Uświadamianie młodzieży
"Czy w ogóle należy uświadamiać? Nad tą kwestią nie trzeba zatrzymywać się długo, jest ona jasna i oczywista. Dzieci nasze i młodzież jest już uświadomiona". Te słowa postępowa pedagog Teodora Męczkowska napisała w 1934 roku. Równie dobrze mogłaby sformułować je trzydzieści lat wcześniej.
Ankieta z 1903 roku, opracowana przez Męczkowską, wskazywała na uderzająco wczesne rozpoczynanie życia płciowego przez chłopców. Typowy dwunastolatek wiedział już o seksie niemal wszystko. Nie mając dostępu do internetu, jak dzisiejsza młodzież, chłopcy wyciągali fakty od lepiej zorientowanych kolegów. Takiej odpowiedzi na pytanie o sposób uświadomienia udzieliło 70 proc. ankietowanych. Na drugim miejscu znalazła się służba domowa, a na trzecim - własne dociekania.
Inaczej rzecz się miała z dziewczynkami. Na przełomie XIX i XX wieku nikt nie pytał uczennic o wiek inicjacji seksualnej. Nawet nie chodziło o wstyd przed przeprowadzeniem podobnej ankiety wśród dziewcząt. Bądź co bądź w tym samym czasie Walery Miklaszewski bez skrępowania wyciągał od pacjentek informacje o tym, jak często mają orgazm. Ankieta na temat pierwszego razu u kobiet po prostu wydawała się lekarzom zupełnie bezcelowa. Nie mieściło im się w głowach, że którakolwiek z respondentek przyzna się do seksu przedmałżeńskiego. Jeszcze w 1904 roku Iza Moszczeńska pisała z absolutną powagą o sytuacji dowolnej porządnej dziewczyny, która ulegnie erotycznej pokusie: "Jeśli, broń Boże!, nie czekała zawarcia prawomocnego małżeńskiego kontraktu, jeżeli zaufała człowiekowi, który się okazał tego zaufania niegodnym, wówczas musi pragnąć i błagać niby łaski, ażeby raczył naprawić złe, żeniąc się z nią, inaczej bowiem będzie nieodwołalnie zhańbioną".
Na zdjęciu: przedwojenna fotografia ze zbiorów Biblioteki Narodowej.