Droga do "urządzenia się do końca życia" była daleka, o wiele bliższy i bardziej realny wydawał się pluton egzekucyjny...
Prawdziwym problemem dla rzeczników finansowej nieskazitelności pułkownika okazał się jednak nie segment przy ulicy Rajców, ale sad w Stefanówce koło Wiązowny. Posiadłość o powierzchni ponad 10 hektarów oficjalnie kupiono na Bogdana Kuklińskiego za niewyobrażalną kwotę 2 milionów złotych. Do tego doszło jeszcze obciążenie hipoteczne w wysokości 450 tysięcy złotych. Transakcję sfinalizowano na przełomie 1980 i 1981 r., kiedy Hanna Kuklińska od dwóch lat już nie pracowała. Średnia krajowa wynosiła wówczas 6040 złotych, co oznacza, że gdyby pułkownik dokonywał zakupu obecnie, musiałby zapłacić blisko 1,2 miliona złotych. A do tego jeszcze hipoteka w wysokości ponad ćwierć miliona...
Bogdan Kukliński (oficjalnie bez zatrudnienia) zapłacił 250 tysięcy zadatku, po czym ojciec zakończył transakcję. Pieniądze przekazał w swojej warszawskiej willi, a dotychczasowy właściciel sadu zapamiętał, że otrzymał banknoty posegregowane i że każdy plik miał banderolę bankową. Sadem rzeczywiście zajmował się Bogdan, który w międzyczasie zdobył uprawnienia rolnicze (był to warunek przeprowadzenia transakcji na jego nazwisko). Wiadomo, że "usprzętowił" nieco gospodarstwo - zakupił nowy traktor, dysponował również dwoma samochodami (warszawa kombi i tarpan). To były kolejne koszty i to wcale niemałe. Gdy bowiem kilka miesięcy później rodzina szykowała się do ewakuacji, Bogdan pospiesznie sprzedał ciągnik. Uzyskał za niego 120 tysięcy złotych, a nabywca był bardzo zadowolony z tak okazyjnej ceny... Franciszek Puchała, emerytowany generał LWP, w swojej bardzo krytycznej (delikatnie mówiąc) biografii Kuklińskiego przytacza opinię anonimowego oficera kontrwywiadu: "(...) Proszę nie wierzyć, że nie brał
pieniędzy. Musiał brać, bo skąd miałby na willę, jacht, samochód i hektary sadów. Poza tym wiedział, że w Waszyngtonie ma swoje konto, na które wpływają dolary. I że jak wyjedzie, to w USA czekać będzie na niego obywatelstwo i pełne konto w banku. I będzie urządzony do końca życia".
Dziwnym jednak trafem ludzie wyrażający podobne opinie niemal zawsze pozostają anonimowi. Przypadek? Bardzo wątpliwe. Przy okazji warto też przypomnieć, że dla Kuklińskiego droga do "urządzenia się do końca życia" była wówczas bardzo daleka, a o wiele bliższy i bardziej realny wydawał się pluton egzekucyjny...
Fragmenty książki Sławomira Kopra "Wielcy szpiedzy PRL" publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa "Czerwone i Czarne".
(js)