Jarosław Kaczyński odkrył przyczyny swojej porażki?
Ja sobie sztabu wyborczego nie wybierałem - mówi w rozmowie z "Newsweekiem" Jarosław Kaczyński. W obszernym wywiadzie prezes PiS przyznaje, że kampanię prezydencką wymyślono za niego, a osoby w istocie za nią odpowiedzialne, miały być w założeniu tylko "ładnymi twarzami". To w działaniach Joanny Kluzik-Rostkowskiej i Pawła Poncyljusza Kaczyński upatruje przyczyn swojej porażki. Jednocześnie przyznaje, że jego następnym celem jest powrót na fotel premiera.
"Ja sobie sztabu wyborczego nie wybierałem"
Jarosław Kaczyński w rozmowie z "Newsweekiem" mocno skrytykował sposób prowadzenia jego prezydenckiej kampanii wyborczej. Dostało się zarówno Joannie Kluzik-Rostkowskiej jak i Pawłowi Poncyljuszowi.
Prezes PiS po raz kolejny mówi, że po katastrofie w Smoleńsku był na silnych środkach uspokajających, co z całą pewnością miało ogromny wpływ na kampanię prezydencką. - Uczciwie mówiąc, to za mnie wymyślono tę kampanię - przyznaje Kaczyński. Dodaje, że to nie on sam dobierał sobie ludzi do prowadzenia kampanii lecz zrobił to ktoś z partii. - Sam nikogo nie dobierałem, nie byłem w stanie. Po śmierci brata czułem się jak bokser po bardzo ciężkim nokaucie.
- Początkowo sądziłem, że Joanna Kluzik-Rostkowska będzie tylko twarzą kampanii, bo jest rzeczywiście wyjątkowo urocza. Później ona zapragnęła być realnym szefem i przystałem na to, choć byłem jej postawą zaskoczony. No i to nie była dobra decyzja, niemal od razu miała negatywne konsekwencje - mówi lider Prawa i Sprawiedliwości.
Z kolei odnosząc się do drugiej osoby znanej z kampanii - Pawła Poncyljusza - Kaczyński mówi, że to nie on zrobił Poncyljusza rzecznikiem swojego sztabu. - Powołano go, a ja nie podniosłem wielkiego protestu. Było takie przeświadczenie, że ładne buzie w sztabie - a on jest przystojny - i demonstrowanie, że ja jestem niesłychanie łagodny, przyniesie nam poparcie elektoratu wielkomiejskiego. Łagodnie mówiąc nic z tego nie wyszło - konkluduje szef PiS.
Dodaje, że zmiękczanie jego wizerunku kompletnie nic nie dało, a tylko zdemobilizowało twardy elektorat partii. A te wybory można było wygrać - stwierdza Kaczyński w rozmowie z "Newsweekiem".
"Chcę ponownie zostać premierem"
Lider PiS zapewnia jednak, że wierzy w zwycięstwo w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych i chce ponownie zostać premierem. - Chcę wygrać wybory w 2011 roku, a jeśli przegram, to będę chciał wygrać w roku 2015 - mówi Kaczyński. I jak dodaje, jeśli aktyw partyjny PiS się zmobilizuje, to Donald Tusk nie ma żadnych szans, by zostać premierem.
Odnosząc się z kolei do spekulacji, według których władzę w Prawie i Sprawiedliwości miałby przejąć Zbigniew Ziobro Kaczyński mówi, że w najbliższych latach nie zamierza rezygnować z szefostwa PiS. - Nie mam 80 ani 100 lat, ani tez nie dzieje się nic takiego, bym musiał odchodzić z polityki. Nie ma więc powodów, bym traktował siebie jako przejściowego prezesa PiS - stwierdza szef partii. Jednak przyznaje, że Ziobro mógłby się znaleźć wśród kandydatów na szefa partii w kolejnych wyborach.
"Uznaje wybór Komorowskiego, ale ręki mu nie podam"
Jarosław Kaczyński deklaruje, że nie poda ręki Bronisławowi Komorowskiemu. - Uznaję jego wybór, bo uznaję reguły demokracji. Wygrał wybory, a nie mam żadnych podstaw by sądzić, że zostały one sfałszowane. Natomiast w żadnym razie nie podam mu ręki - mówi Jarosław Kaczyński.
Taki symboliczny bojkot ze strony lidera PiS ma objąć także premiera. Powód? Kaczyński obarcza liderów Platformy odpowiedzialnością za katastrofę smoleńską i usunięcie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. Jak dodaje Kaczyński, Komorowski chociaż nie ma tyle wspólnego z katastrofą, co rząd, to jednak wpisywał się w kampanię przeciwko prezydentowi i był protektorem Palikota. - Brał udział w ostatecznej rozgrywce z Rosjanami, aby wizyta mojego brata w Katyniu nie miała odpowiedniej rangi, a to doprowadziło do katastrofy - stwierdza prezes PiS.
Odnosząc się z kolei do pamiętnego wywiadu prezydenta elekta, po którym nastąpiła awantura o krzyż przed Pałacem Prezydenckim Kaczyński powiedział, że ma niewielkie zaufanie do intelektu Komorowskiego.