"Polska może mieć dowody, że sterował L. Kaczyński"
Do katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem mogła doprowadzić tajna instrukcja, zgodnie z którą samolot może odejść na lotnisko zapasowe tylko za zgodą "głównego pasażera" - informuje "Komsomolskaja Prawda". Rosyjska gazeta nie wyklucza również, że Polacy mogą mieć dowody udziału Lecha Kaczyńskiego w podejmowaniu decyzji o lądowaniu. Przypomina, że mimo wystąpień MAK strona polska nie przekazała mu stenogramu rozmowy telefonicznej braci Kaczyńskich podczas lotu do Smoleńska. "Komsomolskaja Prawda" przypuszcza, że mogą tam być "bezpośrednie dowody sterowania samolotem przez zmarłego prezydenta".
Gazeta podkreśla, iż MAK w swoim raporcie powstrzymał się od zinterpretowania rozszyfrowanych słów dowódcy statku powietrznego (kapitana Arkadiusza Protasiuka) i dyrektora protokołu (Mariusza Kazany) jako bezpośredniego dowodu, że prezydent Kaczyński wydał bezpośredni rozkaz posadzenia samolotu.
"Czy MAK mógł sformułować taki wniosek?" - pyta "Komsomolskaja Prawda" i odpowiada: "Jednoznacznie - tak". Zdaniem gazety "takie frazy, jak 'nie ma jeszcze decyzji' czy 'wścieknie się, jeśli...' nie pozostawiają wątpliwości co do nastroju głównego pasażera i jego presji na załogę".
"Komsomolskaja Prawda" zastanawia się, "dlaczego MAK postanowił ograniczyć się do ostrożnych sformułowań, a przewodniczący jego Komisji Technicznej Aleksiej Morozow zignorował stosowne pytania na konferencji prasowej". "Niewykluczone, że MAK kierował się przesłanką zachowania pozycji niezależnego, bezstronnego badacza i był w tym zbyt gorliwy" - konstatuje.
"Dowodów bezpośredniego udziału głównego pasażera w sadzaniu samolotu jest wystarczająco" - podkreśla gazeta.
"Komsomolskaja Prawda" nie wyklucza, że "Polacy posiadają dodatkowe dane świadczące o aktywnej pozycji prezydenta w podejmowaniu decyzji o lądowaniu". "Przypomnijmy, że mimo wystąpień MAK strona polska nie przekazała mu stenogramu rozmowy telefonicznej dwóch braci podczas lotu do Smoleńska, a także treści SMS-ów pasażerów samolotu, które mogli wysłać, gdy maszyna była na małej wysokości" - pisze.
"A przecież tam mogą być bezpośrednie dowody 'sterowania samolotem' przez zmarłego prezydenta" - zaznacza "Komsomolskaja Prawda".
Sprzeczne informacje nt. tajnej instrukcji
Informacje o istnieniu tajnej instrukcji, o której napisała "Komsomolskaja Prawda", dementuje rzecznik Sił Powietrznych płk Robert Kupracz. - Decyzję o lądowaniu podejmuje zgodnie z przepisami dowódca załogi - zapewnia płk Kupracz. - Istnieje tylko zwyczaj informowania głównego pasażera, że z przyczyn, które mogły wystąpić na lotnisku docelowym, nie można lądować i wybieramy lotnisko zapasowe - podkreśla.
- To kompletna bzdura - tak minister obrony narodowej Bogdan Klich komentuje rosyjskie doniesienia o tajnej instrukcji dotyczących lądowania TU 154 w Smoleńsku. - Żadnej tajnej instrukcji, ani żadnego tajnego przepisu w jakiejś instrukcji, która by to zakładała, po prostu nie ma - dodał.
Również szef sztabu generalnego generał Mieczysław Cieniuch zaprzeczył, by kiedykolwiek istniała taka instrukcja. - Ta informacja od razu wydawała mi się mało prawdopodobna, ale nakazałem ją sprawdzić. Otrzymałem już informację, że taka instrukcja na 100% nie istniała, ani nie istnieje - powiedział gen. Cieniuch.
- To, o czym napisała "Komsomolskaja Prawda" jest po prostu nieprawdą i manipulacją - oświadczył rzecznik rządu Paweł Graś. Rzecznik rządu w radiu RMF FM pytany, czy opisana przez rosyjską gazetę instrukcja "może rzeczywiście istnieć", odpowiedział: "taka instrukcja na pewno istnieje, natomiast, jakie są w niej zapisy trudno mi powiedzieć, chociaż szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, żeby akurat takie szczegółowe zapisy tam się znajdowały, ale nie wiem".
W przesłanym później oświadczeniu Centrum Informacyjne Rządu podkreśliło, że rzecznik w wywiadzie dla RMF FM "odniósł się do faktu istnienia instrukcji organizacji lotów statków powietrznych o statusie HEAD oraz wewnętrznych regulacji w 36. Pułku Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego".
Dlatego - podkreśla CIR - "nieuprawnione jest twierdzenie, że rzecznik prasowy rządu potwierdził istnienie tajnej instrukcji opisanej w 'Komsomolskiej Prawdzie'".
W oświadczeniu przywołano także słowa dowódcy Sił Powietrznych gen. Lecha Majewskiego, który "oświadczył, że w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego nie ma i nie było tajnej instrukcji opisanej w 'Komsomolskiej Prawdzie'".
W rozmowie z dziennikarzami Graś podkreślił, że "to, o czym napisała 'Komsomolskaja Prawda' jest po prostu nieprawdą i manipulacją".
Jego zdaniem "trzeba bardzo ostrożnie i spokojnie podchodzić do tego typu informacji, trzeba przygotować się na to, że przed opublikowaniem raportu komisji Jerzego Millera, pewnie po opublikowania tego raportu będziemy świadkami takich właśnie różnego rodzaju 'wrzutek medialnych', które będą chciały pokazać, że jedyna prawda o katastrofie to ta prawda, zawarta w raporcie MAK-u". Według Grasia polski raport na temat katastrofy nie wzbudzi entuzjazmu zarówno po polskiej, jak i rosyjskiej stronie.
- Wszystkie dokumenty, które wiążą się z organizacją lotu - zarówno te dotyczące organizacji zlecających, czyli kancelarię premiera, kancelarię prezydenta jak i te dokumenty, które znajdują się w 36. pułku, są elementem badania przez komisję pana ministra Millera - mówi Graś.
Graś był też pytany o to, kto podjął decyzję o przyjęciu załącznika 13. do konwencji chicagowskiej, jako podstawy badania przyczyn katastrofy smoleńskiej. - Pan premier między 13 a 16 kwietnia. To była decyzja przedyskutowana na specjalnym zespole, który został powołany przez Radę Ministrów, to była decyzja zespołu, na którego czele stał Donald Tusk - odpowiedział Graś.
Zaznaczył, że nie musiało być "żadnego dokumentu", ani żadnej uchwały w tej sprawie, "dlatego, że sama konwencja (chicagowska) jest takim dokumentem". - Całą odpowiedzialność (...) za wszystkie decyzje z tym związane premier bierze na siebie - zaznaczył rzecznik rządu.
Były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Witold Waszczykowski przyznaje, że nigdy nie słyszał o żadnej tajnej instrukcji, "ale to nie znaczy, że czegoś takiego nie było". - Z drugiej strony wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby kancelaria prezydenta grzebała przy takich sprawach - przyznaje w RMF FM Waszczykowski.
- To, co się w tej chwili dzieje i co słyszę o działaniach 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Jestem tym przerażony – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr inż. pilot Juliusz Werenicz, były szef zespołu wojskowych pilotów doświadczalnych i były szef komisji badania wypadków lotniczych w lotnictwie cywilnym. Na podstawie dotychczasowego doświadczenia nie wyklucza, że tajna instrukcja, zgodnie z którą samolot może odejść na lotnisko zapasowe tylko za zgodą głównego pasażera, może istnieć. - Tbilisi pokazało jednoznacznie, co się dzieje w polskim lotnictwie. Pilotów podano do prokuratury dlatego, że nie wykonali rozkazu prezydenta – mówi Werenicz.
Przyznaje też, że dla niego, który służył w lotnictwie 40 lat, jest nie do pomyślenia, jak znacznie pogorszyła się jakość i bezpieczeństwo lotnictwa w ciągu ostatnich kilku lat.
Służbowa tajna instrukcja
"Komsomolskaja Prawda" wyjaśnia, że o istnieniu takiej tajnej instrukcji w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego dowiedziała się od jednego z polskich dziennikarzy. Nie podaje jednak jego nazwiska.
"W specjalnym pułku lotniczym, obsługującym VIP-ów, na krótko przed katastrofą pojawiła się służbowa, tajna instrukcja, zgodnie z którą samolot może odejść na lotnisko zapasowe tylko za zgodą głównego pasażera" - przekazuje moskiewska gazeta.
Według niej "jest zrozumiałe, skąd się wziął dokument - stało się to po tym, jak dowódca statku powietrznego odmówił wykonania rozkazu prezydenta Polski (Lecha Kaczyńskiego) posadzenia samolotu w Tbilisi w czasie wojny gruzińsko-południowoosetyjskiej".
"Komsomolskaja Prawda" zaznacza, że "przyjęcie takiego dokumentu zainicjowała kancelaria prezydenta Polski".
Ta wielkonakładowa gazeta sympatyzująca z premierem Władimirem Putinem czyni to, komentując zapowiedź, że polski raport na temat wypadku prezydenckiego tupolewa będzie ostrzejszy niż ten przedstawiony przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK).