Politolodzy o burzy po słowach Sikorskiego: uruchomił lawinę
Słowa Radosława Sikorskiego wywołały burzę. W wywiadzie opublikowanym przez amerykański magazyn "Politico" były szef polskiego MSZ miał między innymi powiedzieć, że Władimir Putin próbował namówić premiera Donalda Tuska do udziału w podziale Ukrainy. Minister tłumaczył, że nie autoryzował wywiadu, a publikacja jego wypowiedzi to nadinterpretacja. - Zastanawiające, dlaczego minister Sikorski mówi publicznie o wydarzeniu sprzed sześciu lat dopiero teraz? Jakie miał intencje? Jedno jest pewne, nie przysłuży się tym Donaldowi Tuskowi - mówi WP.PL dr Sergiusz Trzeciak, konsultant polityczny. Politolog prof. Kazimierz Kik jest bardziej dosadny: - Sikorski wyszedł na plotkarza. Niech przedstawi dowody na swoje słowa, a jak ich nie ma, niech nie tworzy mitów. Zrobił z Putina głupca, a jemu wiele można zarzucać, ale nie głupotę.
Radosław Sikorski miał powiedzieć w rozmowie z dziennikarzem "Politico", że pierwsze plany dotyczące inwazji na Ukrainę pojawiły się w głowie Władimira Putina już w 2008 r., a nawet wcześniej. Z relacji Sikorskiego, cytowanego przez amerykański magazyn, wynika, że prezydent Rosji w niejasnych okolicznościach wspomniał o "rozbiorze" Ukrainy w czasie wizyty polskiej delegacji w Moskwie w lutym 2008 r.
"(Rosja - red.) chciała, byśmy przyłączyli się do rozbioru Ukrainy. Chciała, byśmy zaangażowali swe wojska na Ukrainie. To były sygnały, jakie od nich dostawaliśmy. Od lat wiedzieliśmy, w jaki sposób myślą. To była jedna z pierwszych rzeczy, jakie mojemu premierowi Donaldowi Tuskowi powiedział Putin. Stwierdził wtedy, że Ukraina to sztucznie stworzony kraj, że Lwów jest polskim miastem i, że moglibyśmy to wspólnie rozwiązać. Na szczęście Tusk nie odpowiedział. Wiedział, że jest nagrywany" - mówił Sikorski, cytowany przez magazyn.
- Nie byłem świadkiem tej rozmowy, ale dotarła do mnie taka relacja. Słowo "propozycja" jest nadinterpretacją. Miały paść słowa, które wtedy można było wziąć za aluzję historyczną albo ponury żart. Zresztą Prezydent Putin podobnym językiem rozmawia z wieloma przywódcami Europy i świata np. kiedy powiedział ostatnio przewodniczącemu Barosso, że w dwa tygodnie może być w Kijowie - tłumaczył później w rozmowie z Wyborcza.pl. Dodawał, że aluzje okazały się znaczące dopiero później, po szczycie NATO, po wojnie w Gruzji i po aneksji Krymu.
- Zastanawiające, dlaczego minister Sikorski mówi publicznie o wydarzeniu rangi międzynarodowej sprzed sześciu lat, i robi to akurat teraz? Czy zrobił to celowo, a jeśli tak, dlaczego? - mówi dr Sergiusz Trzeciak, konsultant polityczny.
W opinii dra Trzeciaka "jeśli do takiej rozmowy doszło, a Putin rzeczywiście złożył Tuskowi propozycję podziału Ukrainy, stawia to pod znakiem zapytania politykę zagraniczną prowadzoną w tamtym czasie przez polskiego premiera". - Nawet jeśli faktycznie Donald Tusk nie odpowiedział Putinowi, można odnieść wrażenie, że relacje obu przywódców były przyjacielskie, a polityka polskiego premiera - naiwna - mówi konsultant polityczny. - Już wówczas, nawet jest rzekoma propozycja Putina była jedynie manipulacją, Tuskowi powinna zapalić się czerwona lampka – czy nie należy zweryfikować polsko-rosyjskich relacji - podkreśla ekspert.
Zdaniem dr. Sergiusza Trzeciaka Radosław Sikorski jest na tyle inteligentnym politykiem, że powinien przewidzieć konsekwencje swojej wypowiedzi. - Być może po prostu "chlapnął" lub wiedząc coś, czego my nie wiemy, chciał przysłużyć się premierowi i uprzedzić potencjalny atak na niego. Z drugiej strony, uruchomił lawinę, pojawi się temat ewentualnych kolejnych nagrań ze spotkań Putina i Tuska, w tym np. w Smoleńsku. I zaczną się kolejne spekulacje - mówi Trzeciak.
- Nie sądzę, by Sikorski powiedział to specjalnie, ponieważ postawiłby w złym świetle nie tylko premiera, ale też siebie, ponieważ w tamtym czasie odpowiadał za kształtowanie polityki zagranicznej, no chyba, że nie wiemy o jakiś innych istotnych powodach - podsumowuje Trzeciak.
"To kompromitacja Sikorskiego"
Zdaniem prof. Kazimierza Kika wypowiedź kompromituje Sikorskiego, który ma już na swoim koncie wpadki podobnie niskich lotów. - Odpowiedzialny polityk nie zabiera głosu publicznie w tak drażliwych sprawach, jeśli nie może swoich słów udokumentować - stwierdza. Wywiad to, w opinii politologa, rodzaj typowej dla Radosława Sikorskiego prowokacji, która świadczy o tym, że to bardziej propagandzista niż polityk. - Sikorski takim zachowaniem plasuje się poza polityką, po raz kolejny dowodzi, że nie jest mężem stanu. Takie słowa eliminują go z jakiejkolwiek gry w Europie - stwierdza ekspert.
Jak mówi politolog, słowa Sikorskiego są nieprawdopodobne. - Zweryfikowanie tych informacji jest niemożliwe, bo rozmowy były tajne i jeśli powstały z nich jakieś zapiski, to one też takie pozostaną przez najbliższe 50 lat - zwraca uwagę. Poza tym, jeśli były szef MSZ rzeczywiście miał takie relacje, to nie powinien czekać sześciu lat z ich ujawnieniem, ale jego reakcja powinna być natychmiastowa.
- Sikorski w jednym jest konsekwentny - w swojej skrajnej antyrosyjskości, czym szkodzi polskiej racji stanu. Jego postawa już wyeliminowała Polskę z udziału jako równorzędny partner w decdowaniu o sprawach Europy Wschodniej. Skoro został usunięty z funkcji szefa MSZ, to niech chociaż nie szkodzi jako marszałek sejmu - oburza się.
Swoją wypowiedzią marszałek sejmu postawił w kłopotliwej sytuacji Donalda Tuska, który jako szef Rady Europejskiej będzie miał ograniczone możliwości rozmowy z Rosją. - Rosja albo zażąda od niego zanegowania słów Sikorskiego, albo nie będzie rozmawiała z nim wcale - stwierdza.
Zdaniem politologa słowa Sikorskiego dowodzą, jak nisko ceni on Putina. - Rosyjskiemu prezydentowi można wiele zarzucać: złą wolę, zapędy dyktatorskie, ale nie głupotę, a byłby głupcem, gdyby taką propozycję złożył Polsce, która jest członkiem NATO i UE. Tymczasem Sikorski przedstawia Putina jako durnia, który namawia wszystkich na około do dintojry. To bardzo naiwne spojrzenie. Widać sprowadził Putina do swojego poziomu - konkluduje.
Agnieszka Niesłuchowska i Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska