"Bez dietetyka poprawienie się jakości szpitalnego jedzenia, nie przełoży się na poprawę stanu pacjenta"© PAP, archiwum prywatne | Marcin Bielecki

Żywienie w szpitalach postawiliśmy na głowie. Białko, głupcze!

Patryk Słowik
6 października 2023

Tłumacząc, co jest najważniejsze w szpitalnym żywieniu, dr Dorota Mańkowska-Wierzbicka przez przypadki odmienia słowo "białko". Dyskusja o lepszych posiłkach dla chorych odbywa się obok najważniejszego problemu - bez dietetyków jedzenie będzie może smaczniejsze, ale nie o wrażenia smakowe tu chodzi.

Patryk Słowik, Wirtualna Polska: Czy Polacy umierają z głodu w szpitalach?

Dorota Mańkowska-Wierzbicka, prezes Polskiego Towarzystwa Żywienia Pozajelitowego, Dojelitowego i Metabolizmu, doktor habilitowana nauk medycznych: Tak, można tak powiedzieć. Przy czym to nie tak, że pacjent dociera do szpitala, kładzie się do łóżka i umiera z głodu.

Rozumiem, że to bardziej skomplikowane…

Przede wszystkim nie chodzi tu koniecznie o głód w powszechnym tego słowa rozumieniu, czyli sytuację, w której ktoś chce coś zjeść, ale nie ma dostępu do jedzenia, co może prowadzić do uczucia głodu lub dyskomfortu.

Jedna grupa to pacjenci, których stan odżywienia jest oceniany jako prawidłowy w dniu przyjęcia do szpitala, i mogą ulegać niedożywieniu w trakcie hospitalizacji.

Drugą grupę stanowi 30 proc. chorych, którzy trafiają do szpitali i już wykazują cechy niedożywienia. Przy tym warto podkreślić, że "wykazywanie cech niedożywienia" nie zależy od wagi ciała, co oznacza, że osoba otyła może być jednocześnie niedożywiona.

I z tych 30 proc. aż 70 proc. pacjentów pogłębia swoje niedożywienie w trakcie pobytu w szpitalu.

Innymi słowy, w szpitalu stan tych osób pogarsza się pod względem odżywienia, zamiast poprawiać.

Co ostatecznie rzeczywiście może doprowadzić do śmierci, choć często w pośredni sposób niż to sobie mogą czytelnicy wyobrażać.

Kiedy w ogóle ocenia się stan odżywienia pacjenta?

W Polsce obowiązkiem jest ocena stanu odżywienia pacjenta w momencie przyjęcia do szpitala. Oceniamy to za pomocą różnych skal, takich jak NRS 2002 czy SGA. Ale zostawmy skomplikowaną terminologię. Po prostu w szpitalu zadaje się pytania: Czy pan/pani schudł(a) w niezamierzony sposób w ostatnim czasie? Jeśli tak, to ile kilogramów i w jakim czasie? Czy spożywa pan/pani pełne posiłki? Dokonuje się pomiaru masy ciała, wzrost, oraz oblicza BMI.

I jeśli odpowiedź na pytanie sugeruje, że może być problem, przyznaje się pacjentowi punkty w skali.

Pacjent powyżej 70 roku życia już otrzymuje jeden punkt ze względu na swój wiek. Pacjent trafiający na intensywną terapię otrzymuje trzy punkty. Po uzyskaniu trzech punktów rozpoczynamy odpowiednie interwencje żywieniowe.

Dorota Mańkowska-Wierzbicka, prezes Polskiego Towarzystwa Żywienia Pozajelitowego, Dojelitowego i Metabolizmu, doktor habilitowana nauk medycznych
Dorota Mańkowska-Wierzbicka, prezes Polskiego Towarzystwa Żywienia Pozajelitowego, Dojelitowego i Metabolizmu, doktor habilitowana nauk medycznych© Archiwum prywatne

Co powoduje to niedożywienie? Ktoś mało je?

I znów: to jest bardziej złożone. Niedożywienie nie może być postrzegane jedynie w kategoriach: je mało - je dużo.

Niedożywiony pacjent to ktoś, kto cierpi na niedobór białka, które stanowi jedną z najważniejszych substancji budulcowych. Dlatego słowo "białko" będzie wielokrotnie przeze mnie podkreślane. Brak wystarczającej ilości białka w organizmie prowadzi do osłabienia jakości mięśni, zmniejszenia ich masy oraz utraty siły. Pacjent, u którego brakuje białka, może nie być w stanie skutecznie zwalczać choroby ani wytwarzać substancji potrzebnych do obrony przed infekcjami.

W organizmie człowieka znajdują się m.in. mięsień sercowy czy mięśnie międzyżebrowe, które mają kluczowe znaczenie dla prawidłowego funkcjonowania układu krążenia i układu oddechowego. W przypadku nieprawidłowego funkcjonowania układu oddechowego może dojść do poważnych schorzeń, chociażby takich jak zapalenie płuc. Problemy z układem krążenia mogą skutkować niewydolnością serca, co wpływa na nieprawidłowy przepływ krwi i utrudnione dostarczanie tlenu oraz substancji odżywczych do każdej komórki naszego ciała. Niedożywiony pacjent staje się osłabiony, mniej aktywny fizycznie, jego mięśnie zanikają, a w pewnym momencie nie będzie w stanie wstać z łóżka.

A pacjent leżący ma większe predyspozycje do rozwoju zapalenia płuc i infekcji dróg moczowych. Niedożywienie może prowadzić do szeregu różnych powikłań, które będą komplikować proces hospitalizacji, wymagając jednocześnie wprowadzenia dodatkowej antybiotykoterapii.

Taki niedożywiony pacjent z chorobą towarzysząca znajduje się na równi pochyłej. Jego stan słabnie z dnia na dzień podczas pobytu w szpitalu, a jeśli w takim stanie wróci do domu, to proces rekonwalescencji będzie dłuższy i trudniejszy.

Ale tu chyba mówimy o jakiejś długiej hospitalizacji?

Niekoniecznie. Załóżmy, że trafia pan do szpitala. I w gruncie rzeczy zdrowy człowiek kładzie się do łóżka na 7 dni. Je tylko to, co dostanie – nie każdy ma przecież ten komfort, że rodzina dostarcza mu domowe jedzenie. W ciągu tego czasu straci pan statystycznie 7 proc. masy mięśniowej.

W czasie 7-10 dni pobytu na oddziale internistycznym przeciętny pacjent straci od 1 do 1,5 kg masy mięśniowej. Jednakże, w przypadku 10-dniowego pobytu na oddziale intensywnej terapii, zależnie od ewentualnego uszkodzenia narządów - w przypadku niewydolności jednonarządowej może wystąpić utrata 20 proc. mięśni, a w niewydolności wielonarządowej może być to już aż 30 proc. mięśni. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że po chorobie odbudowa 1 kg mięśni zajmuje średnio kilka miesięcy, to pacjenta czeka naprawdę długi proces rehabilitacji.

A mięśnie, jak wnioskuję, mają związek z siłą pacjenta i jego rekonwalescencją.

Mięśnie komunikują się z wieloma układami np. immunologicznym czy endokrynnym (hormonalnym), wpływając na naszą odporność oraz są odpowiedzialne za regulację poziomu cukru we krwi. Nasze mięśnie posiadają znaczną siłę - moc, która jest niezbędna do zachowania normalnego funkcjonowania.

Z badań wynika, że pacjent hospitalizowany, na przykład na oddziale internistycznym, wykonuje jedynie 5,5 minuty aktywności fizycznej dziennie, co przekłada się na zaledwie około 300 kroków.

A co musimy zrobić, by te mięśnie były mocne, skoro w szpitalu raczej nie weźmiemy się za jogging?

Musimy dostarczyć pacjentom odpowiednią ilość białka. W przypadku niedożywionego pacjenta brak zapewnienia wystarczającej ilości białka oraz energii może być problemem.

Choroby zwykle zwiększają zapotrzebowanie organizmu na ważne substancje. Nasza dieta powinna dostarczać odpowiednią ilość energii, tłuszczów, węglowodanów, witamin oraz pierwiastków śladowych, ale szczególna uwaga powinna być skierowana na białko. To ono ma istotny wpływ na naszą zdolność do radzenia sobie z chorobą.

Przykładowo, pacjent onkologiczny, u którego występują cechy niedożywienia, może cierpieć na niedobory białka. W takim przypadku podawane podczas chemioterapii leki mogą nie związać się w odpowiedniej ilości z białkami. To może prowadzić do sytuacji, w której lek, który miał pomóc w zwalczaniu choroby, ostatecznie staje się toksyczny. Leki, które nie są związane z białkami, krążą we krwi, prowadząc do uszkodzenia narządów i powodują różne powikłania.

Jak więc leczyć niedożywionego pacjenta?

Takiemu niedożywionemu pacjentowi trzeba dopasować chemioterapię do jego możliwości metabolicznych. Nie może otrzymywać leków w dawce, która byłaby skuteczna w leczeniu choroby nowotworowej, ponieważ jego organizm nie będzie w stanie tego znieść.

Często onkolodzy zmuszeni są do zmniejszenia dawki leków chemioterapeutycznych, co niestety powoduje dużo mniejszą efektywność leczenia. W niektórych przypadkach, ze względu na wyraźnie większe ryzyko toksyczności w porównaniu z efektywnością, konieczne jest odmówienie podjęcia chemioterapii.

Czy ta mniejsza efektywność leczenia to jedyny efekt niedożywienia?

Nie, niestety nie. Po pierwsze pacjent leżący ma większe predyspozycje do wspomnianego już zapalenie płuc i infekcji dróg moczowych, co często wymaga zastosowania dodatkowej antybiotykoterapii, co dodatkowo osłabia organizm.

Konsekwencją niedożywienia mogą być także różne powikłania, które utrudniają hospitalizację. U niedożywionego pacjenta ze zdiagnozowaną chorobą nowotworową, który może być kandydatem do operacyjnego usunięcia guza, po zabiegu chirurgicznym mogą pojawić się różnego rodzaju komplikacje, takie jak rozejście rany czy zespolenia.

Jakiś przykład?

Rak jelita grubego, który jest umiejscowiony w taki sposób, że umożliwia wycięcie fragmentu jelita i zespolenia jego zdrowych części, wymaga od pacjenta wystarczającej ilości białka, aby umożliwić prawidłowy proces gojenia. Pacjent, u którego stwierdza się niedobór białka, może nie mieć wystarczającej siły do regeneracji i leczenia tego obszaru zespolenia. W takiej sytuacji może dojść do przesiąkania czy nawet rozejścia się zespolenia i konieczności ponownej operacji. Jeśli niedobory żywieniowe i niedobory białka nie zostaną uzupełnione, szanse na powodzenie kolejnego zabiegu chirurgicznego są niewielkie.

Udowodnione jest, że od stopnia niedożywienia zależy częstość powikłań, w tym niestety również powikłań śmiertelnych

No dobrze, to teraz kluczowa kwestia: jak tego uniknąć?

Towarzystwa naukowe zajmujące się tematyką żywienia klinicznego, w tym również Polskie Towarzystwo Żywienia Pozajelitowego, Dojelitowego i Metabolizmu POLSPEN, którego jestem prezesem, apelują o konieczność oceny stanu odżywienia pacjenta w dniu przyjęcia do szpitala.

W przypadku przedłużającej się hospitalizacji zaleca się także regularne weryfikowanie stanu odżywienia co 14 dni. Pacjent planowany do przyjęcia do szpitala w celu leczenia operacyjnego powinien być już na etapie poradnictwa ambulatoryjnego poddany ocenie stanu odżywienia. W przypadku stwierdzenia niedożywienia lub ryzyka niedożywienia, pacjent powinien być skierowany do poradni prehabilitacyjnej.

W niej dietetycy i fizjoterapeuci pomogą ocenić stan pacjenta, określą jego zapotrzebowanie na białko i energię oraz opracują sposób jego dostarczenia, tak aby uniknąć powikłań.

Jeśli pacjent wykazuje cechy ciężkiego niedożywienia, powinien zostać przyjęty na oddział, gdzie będzie poddawany żywieniu klinicznemu dostosowanemu do jego potrzeb, w tym żywieniu dojelitowemu lub pozajelitowemu.

Nawet jeśli konieczne będzie przesunięcie czasu operacji o 14 dni, badania pokazują, że taka prolongacja operacji, poprzedzona leczeniem żywieniowym, przynosi korzyści, poprawia rokowania i powrót pacjenta do zdrowia. W szpitalach istotne jest posiadanie świadomości zagrożeń związanego z niedożywieniem oraz wiedza na temat korzyści płynących z takiego postępowania.

Zwykła hospitalizacja nie poprawi stanu pacjenta?

Badania przeprowadzone w Polsce wykazują, że jedynie 20 proc. pacjentów otrzymuje odpowiednią ilość białka w trakcie hospitalizacji. Osoba w stanie równowagi zdrowia potrzebuje od 0,8 do1,0 gramów białka na kilogram masy ciała na dobę. W okresie choroby jej zapotrzebowanie na białko wzrasta do 1,2 do 1,5 gramów na kilogram masy ciała dziennie, aby umożliwić organizmowi walkę z chorobą.

I tu wchodzą te mityczne szpitalne posiłki…

W polskich szpitalach około 60 proc. pacjentów spożywa mniej niż połowę posiłków, które otrzymuje. Serwowane posiłki w formie cateringu nie są dostosowane do potrzeb przeciętnego pacjenta.

To do kogo jest dostosowany?

Nie mam pojęcia. Nikt nie wie. Faktem jest, że w Polsce posiłki w szpitalach są nieokreślone pod żadnym względem, przede wszystkim pod względem wartości odżywczych. Pacjent, pielęgniarka czy lekarz nie dostają informacji o tym, ile białka i energii dostarcza serwowany posiłek. Jednak spożycie tylko połowy tych posiłków jedynie pogłębia niedożywienie i wynikające z tego konsekwencje zdrowotne dla pacjenta.

Dlaczego pacjent nie je w szpitalu?

Pierwszym powód: badania diagnostyczne. Pacjent idzie na USG, tomografię komputerową czy rezonans magnetyczny. Ponadto zlecane badania endoskopowe, takie jak gastroskopia czy kolonoskopia, nie tylko wymagają bycia na czczo, lecz także np. w przypadku kolonoskopii specjalnego przygotowania jelit. To wydłuża czas bez posiłku niekiedy do dwóch dni. Z reguły pacjent idący na badania opuszcza jeden, dwa posiłki. W przypadku długotrwałej hospitalizacji te opuszczone posiłki się sumują.

Drugi powód to niepełnosprawność pacjenta. Starsi, leżący pacjenci mogą mieć trudności z jedzeniem w pozycji leżącej. Czasem rezygnują z jedzenia całkowicie, ponieważ jest to dla nich zbyt duży wysiłek.

Innym czynnikiem może być aspekt wizualny jedzenia, który odpycha pacjentów. Wielu z nich traci apetyt w wyniku choroby. Przykładowo podczas grypy dochodzi do utraty apetytu. Wycofanie stanu zapalnego zazwyczaj apetyt poprawia. Jednak u pacjentów cierpiących na przewlekłe choroby, takie jak nowotwory, proces zapalny jest obecny ciągle, co skutkuje stałym brakiem uczucia głodu. Po prostu tacy pacjenci nie odczuwają apetytu i jedzenie sprawia im ogromną trudność.

Mamy też pacjentów, którzy nie mogą przyjmować niczego doustnie.

Jeśli pacjent nie przyjmie niczego doustnie lub przyjmuje np. tylko 20 proc. pokarmów, ryzykuje śmierć z głodu. Takich pacjentów należy zacząć odżywiać. Jeśli przewód pokarmowy pacjenta działa, najlepiej jest zastosować żywienie dojelitowe, czyli z wykorzystaniem przewodu pokarmowego.

Jeśli ma to być żywienie krótkotrwałe, trwające od 4 do 6 tygodni, to można zastosować tzw. zgłębniki do żołądka, do dwunastnicy lub jelita cienkiego.

Co to jest zgłębnik?

Zgłębnik to cienka, kilkumilimetrowa rurka wprowadzana przez nos do żołądka lub poniżej. Przez ten rodzaj sondy można podłączyć rurki, które prowadzą do pojemnika zwierającego dietę przemysłową. Diety takie są przygotowywane w wyspecjalizowanych laboratoriach żywieniowych i są odpowiednio zbilansowane pod względem składników odżywczych, takich jak białko, węglowodany, tłuszcze oraz witaminy i minerały, tak by dostarczyć organizmowi niezbędnych składników odżywczych. Wiemy dokładnie, co dostarczamy pacjentowi, i jesteśmy w stanie dostosować ilość i jakość diety, aby jak najlepiej sprostać jego potrzebom i specyfice choroby.

Kiedy pojawiają się trudności z wchłanianiem diety, dokonujemy modyfikacji. Jeśli pacjentowi z jakiegoś powodu nie jesteśmy w stanie podać więcej niż 60 proc. diety do przewodu pokarmowego, to równocześnie uzupełniamy je żywieniem pozajelitowym.

Na czym polega żywienie pozajelitowe? Kiedy jest wdrażane?

W sytuacji, gdy pacjent nie może być odżywiany do przewodu pokarmowego, na przykład z powodu niedrożności, obecności przetok, wprowadzamy żywienie pozajelitowe. W takiej sytuacji dobieramy leczenie do potrzeb pacjenta i wszystkie składniki odżywcze podajemy do naczynia żylnego obwodowego (o małej średnicy) lub najczęściej naczynia centralnego (o dużej średnicy).

Dzięki żywieniu dojelitowemu, pozajelitowemu czy dzięki połączeniu tych metod, pacjent może być odpowiednio dożywiony, co poprawia jego rokowania dotyczącego przeżycia i wyzdrowienia. W przypadku braku wsparcia żywieniowego pacjent narażony jest na długą hospitalizację i ryzyko śmierci.

W jak wielu przypadkach pacjent nie dostaje odpowiedniego wsparcia?

Procentowo trudno mi to określić. Leczenie żywieniowe jest bardzo ważne, niestety nie jest prowadzone odpowiednio we wszystkich szpitalach.

POLSPEN opracował i wprowadził ogólnopolski program o nazwie "Szpital Dobrej Praktyki Żywienia Klinicznego – Leczenie przez żywienie" oraz zaprosił do prowadzenia tej akcji pozostałe dwa towarzystwa Polskie Towarzystwo Żywienia Klinicznego (PTŻK) i Polskie Towarzystwo Żywienia Pozajelitowego, Dojelitowego i Metabolizmu (PTŻKD).

Celem tego programu jest propagowanie najlepszych praktyk w dziedzinie żywienia klinicznego oraz zapewnienie każdemu pacjentowi oceny jego stanu odżywienia i odpowiedniego leczenia żywieniowego. Przy czym muszę podkreślić, że nie chodzi tu o tzw. garkuchnię, lecz o inicjatywę, która skupia szpitale gotowe do udzielenia wsparcia pacjentom w zakresie żywienia klinicznego. W Polsce obecnie tylko 56 szpitali uzyskało certyfikat w ramach tego programu.

Podała pani statystyki o osobach niedożywionych i wspomniała o tym, że niedożywienie rozwija się w szpitalu. Kto za to odpowiada? Narodowy Fundusz Zdrowia? A może same szpitale, ich kierownictwo poprzez niewłaściwą organizację pracy?

Odpowiedzialność może leżeć zarówno po stronie szpitali i ich kierownictwa, jeśli organizacja pracy (brak dietetyków) czy dostarczanie posiłków (brak informacji o składzie diet) są niewłaściwie zorganizowane, jak i po stronie Ministerstwa Zdrowia lub Narodowego Funduszu Zdrowia, gdyż kwota przeznaczona na posiłki jest niewystarczająca.

A może za problemy odpowiadają lekarze, nie przeprowadzając odpowiedniej oceny stanu odżywienia?

W przypadku odpowiedzialności lekarza pojawia się pewien problem. W Polsce kształcimy lekarzy i dietetyków, często na tych samych uczelniach. Proszę sobie wyobrazić, że tylko na czterech uczelniach w Polsce jest wprowadzana tematyka leczenia żywieniowego w programie studiów medycznych i to od niedawna.

Na większości uniwersytetów medycznych w programie studiów polskiego studenta medycyny nie ma nawet godziny poświęconej na naukę o żywieniu człowieka. Dlatego też lekarz może napotykać trudności w zajmowaniu się podstawową oceną stanu odżywienia i podstawową interwencją, taką jak obliczanie zapotrzebowania żywieniowego dla danego pacjenta czy też układanie programu żywieniowego - diety.

To są obowiązki dietetyka. Lekarz powinien wiedzieć jak poprowadzić żywienie kliniczne – czyli to specjalistyczne: dojelitowe czy też pozajelitowe.

W takim razie odpowiedzialni są szpitalni dietetycy?

Studia z dziedziny dietetyki koncentrują się głównie na żywieniu człowieka zdrowego i chorego. Jednak po ukończeniu tych studiów nie ma miejsca pracy dla dietetyka w szpitalu lub w ambulatorium dietetycznym. Kształcimy specjalistów, którzy nie są właściwie wykorzystywani w systemie opieki zdrowotnej.

Szpitale, które zatrudniają dietetyków, są wyjątkiem, niestety stanowią mniejszość. Ogólnie rzecz biorąc, lekarze nie są odpowiednio edukowani w dziedzinie żywienia, a w wielu szpitalach po prostu brakuje dietetyków.

Dietetyk w Polsce kojarzy się z kimś, kto pomaga schudnąć.

No właśnie. W krajach o sprawnie funkcjonujących systemach ochrony zdrowia dietetyk jest również postrzegany jako osoba, która wspomaga lekarza w szpitalu. Pomaga w ocenie stanu odżywienia pacjentów, analizuje ich zdolność do jedzenia i kontroluje, ile zjadają.

W polskim szpitalu, gdzie brakuje dietetyków, często zdarza się, że jedzenie dostarczone starszym pacjentom, którzy mają trudności z jedzeniem, ale po pewnym czasie jest zabierane bez odnotowania, ile pacjent zdołał zjeść. To jest obszar, w którym dietetyk miałby bardzo ważną rolę do odegrania.

Mógłby dostosować dietę tak, aby pacjent mógł jeść, biorąc pod uwagę jego indywidualne potrzeby. Na przykład, jeśli osoba nie ma uzębienia i nosi luźną protezę, trudno jej będzie zjeść kawałek mięsa. Jednak podając delikatny pulpety w sosie, jest większa szansa, że zostanie zjedzony.

Czy jesteśmy w stanie zmienić ten stan? W jaki sposób to zrobić?

POLSPEN i PTŻK dążą do włączenia elementu wsparcia żywieniowego dla pacjentów onkologicznych do krajowej sieci onkologicznej. Jest to szczególnie istotne dla pacjentów cierpiących na nowotwory głowy i szyi czy też układu pokarmowego, którzy często doświadczają ciężkiego niedożywienia, a ich zapotrzebowanie na odpowiednie żywienie wzrasta z każdym dniem.

Wprowadzenie wsparcia dietetycznego od samego początku mogłoby znacząco pomóc, dostosowując diety i napoje, aby były bardziej wartościowe. Szacuje się, że nawet w 80 proc. przypadków wsparcie kompetentnego dietetyka w zupełności wystarczyłoby.

Dodatkowo optymalnym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie na studiach medycznych przedmiotu dotyczącego żywienia klinicznego. Później organizowanie kursów przypominających o tym zagadnieniu w trakcie stażu i na etapie rezydentury To pozwoliłoby systematycznie rozwijać wiedzę na ten temat.

Aby poprawić sytuację w polskich szpitalach, ważna jest współpraca zespołowa. Na froncie mógłby działać dietetyk, który informowałby lekarza o problemach żywieniowych pacjenta, takich jak trudności z jedzeniem czy potrzeba założenia dostępu do leczenia żywieniowego, pozwalając lekarzowi skoncentrować się na leczeniu pacjenta.

Warto podkreślić, że żywienie kliniczne jest kluczowym elementem terapii, który może pomóc ciężko chorym pacjentom poprawić rokowania i skrócić czas pobytu w szpitalu, ale też dać szansę na życie. Choroby często prowadzą do niedożywienia, a im cięższa choroba, tym większe ryzyko powikłań i zwiększone ryzyko śmiertelności. Dlatego tak ważne jest zrozumienie i umożliwienie pracy zespołowej przy takich chorych dietetyk -lekarz.

Jak ta sytuacja zmieniała się na przestrzeni lat. Wiemy, gdzie jesteśmy dzisiaj, ale czy idziemy do przodu, czy się cofamy?

Zauważamy rosnącą świadomość i zainteresowanie leczeniem żywieniowym. Podczas prowadzonych konferencji i webinariów poświęconych tej tematyce, zauważamy coraz więcej młodych lekarzy, którzy wykazują pasję i zainteresowanie umiejętnością leczenia żywieniowego.

To bardzo pozytywny znak, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że społeczeństwo starzeje się, a częstość chorób onkologicznych rośnie, co zwiększa zapotrzebowanie na wiedzę i specjalistów z zakresu żywienia klinicznego. Niemniej, mimo że staramy się, nawet we współpracy z innymi towarzystwami pracować bardzo intensywnie, nie jesteśmy w stanie dotrzeć ze szkoleniami i kursami do wszystkich zainteresowanych.

Dlatego tak istotne jest, aby władze uniwersytetów dostrzegły, że wiedza i umiejętności z zakresu leczenia żywieniowego są niezwykle istotne i powinny być uwzględniane w programach nauczania przyszłych lekarzy. To nie jest trudne zadanie, ale wymaga zrozumienia, jak efektywnie dostarczać taką wiedzę.

Przykładowo uczymy, że leczenie pacjenta ciężko niedożywionego wymaga ostrożności i powolnego wprowadzania terapii. Bo dobre intencje to jedno, ale najważniejsze, by nie zaszkodzić pacjentowi. Przypominamy, że np. po II wojnie światowej akcja dożywiania jeńców czekoladami skończyła się wieloma zgonami.

Cała ta sytuacja jest jednak bardziej pospolitym ruszeniem niż sprawnie funkcjonującym systemem opieki zdrowotnej.

Czy państwo coś robi w kierunku poprawy sytuacji?

Państwo podejmuje wiele działań w zakresie refundacji żywienia dojelitowego i żywienia pozajelitowego, co zasługuje na pochwałę. Jednak brakuje środków na zatrudnianie dietetyków i finansowanie doustnych suplementów pokarmowych, zwanych ONS-ami – chociaż dla pewnych grup pacjentów.

Pacjenci, którzy opuszczają szpital, często są osłabieni i mogą cierpieć na zespół poszpitalny. Aby odbudować wszystkie straty, o których wspominałam, wielu z nich powinno przyjmować przez jakiś czas takie ONS-y. Niestety, nie wszyscy są w stanie sobie na to pozwolić..

Dla przykładu pacjent ciężko niedożywiony pacjent, który rozwija niedożywienie w szpitalu, a potem je pogłębia, wychodzi ze szpitala bez żadnych zaleceń ani wskazówek, jak poprawić swój stan odżywienia. To bardzo poważny problem, gdyż 25 proc. takich pacjentów umiera w ciągu 6 miesięcy od wypisania ze szpitala.

Prawo i Sprawiedliwość w ramach swojej kampanii wyborczej obiecało program Dobry Posiłek. Krok w dobrą stronę czy bez większego znaczenia?

Każde zainteresowanie tematem jest wartościowe. Jednak zwiększenie tylko kwoty przydzielonej na posiłki, np. poprzez wprowadzenie lepszej jakości mięsa czy wymianę marki jogurtu, samo w sobie nie rozwiąże problemu. Poprawa jakości posiłków nie jest wystarczająca, jeśli nie ma wiedzy na temat tego, co dokładnie dostaje pacjent oraz braku wsparcia ze strony dietetyka.

Zapowiedziany program miałby sens, gdyby skupił się nie tylko na poprawie jakości posiłków, ale także na zapewnieniu, że dietetyk będzie odpowiedzialny za opiekę nad pacjentem.

To ważny krok, ale bez obecności dietetyka, taki program może nie przynieść poprawy stanu pacjenta. Osoba taka jest niezbędna, aby skoordynować żywienie pacjenta i dostosować je do jego indywidualnych potrzeb.

Ostatecznie, choć smak kotleta w szpitalu może być ważny, kłopoty z żywieniem w szpitalach nie polegają przede wszystkim na smaku jedzenia, lecz na zapewnieniu pacjentom odpowiedniego wsparcia żywieniowego.Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
szpitalszpitalne jedzenienfz
Komentarze (114)