Kolumna samochodów MON próbowała wymusić pierwszeństwo. Dziennikarz "Wyborczej" nie ustąpił
Na ulicach Warszawy miał miejsce kolejny incydent z udziałem samochodów MON. Tym razem jednak nie doszło do stłuczki ani wypadku, gdyż jeden z kierowców odmówił wykonania polecenia Żandarmerii Wojskowej. To dziennikarz "Gazety Wyborczej" Wojciech Czuchnowski.
31.03.2017 | aktual.: 31.03.2017 21:29
Dziennikarz poruszał się ulicą Batorego, a za nim jechała kolumna samochodów MON prowadzona przez Żandarmerię Wojskową. - Dojechałem do świateł przy Placu Unii Lubelskiej. Jadąca za mną kolumna domagała się, abym ustąpił im miejsca. Nie mogłem tego zrobić, bo przede mną jechały samochody, a ja miałem czerwone światło - mówi Wirtualnej Polsce Wojciech Czuchnowski.
"Funkcjonariusz ŻW wyszedł do mnie i domagał się natychmiastowego zjechania z drogi. Powiedziałem, że tego nie zrobię. Dodałem też kilka niepochlebnych zdań pod adresem Antoniego Macierewicza i obecnej władzy".
Czuchnowski wyraził swoje wątpliwości odnośnie tego, czy przejazd kolumny na sygnale jest uzasadniony. Funkcjonariusz ŻW poinformował go, że w kolumnie nie znajduje się Antoni Macierewicz.
Dziennikarz ruszył dopiero wówczas, gdy upewnił się, że ma możliwość bezpiecznego wjazdu na skrzyżowanie. - Gdyby była to karetka lub policja to zrobiłbym wszystko, aby zjechać. Stanąłbym na głowie. Ale w tym przypadku nie czułem się do tego zobligowany - szczególnie po ostatnich historiach związanych z przejazdem pojazdów rządowych - wyjaśnia.
Kolumna MON miała włączone sygnały dźwiękowe. Na jej czele poruszał się radiowóz Żandarmerii Wojskowej, a za nim jechał drugi samochód, który "wystawał" poza pas ruchu. - Był tam, aby w razie czego spychać samochody jadące z naprzeciwka. To mnie szczególnie zbulwersowało - zaznacza Czuchnowski.
- Widać było, że temu żandarmowi jest głupio. Nie był agresywny, raczej uprzejmy i kulturalny. To mnie nieco poniosło ze zdenerwowania - mówi nam dziennikarz.