Młodemu Adolfowi kozioł odgryzł pół penisa?
Definitywnej, pełnej odpowiedzi na temat tego, jak wyglądały relacje Hitlera z kobietami, prawdopodobnie nie doczekamy się nigdy. Już Konrad Heiden, pierwszy biograf Hitlera, mówił o jego "nieprzejrzystym erotyzmie" i jak dotąd niewiele się w tej sprawie zmieniło. Jeśli chodzi o rzeczony aspekt życia prywatnego, Hitler nawet wobec zaufanych osób bawił się w chowanego. Zachowało się na ten temat niewiele autentycznych dokumentów o charakterze osobistym - większość z nich zapewne padła ofiarą akcji niszczenia, jaką pod koniec wojny przeprowadził Julius Schaub. Nic zatem dziwnego, iż żaden rozdział życiorysu Hitlera nie obrósł tyloma plotkami i legendami, co właśnie jego stosunek do płci pięknej. Do najbardziej niedorzecznych zaliczają się spekulacje o niekompletności jego genitaliów. Przyjmowano za dobrą monetę zarówno opowieść jego kolegi szkolnego o tym, że młodemu Adolfowi kozioł odgryzł pół penisa, jak i twierdzenie - oparte na raporcie z obdukcji przeprowadzonej przez radzieckiego lekarza sądowego w 1945
r. - że Hitlerowi brakowało lewego jądra. Tymczasem wszystkie informacje pochodzące od jego osobistego lekarza, Theodora Morella, który badał Hitlera również w okolicy intymnej, wskazują, że narządy rozrodcze pacjenta nie odbiegały od normalności. Tak więc twierdzenia, że Hitler nie mógł uprawiać z kobietami miłości fizycznej, rozmijają się z prawdą.
Na manowce wiodą także wszelkie próby dopatrzenia się patologii w jego zachowaniach seksualnych. Pożywki dostarczył tu między innymi Ernst Hanfstaengl, którego książkowe wspomnienia, opublikowane w 1970 r., zawierają pieprzną anegdotę, wyraźnie obliczoną na voyeuryzm czytelników. Dowiadujemy się mianowicie, że któregoś wieczoru, gdy Hanfstaengl wyszedł z pokoju, żeby wezwać taksówkę dla Hitlera, ten wykorzystał chwilową nieobecność gospodarza, aby uklęknąć przed jego żoną Helene, "nazwać się jej niewolnikiem i pożalić się na swój nieszczęsny los, który dopiero teraz zesłał mu gorzko-słodkie doznanie znajomości z nią". Żona Hanfstaengla "z wielkim trudem" zdołała "w porę skłonić gościa, wijącego się w pokorze u jej nóg, żeby wstał", zanim dwuznaczną scenę ujrzy jej małżonek. Intuicyjna konkluzja, że człowiek, z którego rozkazu dokonywano później potwornych zbrodni, musiał być nienormalny także w dziedzinie seksu, wydawała się nader przekonująca. Dlatego ochoczo zaakceptowano ją w literaturze przedmiotu.