Kto obroni polskich inwalidów przed Chińczykami?
Wbrew zapewnieniom rządu, że będzie wspierał krajowy przemysł, MON po raz kolejny wystawia polskich producentów do wiatru. Po helikopterach i robotach przyszedł czas na mundury. Zamiast w kraju, polska armia woli szyć je w Chińskiej Republice Ludowej.
Co trzeci mundur uszyty w tym roku dla polskiego żołnierza może pochodzić z Chin - alarmują krajowi producenci z branży. Z ich wyliczeń wynika, że tylko w tym roku polscy podatnicy zapłacą za to chińskiemu przemysłowi około 90 mln złotych. - To nas pogrąża - ubolewa Radosław Klinowski z Polskiego Związku Producentów Tekstyliów. - Przegrane przez nas przetargi to brak możliwości produkcji, podcinanie gałęzi, na której wszyscy siedzimy i likwidacja naszych zakładów.
Przegrane przetargi
Do niedawna mundury dla polskiego wojska szyły głównie zakłady pracy chronionej, zatrudniające inwalidów. Od lat konkurowały o wojskowe zamówienia spółdzielnie inwalidów z ELREMET z Białej Podlaskiej, Zakłady Odzieżowe "Wybrzeże" z Gdyni czy Zakład Pracy Chronionej IMA z Limanowej. W ubiegłym roku pojawił się kolejny gracz - warszawska firma Unifeq o której nikt wcześniej nie słyszał. Zaoferowała ona najniższą cenę produkcji i wygrała w cuglach gigantyczny przetarg na dostawę 158 tysięcy mundurów wartości 38,5 mln złotych. Wtedy okazało się, że ta niewielka spółka, bez majątku i dorobku całą produkcję zleca chińskim zakładom.
- Od nas wymaga się certyfikatów, akredytowanych laboratoriów, sprawdza się produkcję na każdym etapie, a w wypadku oferentów zlecających produkcję Chinom, uznawane są ustne referencje, zaświadczenia bez pokrycia, bo to jest niesprawdzalne - mówi Paweł Tkaczyk, z zarządu Polskiego Związku Producentów Tekstyliów.
Związek powstał przed rokiem by bronić interesów polskich producentów. - Postanowiliśmy o sprawę zawalczyć i stworzyć siłę - mówi Klinowski. - Związek jest po to, żeby przekonać wojsko, by tak jak w Niemczech, Włoszech i Francji, brało pod uwagę również inne czynniki, a nie tylko najniższą cenę - tłumaczy.
Po ubiegłorocznej awanturze, gdy pod adresem MON padały oskarżenia o zdradę polskich interesów, wojsko ogłosiło kolejny przetarg na uszycie 70 tysięcy mundurów o wartości 16 mln zł. Miał on preferować krajowych producentów, bo tym razem mogły w nim wziąć udział tylko zakłady zatrudniające co najmniej 50 procent niepełnosprawnych.
Polskie zakłady pracy chronionej wystąpiły tym razem wspólnie, jako konsorcjum firm. Ich konkurentem znów była spółka Unifeq Europe. - Byliśmy pewni, że ich oferta zostanie odrzucona, bo nie są przecież zakładem pracy chronionej - mówi Klinowski. Pomylił się.
Unifeq zaproponowała znów najkorzystniejszą ceną - niższą o 5 proc. od polskiej oferty - i wygrała cały przetarg 1 punktem.
Według konsorcjum, ich konkurent zatrudnia tylko cztery osoby. Według Krajowego Rejestru Sądowego - osiem. Zapytaliśmy prezesa Unifeq Europe Piotra Kowalika, czy to oznacza, że połowa z nich jest niepełnosprawna? - To są wewnętrzne sprawy firmy. Mogę tylko powiedzieć, że spełniliśmy wszystkie warunki przetargu - odpowiedział.
Spółka z bloku
Unifeq Europe została założona w marcu 2011 roku pod nazwą Gestern. Miesiąc później została sprzedana rodzinie Kowalików i chińskiej spółce szyjącej mundury Ningbo Evergreen Guotai Group CO LTD z siedziba w Fenghua. Kowalikowie - ojciec Piotr Waldemar i syn Piotr - mają w niej 90 proc. udziałów. Chińczycy tylko 10.
Kapitał spółki wynosi tylko 5 tys. zł. Początkowo mieściła się w bloku na Ursynowie, nie zatrudniała nikogo.W pierwszym roku działalności jej przychody wyniosły zero złotych. Z dokumentów rejestrowych w KRS wynika jeszcze, że spółka prowadzi bardzo szeroką działalność, zajmując się m.in. chowem i hodowlą zwierząt, łowiectwem, leśnictwem, rybactwem, produkcją wyrobów tekstylnych i wytwarzaniem mebli.
W raporcie dostarczonym do KRS po pierwszym roku działalności, Kowalikowie precyzują zakres zainteresowań firmy: "Spółka nastawione jest na zakup elementów umundurowania w Chinach oraz ich dostawą na obszary unijne. Głównym dostawcą jest spółka Ningbo będąca jednocześnie mniejszościowym udziałowcem. Jest ona istotnym elementem strategii spółki, głownie w zakresie przygotowania produktu dla celów oferty przetargowej, a następnie dla realizacji dostaw, wynikających z otrzymanych zamówień".
Zyski i przychody rosną błyskawicznie. W 2013 firma sprzedaje towary za sumę 9,1 mln zł, a rok później o 100 proc. więcej - 20,6 mln zł. Wykazywany zysk jednak jest niewielki - tylko 468 tys. zł, bo - jak informują udziałowcy w swoim sprawozdaniu - z powodu nieterminowych dostaw dla wojska musi tworzyć rezerwy księgowe.
Dwa lata temu Unifeq przenosi się z bloku na Ursynowie do kamienicy na Mokotowie przy ulicy Rejtana. Zatrudnia wtedy 6 osób, ale ma mocarstwowe ambicje: "Spółka skoncentrowała się na rozpoznaniu zamówień publicznych w Europie, z punktem ciężkości na Szwecję, gdzie efektem tego działania było przygotowanie i złożenie przez spółkę ofert do 12 szwedzkich przetargów. Spółka wygrała 6 przetargów na łączną sumę 15 mln zł".
Z dokumentów wynika, że Unifeq szyje w Chinach nie tylko dla wojska, ale też dla Polskiej Poczty. - Praca szwaczki w Chinach porównywalna jest z pracą polskiej szwaczki. Problem polega na wydajności i organizacji pracy. Dlatego jesteśmy w stanie zaproponować niższe ceny - tłumaczy prezes Piotr Kowalik.
Wycieczki nie będzie
Po wygraniu w maju przez Unifeq przetargu polscy producenci odwołali się do Krajowej Izby Odwoławczej (KIO), rozstrzygającej tego typu spory. Izba uznała, że Unifeq nie spełnił podstawowych warunków udziału w przetargu, bo przecież chiński producent nie zatrudnił niepełnosprawnych przy szyciu mundurów. KIO uznało, że co prawda - w myśl unijnych przepisów - wykonawca może w określonych sytuacjach korzystać ze wsparcia innych, ale taka firma musi udowodnić zamawiającemu, że dysponuje doświadczeniem, by zrealizować zamówienie. A tego - zdaniem Izby - Unifeq Europe nie udowodnił.
KIO uznał, że postępowanie było prowadzone z naruszeniem zasad uczciwej konkurencji i równego traktowania wykonawców. Nakazał więc MON odrzucenie oferty Unifeq Europe.
11 września uznał ten werdykt warszawski sąd okręgowy. - Sąd potwierdził, że firmy teczkowe, nie posiadające własnych mocy wytwórczych, a zlecające produkcję krajom azjatyckim, nie mogą mieć przewagi nad polskimi producentami w postępowaniach przetargowych, jeśli chodzi o zatrudnianie osób niepełnosprawnych - mówi Paweł Tkaczyk z Polskiego Związku Producentów Tekstyliów.
Po dwumiesięcznej zwłoce wojsko wykonało orzeczenie Izby, podpisując pod koniec sierpnia z polskim konsorcjum umowę na uszycie mundurów. - Cieszymy się, bo dzięki naszej determinacji blisko tysiąc osób zaangażowanych w realizację wojskowych kontraktów zachowa pracę - mówi Radosław Klinowski.
Ale w 2. Regionalnej Bazie Logistycznej w Rembertowie radości z tego powodu nie było. Raczej żal. - Wojskowi mówili, że im trochę przykro, bo im przepadł atrakcyjny wyjazd i zwiedzanie muru chińskiego - dodaje Klinowski.
Żal jest też u Chińczyków, jak nazywają konkurencję polscy producenci. - Cała Europa zaopatruje się w Chinach - mówi prezes Kowalczyk. - Bierzemy udział w przetargach we Francji, Holandii, Wielkiej Brytanii, zaopatrujemy armię szwedzką. Tylko w Polsce mamy problemy, bo monopoliści boją się konkurencji - dodaje.
Kowalczyk podkreśla, że już od 2008 roku polskie mundury szyte są w Chinach i do tej pory to nikomu nie przeszkadzało. - Produkujemy je w najnowocześniejszych fabrykach, a nie jak w Polsce po garażach i piwnicach - dodaje Kowalik. - Jesteśmy polską firmą i mamy prawo brać udział w przetargach tak samo jak oni. I nie można nas z tego wyeliminować tylko dlatego, że im się nie podoba nasz model biznesowy - denerwuje się.
Ochrona po skandynawsku
- Wyrok sądu nie rozwiązał problemu - przyznaje jeden z prezesów dużej szwalni, zatrudniającej 65 proc. niepełnosprawnych. Nie chce ujawniać nazwiska, bo wciąż szyje mundury dla wojska. Mówi, że w ciągu ostatnich 12 lat zakłady pracy chronionej zostały pozbawione kolejnych przywilejów: zwrotu VAT, zwolnień z ZUS i zamówień rządowych z wolnej ręki, a Chińczycy wypierają z rynku polskich inwalidów, szyjąc mundury dla wojska, listonoszy i policji. Oferują przy tym nieznacznie niższą cenę.
- A my musimy konkurować o zlecenia w przetargach - mówi prezes dużej spółdzielni inwalidów. - Ja się nie boję konkurencji z Europy, bo zawsze jesteśmy w stanie zaproponować niższe ceny. Ale z Chińczykami jest zupełnie inaczej - dodaje. Jak podkreśla, absurd tej sytuacji polega na tym, że z podatków wypracowanych przez jego zakład, które trafiają do MON, wojsko finansuje jego chińską konkurencję, nie płacącą podatków w Polsce.
- To nie do pomyślenia w Europie Zachodniej - mówi. Gdy jego firma próbowała się bezskutecznie starać kilka razy o wojskowe zamówienia w Danii i Norwegii, jeden ze znajomych Skandynawów poradził: "daj sobie spokój, bo i tak przetarg wygra miejscowa firma".- Szkoda, że naszego przemysłu nikt tak nie chroni - dodaje.
Pytanie bez odpowiedzi
Radosław Klinowski mówi, że sytuacja krajowych dostawców dla wojska jest tragiczna. Chińczycy wyparli już z rynku polskie zakłady dziewiarskie i producentów butów. Teraz toczy się już tylko walka o mundury. Dodaje, że od jej wyniku zależy los kilku tysięcy osób zatrudnionych w przemyśle włókienniczym i tekstylnym.
Od miesięcy przedstawiciele Związku Polskich Producentów Przemysłu Tekstylnego lobbuje za objęciem przetargów na umundurowanie szczególną procedurą. Zdaniem związku, dostawy mundurów polowych, ubrań ochronnych, ubiorów pilota i czołgisty mogłyby być zakwalifikowane do kategorii zamówień specjalnego wyposażenia, przeznaczonego do użycia wyłącznie przez Siły Zbrojne RP. To umożliwiłoby odstąpienie od otwartych przetargów i uchroniłoby zakłady od plajty. Zaoszczędziłoby też wojsku wydatków ponoszonych w związku z nadzorem produkcji w Chinach.
Prezes dużej spółdzielni inwalidów mówi, że on i jego koledzy próbowali bezskutecznie namówić do wsparcia tego pomysłu wicepremiera Janusza Piechocińskiego i szefa MON Tomasza Siemoniaka. Odbili się od ministerialnych ścian, więc na początku września wysłali list z prośbą o pomoc do zwierzchnika sił zbrojnych - prezydenta Andrzeja Dudy.
"Uprzejmie prosimy Pana Prezydenta o podjęcie stosownych działań (...) W sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa państwa pozwolą one uniezależnić polskie Siły Zbrojne od zagranicznych dostawców wyposażenia oraz pozwolą nie dopuścić do likwidacji polskich zakładów przemysłu włókienniczego i odzieżowego" - napisali sygnatariusze.
Rok temu rzecznik MON Jacek Sońta mówił, że resort nie ma żadnych mechanizmów, by zatrzymać chiński import. Czy teraz wojsko rozważa już wprowadzenie przetargów zamkniętych na umundurowanie, w których braliby udział tylko polscy producenci? Pułkownik Sońta poprosił Wirtualną Polskę o wysłanie pytania mailem, ale nie odpowiedział na nie.