PolskaZrobię porządek w szkole

Zrobię porządek w szkole

Minister Roman Giertych jest przekonany, że szkoła nie jest w stanie wychowywać bez rodziców. Dlatego chce wzmocnić rolę rad rodziców. Z Romanem Giertychem rozmawia ks. Artur Stopka

Zrobię porządek w szkole
Źródło zdjęć: © WP.PL

Ks. Artur Stopka: Czym, według Pana, edukacja różni się od wychowania?

Roman Giertych: – Wychowanie mieści się w ramach edukacji, jest też warunkiem edukacji. To są pojęcia, które nawzajem na siebie zachodzą. Wydaje mi się, że dzisiaj, żeby edukować, kształcić, przede wszystkim trzeba wychowywać. Brak wychowania jest przyczyną coraz niższego poziomu wykształcenia polskiej młodzieży.

Pana zdaniem poziom wykształcenia spada?

– Spada. Mamy coraz słabsze wyniki. Oczywiście nie we wszystkich dziedzinach. Na przykład pod względem znajomości języków obcych mamy postęp, ale wiedza na temat języka polskiego spada.

Co jest ważniejsze – wychowanie czy edukacja?

– To są dwa elementy, które powinny być ze sobą wiązane, a nie przeciwstawiane.

Kto powinien wychowywać – rodzina, szkoła, państwo, Kościół?

– Wszyscy, ale nie w równym stopniu. Przede wszystkim prawo i obowiązek wychowania mają rodzice. To jest prawo, które jest ponad wszystkimi prawami. To znaczy, że jeśli rodzice nie chcą, aby szkoła wychowywała w określonym kierunku, mają do tego prawo. Jeśli nie chcą, aby ich dziecko wychowywał Kościół, bo nie są ludźmi wierzącymi, nikt nie może zmusić ich dziecka do chodzenia na religię. Państwo wychowuje przez szkołę i przez prawo. Prawo jest elementem wychowującym nie tylko młodzież, ale całe społeczeństwo.

W jakim stopniu rodzice mogą swoje prawo do wychowania odstąpić szkole?

– Odstąpić nie mogą. Szkoła może ich w wychowaniu wspomagać, ale nie zastępować.

Często można usłyszeć głosy rodziców, że szkoła powinna wychowywać...

– To jest miraż. Szkoła nie jest w stanie wychować bez rodziców. Dlatego chcemy wprowadzić ustawowe zmiany wzmacniające i aktywizujące rady rodziców w szkołach. W szkołach publicznych będą one obowiązkowe. Obecnie takie rady istnieją w zaledwie 15 procentach szkół.

O czym te rady mają decydować?

– Najważniejsza kompetencja tych rad to współdecydowanie o programie wychowawczym szkoły. Chodzi m.in. o regulacje dotyczące zachowania w szkole, kwestie związane ze strojem, reguły postępowania z tymi, którzy przekraczają zasady przyjęte w danej szkole, problem zajęć dodatkowych...

A kwestia systemu wartości promowanego w danej szkole?

– Również. Moim zdaniem to rada rodziców, a nie tylko dyrekcja, powinna decydować na przykład, jakie stowarzyszenia i organizacje mogą działać na terenie szkoły, a jakie nie. Dlaczego chce Pan do ustawy wpisać problem jednolitego stroju szkolnego? Przecież obecnie nic nie zabrania wprowadzania takich strojów. – Tak, ale nie wiadomo, kto ma o tym decydować. Chcemy po prostu tę kwestię uporządkować.

Pan jest zwolennikiem mundurków szkolnych?

– Jako rodzic – tak. Z kilku powodów. Po pierwsze – bezpieczeństwo. Jeżeli mamy jednolite stroje, od razu widać, gdy ktoś obcy wchodzi do szkoły. Na przykład diler narkotyków. Po drugie – zachowanie dzieci i młodzieży w drodze do i ze szkoły. Dziecko będzie łatwo zidentyfikować z konkretną szkołą. To jest element powstrzymujący agresję, wygłupy. Aspekt trzeci – solidaryzm. Jednakowy strój eliminuje wyścig ekonomiczny widoczny w ubiorze, który powoduje, że uczniowie dzielą się pod tym względem na lepszych i gorszych. Czwarty powód – jednolite stroje są tańsze – dotyczy to zwłaszcza dziewcząt. Jest też kwestia przyzwoitości stroju ucznia. Chciałby Pan, żeby kiedyś Pana córki miały na świadectwie maturalnym ocenę niedostateczną albo zero punktów?

– Nie chciałbym. To dlaczego ogłosił Pan „amnestię maturalną”?

– Trzeba najpierw odpowiedzieć, skąd się wziął taki wniosek Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Został popełniony błąd przy egzaminie z biologii – wyznaczono za wysoki pułap. W rezultacie tego błędu, w tym roku matury z biologii nie zdało 30 procent maturzystów (w zeszłym roku 3 procent). Mogliśmy powiedzieć: „to nie nasz problem”, ale skoro został popełniony błąd, to chcemy go naprawić.

Pierwszy raz słyszę takie wyjaśnienie. Dlaczego wcześniej Pan tego w ten sposób nie wyjaśnił?

– Ja to mówię od początku całej sprawy, ale media tego nie nagłaśniają.

Mimo wszystko, czy nie lepiej zrobić tak jak napisaliśmy w „Gościu” – umożliwić poprawki jeszcze w tym roku, zaraz po wakacjach?

– Czytałem ten komentarz w „Gościu”. Ale problem jest szerszy. Pojawi się ze zdwojoną siłą, gdy wprowadzimy obowiązkową maturę z matematyki. Warto przypomnieć, że ostatni raz matematyka była przedmiotem obowiązkowym na maturze dwadzieścia cztery lata temu. Dziś poziom nauczania matematyki jest zastraszająco niski. Uczelnie techniczne już dziś mają za mało kandydatów. Dlatego musimy wprowadzić obowiązkową maturę z matematyki.

Co Pan myśli na temat bonu edukacyjnego?

– Popieram. W tej chwili de facto jest bon edukacyjny, bo pieniądze idą za uczniem. Każda szkoła dostaje subwencję oświatową w zależności od liczby uczniów, ale rodzice nie otrzymują tego bonu do ręki. Subwencje otrzymują szkoły publiczne i niepubliczne.

W Stanach Zjednoczonych coraz popularniejsze jest uczenie dzieci w domu, a nie w szkole. Widzi Pan możliwość wprowadzenia podobnego rozwiązania w Polsce?

– Jest taka możliwość. Zwłaszcza że, jak pokazują doświadczenia amerykańskie, dzieci uczone w ten sposób są lepiej wykształcone niż dzieci chodzące do szkoły. W Polsce, jeśli chodzi o rozwiązania dotyczące tego sposobu kształcenia, można wiele poprawić. Myślę, że dla wielu rodziców, w dobie narastającej agresji w szkole, to jest interesująca propozycja.

Pan sam chciał być ministrem edukacji czy zaproponowano to Panu podczas tworzenia koalicji?

– Sam chciałem.

Dlaczego?

– Zawsze zajmowałem się wychowaniem młodzieży i uważam, że jeżeli się nie zrobi porządku w polskiej szkole, nie wprowadzi podstawowego ładu, to możemy sobie działać i działać, a lewica nam przejmie rząd dusz. Aby zrobić w Polsce zmiany, trzeba postawić na wychowanie młodych. W nich jest przyszłość. Kto wychowuje młodzież, ten buduje Rzeczpospolitą. Jeżeli budujemy IV Rzeczpospolitą, a pozwalamy, aby Biedroń (działacz gejowski, prezes Kampanii przeciw Homofobii – przyp. red.) wychowywał nam młodzież, to to jest głupota.

Dlaczego tak często ogłasza Pan publicznie nowe pomysły?

– Po prostu chcemy wiele spraw konsultować. Jeszcze cztery miesiące temu zainteresowanie pracami ministerstwa edukacji wynosiło jeden procent tego, co obecnie. My wiele rzeczy konsultujemy po to, aby podejmować dobre decyzje.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)