Sprawdzamy poczucie humoru polityków
Z poczuciem humoru u naszych polityków bywa różnie. Niektóre żarty, karykatury, bądź fotomontaże, które wyśmiewały przywary polityków, znalazły finał w sądzie. W lepszych przypadkach, urażeni politycy bojkotowali dane medium. Z wypowiedzi polityków dla Wirtualnej Polski można jednak wywnioskować, że wybraliśmy do parlamentu ludzi o ogromnym poczuciu humoru. Politycy chętnie przytaczają historie publikowane w mediach na ich temat, które rozbawiły ich. Wolą jednak przemilczeć żarty, które ich zdenerwowały.
Ponad tydzień temu niespodziewanie zamknięta została internetowa strona www.spieprzajdziadu.com. Na stronie znajdowały się różnego rodzaju dowcipy, karykatury i fotomontaże dotyczące braci Kaczyńskich. Podczas kampanii wyborczej parlamentarnej i prezydenckiej szereg tego typu e-maili codziennie krążyło po Internecie. Dlaczego więc zamknięto jedną z najbardziej popularnych stron z gatunku tych, które obśmiewały braci Kaczyńskich?
Według tygodnika „Przegląd”, "życzliwi" prawnicy przypomnieli twórcom strony, że wśród materiałów opublikowanych na niej są też takie, które można uznać za szkalujące przyszłego prezydenta. Od zaprzysiężenia Lecha Kaczyńskiego - 23 grudnia - grozić za to będzie do trzech lat więzienia. Jeden z twórców strony, w rozmowie z Wirtualną Polską oświadczył, że założyciele www.spieprzajdziadu.com sami zdecydowali się zamknąć na jakiś czas stronę. Na pytanie „dlaczego?” odpowiedział: „lektura Kodeksu karnego i orzeczeń wcześniejszych wystarczyła nam do oceny sytuacji i podjęcia decyzji”. To jednak nie koniec popularnej strony, która pozwoliła sobie na strojenie żartów z „Tych co ukradli księżyc” - redebiut www.spieprzajdziadu.com zaplanowano - cóż za zbieżność dat – na 23 grudnia.
Niektórzy jednak wolą nie czekać na rządy braci Kaczyńskich i już teraz zbierają środki na wyjazd z kraju. Na Allegro pojawiła się ostatnio oferta sprzedaży cegiełek na ten cel. Aukcja długo nie trwała – z powodów regulaminowych usunęli ją pracownicy Allegro. W Internecie krąży nieporównywalnie mniej żartów z Lecha i Jarosława Kaczyńskiego. Czyżby Internauci zaczęli się bać? Choć oficjalnie obaj bracia Kaczyńscy mówią, że mają duże poczucie humoru na swój temat, to obiegowa opinia temu przeczy. Znajomi prezydenta mówią o jego wrodzonej podejrzliwości oraz skłonności do szukania wokół spisków. Aleksander Hall zauważył w wywiadzie dla „Przekroju”: Politykowi potrzebny jest dystans do własnej osoby i poczucie humoru. On tego nie ma. Jest bardzo serio.
Internauci żartowali sobie najczęściej ze wzrostu braci, bliźniaczego podobieństwa oraz ich roli w filmie „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Cytaty z tego filmu weszły w ostatnim czasie do kanonu filmowych cytatów. Lech Kaczyński chyba zdaje sobie sprawę, bo na pytanie Wirtualnej Polski, czy ma poczucie humoru na swój temat, odpowiedział: W przeciwieństwie do jednego z bohaterów filmu „Rejs” „umiem znaleźć dystans”. Również do samego siebie. Zapewniam, że wszystkie dobre dowcipy – także na mój temat – bawią i mnie - zapewnia prezydent-elekt. Ostrożnie dodaje jednak, że satyra jest dziedziną, w której wyjątkowo łatwo przekroczyć granice dobrego smaku. Takich praktyk – kogo by one nie dotyczyły – nie pochwalam.
Wygląda na to, że wśród najważniejszych polityków w Polsce mamy jeszcze co najmniej jednego, który najwyraźniej bardzo poważnie traktuje swoją osobę, choć... Zacznijmy od początku, czyli od 1992 roku kiedy to obecny marszałek Sejmu Marek Jurek wytoczył proces tygodnikowi „Poznaniak” z powodu zamieszczonego w nim fotomontażu pt. „Madonna z Jurkiem”. Zdaniem Jurka, fotomontaż był bluźnierczy, bowiem Matce Boskiej przypisano oblicze skandalizującej piosenkarki Madonny. Proces skończył się... trzy lata później ugodą - trwał 1627 dni. W tym przypadku, kwestia poczucia humoru może być dyskusyjna, jednak fakt, że były szef KRRiTV tak długo i zaciekle procesował się o przedstawienie swojego wizerunku na okładce świadczy o tym, że żarty z siebie, a tym bardziej w kontekście religijnym, traktuje bardzo serio. Marszałek Sejmu nie znalazł czasu, by skomentować dla Wirtualnej Polski tę kwestię, przekazał
jedynie przez sekretarkę, że ma poczucie humoru na swój temat.
Poczucie humoru chyba nie jest jednym z atrybutów władzy w Polsce. Lech Wałęsa – były prezydent Polski – znany z łatwego obrażania się na wszystkich, szczególnie nie lubił dowcipów na swój temat. Jest on jednak osobnym rozdziałem w dziejach humoru polskiego. W żartach Wałęsa cieszył się, gdy dostał w prezencie wieczne pióro: "Wieczne? Będzie dla wnuków". Żonie tłumaczył w zoo, że ptak o długiej szyi to nie gęś, lecz pelikan. "I z tego robi się atrament". Dowcipkowano również o wykształceniu byłego elektryka. Ale to, co przeszło do kanonu powiedzonek, wcale nie wywodzi się z żartów o Wałęsie, ale z samych wypowiedzi byłego prezydenta. Tygodnik „Wprost” przytacza jedną z nich - pewna kobieta sforsowała obstawę, oświadczając, że w pilnej sprawie musi się skontaktować z przywódcą: "Musi mnie pan wysłuchać - zwróciła się do Wałęsy. - Jestem wysłanniczką Boga! - To świetnie - ożywił się prezydent. - Ja
też".
Wszyscy znają również słynne powiedzonka Lecha Wałęsy: „Nie chcem, ale muszem”, „Jestem za, a nawet przeciw”, „Ja panu mogę nogę podać” (do Aleksandra Kwaśniewskiego), „To pan w niedzielę wszedł tu jak do obory, i ani be, ani me, ani kukuryku” (do Aleksandra Kwaśniewskiego), „Są plusy dodatnie i plusy ujemne” i wiele, wiele innych. Aż dziw, że nie powstała jeszcze z tego antologia „Powiedzonka Lecha Wałęsy”. Teraz Lech Wałęsa znacznie łagodniej reaguje na „wałęsowe żarty”. Trudno samemu się oceniać. Kiedy mam coś więcej do powiedzenia, to zawsze rozumiem, że kiedy nie może być lepiej, to niech będzie śmieszniej. Cieszę się, jak to zadowala. Nie obrażałem się - mówi Lech Wałęsa. Nie przypomina sobie jednak żadnego dowcipu na swój temat. Było tego tak dużo, że trudno.... Prezydent nie kolekcjonuje również swoich karykatur. Ja mam tak dużo wszystkiego, że to wszystko oddaję na Jasną Górę. Nic nie trzymam - mówi całkiem serio. Prosi jednak, by swoją karykaturę autorstwa Artura Krynickiego przesłać do biura
prasowego w Gdańsku. Przynajmniej pracownicy się pośmieją - mówi Wałęsa.
Politycy opozycyjnych partii teoretycznie powinni mieć nieco większe poczucie humoru, i mają większe ale tylko, jeśli chodzi o innych polityków. Roman Giertych, przywódca Ligi Polskich Rodzin, choć nie kolekcjonuje swoich karykatur, to chętnie żartuje sobie z innych polityków. Na pytanie Wirtualnej Polski, których polityków te żarty najczęściej dotyczą, Roman Giertych dyplomatycznie odpowiada: Teraz, po tych wyborach, niestety odmawiam komentarza na ten temat. Polityk zapewnia jednak, że poczucie humoru ma i na dowód opisuje swoją ulubioną karykaturę: Było wiele żartów i karykatur na mój temat, najbardziej mnie rozśmieszył jeden – było sześć identycznych zdjęć mojej podobizny, dokładnie tych samych, za każdym razem były inaczej podpisane: Roman Giertych wzruszony, zły... To był najlepszy numer. Żartownisiów nigdy nie chciał podawać do sądu: Ja mam bardzo wiele okazji żeby myśleć o tym, by
podać kogoś do sądu nie z powodu żartów, tylko ordynarnych ataków. Żarty mnie wcale nie ruszają. To dobrze, że nie ruszają, bo jest, po braciach Kaczyńskich i Andrzeju Lepperze, jednym z częstszych bohaterów żartów, fotomontaży i karykatur. Jego przeciwnicy założyli również stronę Giertych – stop, na której zebrali dowcipy na jego temat.
Renata Beger, posłanka Samoobrony, twierdzi, że ma duże poczucie humoru, jeśli chodzi o swoją osobę. Przyjmuję to zupełnie normalnie, chociaż nie powiem, jeżeli jest to bardzo głupi żart, to oczywiście wstępuje we mnie taka chwilowa nutka złości - przyznaje posłanka. Może właśnie ta „nutka” zaważyła, gdy Renata Beger podczas kampanii parlamentarnej złożyła w Sądzie Rejonowym w Pile, w trybie wyborczym, pozew przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu. Zarzuca mu w nim wykorzystywanie jej wizerunku i danych osobowych oraz wprowadzanie w błąd Internautów. Chodziło o stronę internetową www.beger.pl, która po kilku sekundach przekierowywała na stronę Lecha Kaczyńskiego. Kilka godzin po podaniu informacji o wytoczonym przez posłankę Samoobrony procesie, strona poświęcona jej osobie, zaczęła automatycznie przenosić Internautów na stronę Włodzimierza Cimoszewicza. Sąd jednak uznał przekierowywanie jako dowcip i
pozew oddalił. Posłanka zrezygnowała z pozywania Włodzimierza Cimoszewicza. W rozmowie z Wirtualną Polską przyznała jednak, że zazwyczaj do dowcipów na swój temat podchodzi z dystansem, bo ma świadomość, że „ludzie, którzy się tym zajmują, muszą z czegoś żyć, to jest ich sposób na zarabianie na to życie”. A więc jeżeli mogę przynieść im korzyść, to niech sobie korzystają z mojej osoby - deklaruje Renata Beger. I skorzystali... Rozgłos medialny przyniosło posłance m.in. udzielenie wywiadu do gazety "Super Express" na temat pożycia seksualnego z mężem. Znalazły się w nim wypowiedzi: "lubię seks, jak koń owies" i "mam kurwiki w oczach". Politycy chętnie cytowali te słowa, a wręcz żartobliwie je przekręcali, by wyprowadzić Renatę Beger z równowagi. A nie było to łatwe, bowiem posłanka potrafiła się odgryźć: Jeżeli pani poseł Śledzinska-Katarasińska uważa, że mam owies w głowie, to w takim razie uważam, że pani w głowie nie ma nawet tego, co pozostaje po omłotach owsa. Renata Beger zapisała się w sejmowych
annałach również niebanalnymi lapsusami językowymi, m.in. nazwała sekretarza generalnego ONZ Kofi Annana - Ananem Kofanem, a także zabawnym zwolnieniem się z obrad komisji do spraw afery Rywina w celu udziału w programie Rozmowy w Toku zatytułowanym "Wybiłam się ze wsi".
Swoje karykatury opublikowane w gazetach i na stronach internetowych chętnie kolekcjonuje były poseł Socjaldemokracji Polskiej, a potem rzecznik Włodzimierza Cimoszewicza – Tomasz Nałęcz. W jego opinii, trafienie do grona osób karykaturowanych jest jedną z oznak funkcjonowania w pierwszej lidze politycznej. Osoba, która nie przyciąga zainteresowania karykaturzystów, tak naprawdę nie może powiedzieć o sobie, że funkcjonuje w pierwszej lidze - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską. Przyznaje, że jak tylko może zachować sobie jakąś karykaturę, to sobie ją zachowuje. Karykatura to jakaś synteza informacji o człowieku. Mam do niej duży dystans. Nawet bardzo ostre karykatury, o których moi przyjaciele uważają, że są poza granicą dobrego smaku, mnie bawią - mówi Tomasz Nałęcz. Zapewnia, że nie miał nigdy ochoty pozwać żadnego dziennikarza-żartownisia, bądź karykaturzystę za żarty na swój temat. Wręcz
przeciwnie. Sportretowano mnie kiedyś, jak w małżeńskiej łożnicy nie wykonuję swoich obowiązków, tylko siedzę i piszę raport nt. sprawy Rywina – to zrobił „Super Express”. Dzwoniłem do naczelnego żeby mi podarował oryginał. I podarował. Mojej żonie ta karykatura znacznie mniej się podobała - przyznaje Nałęcz.
Częstym i jakże wdzięcznym przedmiotem żartów z polityków jest lider Samoobrony Andrzej Lepper. Na początku swojej kariery politycznej był znacznie bardziej czuły na żarty ze swojej osoby. Reagował w ostrych słowach na niemal każdą kpinę, bądź uszczypliwość mediów. Ale też zdawał sobie sprawę, że dzięki uwadze mediów, wypłynął na szersze wody polityki i zyskał niezbędny każdemu politykowi rozgłos. Tak, mam poczucie humoru na swój temat, poza przypadkiem, kiedy na pewnym zdjęciu ubrano mnie w niemiecki mundur i w jednym z pubów zrobiono z tego tarczę. To już śmieszne nie było. Natomiast tam, gdzie pojawia się satyra, humor na mój temat, to ja się cieszę z tego - zapewnia Andrzej Lepper w rozmowie z Wirtualną Polską. Wspomina tylko jeden przypadek, gdy żart na jego temat wykroczył – w jego opinii - poza dobry smak. Zdenerwowało mnie zdjęcie zamieszczone w jednym z kolorowych tygodników ("Wprost")
, na którym byłem stylizowany na Hitlera. To było nie miejscu, nie wolno tak robić - mówi Lepper. Lider Samoobrony nie wspomniał jednak o zdjęciu, które jakiś czas temu wywołało jego oburzenie i falę krytyki ze strony członków partii. Chodzi o zdjęcie ówczesnego fotoreportera „Super Expressu” Michała Rozbickiego, który sfotografował postać Andrzeja Leppera poprzez szklany dzban – nagrodę „Człowieka Roku” – przyznaną liderowi Samoobrony przez członków partii w 2004 roku. Michał Rozbicki mówi, że nie miał żadnych problemów w związku z publikacją jego zdjęcia. Jednak z nieoficjalnych źródeł wynika, że miał trochę nieprzyjemności w związku z tak „niepoważnym” ujęciem przywódcy Samoobrony. Fotoreporter zapewnił w rozmowie z Wirtualną Polską, że nadal jest wpuszczany na konferencje Samoobrony. Partia zamieściła jednak na swoich stronach internetowych krytykę jego zdjęcia – w artykule: "W pułapce mediów". Sam Andrzej Lepper zapewnia, że dowcipy na jego temat, „które nie są niesmaczne”, bawią go. Niech robią sobie co chcą, niech przyprawiają rogi, co tam chcą - mówi Andrzej Lepper.
Żarty z siebie z aptekarskim niemal podejściem waży były premier Leszek Miller. Gdy szefował Radzie Ministrów dowcipy na jego temat zapychały skrzynki e-mailowe wielu z nas. Jeżeli żarty na mój temat są rzeczywiście dowcipne i takie lekkie jak dowcip, to śmieję się razem z innymi, ale czasami człowiek się zżyma i jeżeli to jest na granicy dobrego smaku, czy poniżej tej granicy... - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską były premier. Jak mówi, podziela pogląd, który mówi, że wszyscy politycy muszą się liczyć z tym, że będą atakowani, wyszydzani i nic się na to nie poradzi. Jak ktoś się zgadza na zajmowanie działalnością publiczną, to musi założyć, że stanie się przedmiotem szyderstw i ataków - zaznacza Miller. Na pytanie, czy żarty na swój temat odbiera jako ataki na swoją osobę, odpowiada, że wszystko zależy od tego, co kryje się pod żartem. Są żarty lekkie i ciężkie, są takie, które
śmieszą i takie, które ranią. To wszystko kwestia indywidualnego odczucia - podkreśla Miller. Zdaniem byłego premiera, bezcelowe jest walczenie z satyrą, żartem, czy kpiną, bo „taka osoba tym bardziej zostanie ośmieszona”.
Katarzynę Piekarską, posłankę SLD, najbardziej rozbawiła informacja – opublikowana przez jedną z gazet – że „zajmuje się pedofilią dlatego, że sama wyszła już z kręgu zainteresowań, i teraz zajęła się jej zwalczaniem”. Posłanka przyznaje w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, że zbiera wycinki na swój temat i ma już sporą ich kolekcję. Pierwszą osobą, która mówi jej o kolejnych żartach medialnych na jej temat, jest jej ojciec. Zobacz jak cię tam śmiesznie obrobili - tymi słowami ojciec posłanki Piekarskiej komentuje córce kolejne publikacje na jej temat.
Dziennik „Fakt” umieścił ostatnio numer telefonu do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, pisząc, że można tam sobie wynająć luksusowe limuzyny. Telefony rozdzwoniły się już od rana. Danuta Waniek, przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji: Gdy przyszłam do pracy, to sekretarki były przerażone i powiedziały, że telefon jest zablokowany, bo wciąż dzwonią czytelnicy „Faktu” i proszą o wynajęcie samochodu. Poprosiłam o oddawanie mi słuchawki i mówiłam, że jest tak duże zainteresowanie, że zostały już tylko tiry i pojazdy opancerzone i te można wynająć od zaraz. Moim zdaniem na takie postępowanie można odpowiadać tylko z humorem - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Danuta Waniek.
Józef Oleksy, były poseł SLD, przyznaje, że ma wyważone podejście do żartów na temat swojej osoby. Mam dystans i nie doszukuję się przeważnie jakiś specjalnych treści w czymś, co jest wesołe. Nawet, jeśli dotyczy wady, czy potknięć moich. Natomiast smuci mnie satyra, w której da się wyczytać złą intencję i chęć poniżenia w oczach innych. Ja oddzielam poczucie humoru, satyrę od użycia tego w celu poniżenia osoby - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Józef Oleksy. Wskazuje na przypadek, gdy Jerzy Urban, naczelny tygodnika „Nie”, opublikował serię satyrycznych rysunków przedstawiających Oleksego. Były polityk Sojuszu przyznaje, że karykatury te miały głównie na celu agresywny atak. W takim przypadku jak jest widoczna intencja, to trudno się śmiać - zauważa Oleksy. W jego opinii poczucie humoru jest jedną z cech, która podnosi wartość polityka. Robimy się coraz smutniejsi w Polsce, od polityków
poczynając, jak patrzymy na dialog, na spory, to wszystko jest teraz takie nadęte, posągowe, doktrynalne, że aż się prosi, żeby nakłuć czasem te balony i wypuścić to powietrze pełne sloganów. Tu satyra jest bardzo konieczna - uważa Józef Oleksy. Dodaje jednak, że satyra polityczna w Polsce jest bardzo słabo rozwinięta – jest albo agresja i atak. Satyra jest wyłącznie narzędziem walki. Józef Oleksy deklaruje się jako wielki zwolennik satyry (tej nieagresywnej) i chętnie zagląda do Shakera Wirtualnej Polski. Moje odczucia są całkiem, całkiem poprawne - mówi, komentując karykatury autorstwa Artura Krynickiego.
Choć karykaturzysta i rysownik Wirtualnej Polski Artur Krynicki nigdy nie spotkał się z jakimiś pogróżkami w związku ze swoimi pracami, to przyznaje że dla karykaturzystów ważny jest wyrok w sprawie Włodzimierza Czarzastego. Chodzi o proces, jaki były sekretarz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Włodzimierz Czarzasty wysunął przeciw dziennikarzowi "Gazety Wyborczej" Mikołajowi Lizutowi, redaktorowi naczelnemu Adamowi Michnikowi i wydawcy Agorze SA. Czarzasty poczuł się urażony felietonem Mikołaja Lizuta pt. "Wieści z Klewek, odcinek 3" z 13 kwietnia 2002 r. Sąd pierwszej instancji w czerwcu 2003 r. częściowo podzielił zarzuty byłego sekretarza, podkreślając, że felieton ten jest satyrą, ale w ostatnim zdaniu jego konwencja się załamuje i pada w nim poważny zarzut korupcyjny wobec urzędnika państwowego. Sąd apelacyjny unieważnił jednak ten werdykt, wytykając jego niezgodność z prawem. W uzasadnieniu wyroku sędzia podkreśliła, że dziennikarze mają prawo do posługiwania się różnymi formami, także satyrą.
Odwołując się do orzecznictwa Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, sąd stwierdził, że dobra osobiste wysokich urzędników państwowych są ograniczone sprawowanymi przez nich funkcjami. Ci zaś muszą podlegać kontroli i krytyce mediów, a dziennikarze mają prawo posługiwać się satyrą, przesadą, a nawet prowokacją.
Zdaniem Igora Zalewskiego, współautora satyrycznej rubryki „Z życia koalicji, z życia opozycji” w tygodniku „Wprost”, o politykach można powiedzieć dużo niedobrego, ale na pewno nie to, że nie mają poczucia humoru. Politycy doceniają naszą rubrykę, większość polityków czeka na nią i od niej zaczyna tydzień. Oczywiście głównie po to, żeby się pośmiać z innych, a nie z siebie - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Igor Zalewski. Podziela opinię kolegi redakcyjnego – Tomasza Nałęcza - że zainteresowanie satyryków postacią danego polityka jest raczej uznaniem dla niego, niż krytyką i atakiem. Wystąpienie w naszej rubryce (politycy) odczytują jako prestiżowe, potwierdzenie tego, że grają w pierwszej lidze - mówi Zalewski. Dodaje, że Józef Oleksy miał nawet do niego... pretensje, że go dawno nie było w rubryce. _ Tylko raz, kilka lat temu zostaliśmy pozwani w trybie wyborczym przez polityka z LPR, ale sąd stwierdził, że to się nie kwalifikuje i oddalił pozew_ - przypomina sobie Zalewski.
Muszę stwierdzić, że politycy mają o wiele większe poczucie humoru niż aktorzy, którzy od razu dzwonią z pretensjami. Politycy tego nie robią. Moim zdaniem bierze się to z tego, że aktorzy są rozpieszczenie przez kolorowe pisma, a politycy są przyzwyczajeni do tego, że są atakowani - mówi Igor Zalewski, były naczelny „Filmu”.
Obserwatorzy życia politycznego w Polsce są zaskoczeni szaleństwem wyborczego humoru, jaki przede wszystkim, zagościł w Internecie i szerzył się poprzez e-maile. Tak wielu żartów politycznych nie było, w ich opinii, od czasu PRL-u. Wówczas żart, satyra i niedomówienie były sposobem wolnego porozumienia się z publicznością. Jaką teraz ma funkcję? Zdaniem socjologów, jest to barometr naszych nastrojów politycznych, pewien wentyl bezpieczeństwa. Żart polityczny odgrywa też rolę terapeutyczną - osłabia nasze poczucie bezsilności, a politycy dają nam wiele argumentów, by czuć się bezsilnymi.
Sylwia Miszczak, Wirtualna Polska *współpraca: *Marek Grabski