymiarach powinna skłaniać do krytycznej, systematycznej refleksji i trudno byłoby ją bronić. Wyborcy oczekują tak innych emocji, jak również pokazania, dlaczego prezydentura w dzisiejszym kształcie jej wykonywania nie ma racji bytu.
Oczekujemy, że przyszły prezydent RP będzie cechował się powagą, opanowaniem, umiejętnością konsekwentnego i strategicznego myślenia. Wybory czy prawybory to nie jest występ kabaretu w trakcie turnusu wakacyjnego. Kandydat na urząd prezydenta powinien pokazać, że jest gotowy do piastowania funkcji, że jest tym, który godnie będzie reprezentował i w stosunkach wewnętrznych i w stosunkach zewnętrznych, majestat Rzeczypospolitej Polskiej. Emocje zaś, jakie wywołuje Radosław Sikorski, stoją w kolizji z powyższymi wyzwaniami.
WP: Sikorski podczas swojego wystąpienia mówił m.in. o tym, że prezydentura nie musi wyglądać tak jak teraz. W miejsce nadęcia, tuzinów ochroniarzy, doradców od wszystkiego, postuluje republikańską skromność. W wywiadzie dla „Rz” poseł PiS Tomasz Górski ironizuje, że „Skromność Sikorskiego poznaliśmy już w kierowanym przez niego MSZ, gdzie „lekką ręką wydał już pół miliona złotych z kieszeni podatnika na toaletę i umywalki”. Gazeta przypomina, jak w październiku Sikorski zarządził remont dwóch resortowych łazienek (łącznie 29 mkw.), którego koszt wynosił ok. 17 tys. za mkw. To początek czczych obietnic Sikorskiego?
– Oczywiście można to i tak odebrać. Kiedy jeden z przeciwników zarzuca drugiemu rozrzutność, to trzeba zapytać, czy w tym zakresie sam jest powściągliwy i oszczędny, a wiadomo, że ten wymiar jego ministerialnej aktywności nie raz wywoływał kontrowersje. Tym bardziej, że urząd prezydenta – podobnie jak działalność ministra spraw zagranicznych - w znacznej mierze nastawiony jest na realizowanie kontaktów z innymi państwami, pokazuje innym krajom jaka jest Polska i jak funkcjonuje. W tych wymiarach działania organów władzy państwowej nie da się uniknąć wydatków.
Jeśli chodzi o kwestię ochrony, to przysługuje ona prezydentowi z mocy prawa. To nie jest kwestia „chcę czy nie chcę”, ale prawnego obowiązku, któremu prezydent z mocy prawa podlega. Ma to znaczenie strategiczne, gdyż chodzi o bezpieczeństwo głowy państwa. Państwo musi zapewnić, że jego osoba pod jakimkolwiek względem nie będzie podlegała ryzyku napaści fizycznej czy ryzyku aktu terrorystycznego. Tak jest w państwach europejskich, że nie wspomnę o Stanach Zjednoczonych. Wobec tego pytania, wątpliwości dotyczące rozmiarów ochrony mają niewłaściwego adresata.
WP: Bronisław Komorowski w tym pierwszym wystąpieniu wypadł lepiej od Radosława Sikorskiego?
– On jest tym kandydatem PO, który pokazuje się jako człowiek rozsądny, roztropny, stonowany, przewidywalny, czyli przez pryzmat tych cech, których – przynajmniej werbalnie – Polacy oczekują od prezydenta. W przeciwieństwie do Radosława Sikorskiego, nie ulega on daleko idącym emocjom i nie odnosi się do rzeczy nieistotnych z punktu widzenia całości urzędu, jak np. kwestia wydatków bieżących. Wie, że są to sprawy zbyt trzeciorzędne, by mówić o nich w kampanii wyborczej. Marszałek Komorowski skupia się na tym, na czym powinien, jeśli chodzi o strategię budowania swojego wizerunku wyborczego. Skupia się na swoim wizerunku jako męża stanu, człowieka doświadczonego, zrównoważonego, spokojnego, rozsądnego i roztropnego, który chce, aby taka jak on – czyli zrównoważona, spokojna, rozsądna i roztropna – była polska prezydentura. Przez to uwypukla różnice zachodzące między nim i Radosławem Sikorskim.
WP: Politolog dr Artur Wołek w wywiadzie dla „Rz” mówi, że prawybory są piarowskim chwytem, a kandydata w ten czy inny sposób wyznaczy Donald Tusk. Zgadza się Pan z tą opinią?
– Motyw prawyborów to kwestia strategii Platformy na najbliższe tygodnie kampanii wyborczej. Nie sposób nie wspomnieć, że te prawybory – nie tylko dla PO, ale i w ogóle dla wyborów prezydenckich – są bardzo ważne. Praktycznie cała publiczna dyskusja skoncentrowana jest obecnie na pytaniach: jacy są Bronisław Komorowski i Radosław Sikorski? Który z nich jest lepszym kandydatem na urząd prezydenta RP? O pozostałych kandydatach nie mówi się lub mówi się bardzo mało, a przez to wypadają z dyskursu publicznego. I tak będzie przez kolejnych kilka tygodni.
Podczas prawyborów Polacy powoli wybierają już swojego prezydenta. To jest właśnie ten wielki sukces PO, że potrafiła przesunąć oś sporów personalnych między swoim kandydatem a Lechem Kaczyńskim, w kierunku pytania, czy lepszym prezydentem będzie Bronisław Komorowski czy Radosław Sikorski, tak jakbyśmy już teraz mieli drugą turę wyborów. W tej strategii założeniem wyjściowym jest, że każdy inny kandydat jest słabszy od każdego z pretendentów z Platformy.
Donald Tusk wyznaczył ramy wyboru: Bronisław Komorowski czy Radosław Sikorski. Natomiast trudno przyjmować, aby na obecnym etapie selekcji próbował przejść do porządku dziennego nad wynikiem prawyborów. Byłoby to działanie zbyt ryzykowne tak względem zachowania jedności Platformy Obywatelskiej, jak i utrzymania przez PO społecznego zaufania.
WP: Janina Paradowska z „Polityki” zauważyła, idea prawyborów jest słuszna, chociaż mogłaby być lepsza. „Może gdyby była bardziej przemyślana, dopuszczono by do startu kandydatów spoza partii, na przykład kogoś w rodzaju prof. Marka Safjana. Może należało rozmawiać z Andrzejem Olechowskim, co byłoby znakiem, że Platforma próbuje partyjnego otwarcia. Tym bardziej, że wiele nie ryzykuje, bo z każdym, oprócz przedstawiciela PiS, jest zdolna do współpracy” – czytamy. Co Pan myśli o takim rozwiązaniu?
– Z punktu widzenia interesów PO, Donald Tusk właściwie postąpił. Istnieje bowiem duże ryzyko rozdrabniania się, tego, że te kandydatury nie będą wobec siebie równorzędne, że będzie zbyt duży dystans między przewidywanym, a faktycznym poparciem kandydatów. Przez to ci słabsi, którzy mają mniej realne szanse na zwycięstwo w prawyborach także musieliby bardziej intensywnie, bardziej ostro rywalizować. A to też byłoby dla Platformy ryzykowne, bo taka kampania mogłaby być bardziej brutalna, bardziej czarna. A tak, wybór jest bardzo klarowny. Bo jest pytanie: albo-albo. Jesteś albo za Bronisławem Komorowskim, albo za Radkiem Sikorskim. Jak tych kandydatów jest więcej, to i samo pytanie się rozmywa. Tym bardziej, jeżeli należą oni do innych partii, bądź też są osobami o najwyższym autorytecie, ale o charakterze zawodowym, a nie politycznym.
WP: Kto, Pana zdaniem, wygra prawybory?
– Z punktu widzenia linii prawyborów, faktycznych interesów PO będących wyrazem społecznych oczekiwań, lepiej prezentuje się Bronisław Komorowski.
Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska